Nikt nie kupi nam stradivariusa

Nikt nie kupi nam stradivariusa

W przyszłości nikt nie będzie pytał, czy w roku 2007 jedliśmy kiełbasę, czy nie, tylko co zostało po kulturze tego czasu Prof. Konstanty A. Kulka –– najwybitniejszy polski skrzypek, urodził się 60 lat temu w Gdańsku i tam zdobył wykształcenie muzyczne. Zagraniczne sukcesy rozpoczął od wyróżnienia w 1964 r. na Międzynarodowym Konkursie im. Paganiniego w Genui oraz I nagrody na Międzynarodowym Konkursie Radiowym w Monachium w 1966 r. Jego gra zawsze odznaczała się techniczną perfekcją i emocjonalną powściągliwością. Wykonał ponad 1,5 tys. koncertów symfonicznych i recitali na całym świecie. Gra ze słynnymi orkiestrami, występuje stale na festiwalach m. in. w Lucernie, Bordeaux, Berlinie, Brighton, Pradze, Barcelonie. Dokonuje wielu nagrań płytowych, radiowych i telewizyjnych. Są wśród nich dzieła polskiej muzyki współczesnej. Od 40 lat jest związany z Filharmonią Narodową, dziś już całkiem „honorowo”, jako jej solista. W Akademii Muzycznej w Warszawie prowadzi klasę skrzypiec. 40 lat temu, po pańskim wielkim sukcesie w Monachium na konkursie udzielił pan wywiadu, z którego zapamiętałem tylko jedno zdanie. Ogromnie lubił pan wówczas szybką jazdę samochodem. A dziś? – Kiedyś lubiłem, teraz trochę mniej. Niektórzy jeżdżą tak, jakby nie mieli rozumu ani za grosz rozwagi. Po prostu jak wariaci. Jest ich niestety bardzo dużo. Rozumiem, że młodzi chcą innym zaimponować w samochodzie, mają nadmiar adrenaliny. Ale przy obecnej intensywności ruchu i stanie dróg ryzyko jest zbyt duże. Kiedy 40 lat temu miałem swój pierwszy samochód, aut na drogach było wielokrotnie mniej, a stan dróg przypominał obecny. Teraz już samo poruszanie się po drogach jest niebezpieczne. Choć lubię jeździć szybko i niekiedy, gdy warunki i sytuacja pozwalają, przekraczam nieco dozwoloną prędkość, staram się jeździć maksymalnie ostrożnie. Przestałem być wielkim zwolennikiem szybkości za kółkiem, ale nie lubię też kierowców, którzy np. lewym pasem jeżdżą zbyt wolno, bo to również może być niebezpieczne. Wtedy pan trąbi i daje znaki światłami? – Nie. Najwyżej sobie na głos ponarzekam, ale tego nikt nie słyszy. Szybka jazda po strunach Szybka jazda jest oznaką temperamentu, czyli czegoś, co cechuje muzyka wirtuoza. Widzi pan związek między prędkością w samochodzie a szybkim, błyskotliwym graniem na skrzypcach? – To nie ma bezpośredniego związku ze sobą. Szybka jazda to raczej dowód refleksu i ja chyba 40 lat temu taki refleks miałem. Szybkie granie na instrumencie dowodzi z kolei dużych zdolności manualnych. Ale gdy muzyk „pędzi” zbyt szybko, to nie jest zdrowe zjawisko. Trzeba grać tak, by wszystko było normalne, słyszalne i logiczne. Szanujący się skrzypek, który ma predyspozycje, by zaistnieć jako solista i uczestniczyć w normalnym życiu koncertowym, musi grać wszystko, utwory różnych epok, muzykę kameralną, ale też kompozycje wirtuozowskie, których głównym celem jest pokazanie techniki i wirtuozerii. Na ostatnim Konkursie im. Wieniawskiego wielu uczestników zaproponowało utwory spoza żelaznego repertuaru, trudne koncerty i sonaty współczesne, Szostakowicza, Prokofiewa, Bartoka. Krytycy uznali, że ta młodzież uprawia „wiolinistykę ekstremalną”. – Nie zgodziłbym się z tym poglądem. Prokofiew, Szostakowicz to już klasyka, choć utwory z żelaznego repertuaru są bardziej popularne i jakby łatwiejsze. Ale w końcu ile razy można słuchać w kółko Beethovena, Brahmsa, Czajkowskiego? Choć te koncerty osobiście zaliczam do najlepszych w literaturze skrzypcowej, to grając je bez przerwy, można słuchaczy znudzić. Gdzie są Himalaje? Czyli nie istnieją skrzypkowie ekstremalni? – Niektórzy w istocie mają zdolności techniczne w określonym kierunku, łatwość w jakiejś specyficznej dziedzinie techniki skrzypcowej i jest całkiem normalne, że chcą podkreślić swoją przewagę, wybierając utwory najeżone tego typu trudnościami, a słuchacze podzielają zachwyt. Jednak takie karkołomne popisy to w ogólnym rozrachunku mały procencik działalności skrzypka kameralisty czy solisty, i one nie mogą być jeszcze wykładnikiem jego ogólnej jakości czy oceny, bo akurat taki artysta w innej dziedzinie może przedstawiać kwalifikacje niewystarczające. Chociaż zdobył skrzypcowe Himalaje, może się okazać za słaby na płaskim terenie? – Tutaj nie ma Himalajów pod względem technicznym, w sztuce w ogóle nie można powiedzieć, że ktoś jest najlepszy na świecie, bo tylko w sporcie są takie punktacje, a i tak ten, kto zwycięża, nie zawsze jest rzeczywiście najlepszy. W muzyce liczy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2007, 2007

Kategorie: Kultura