No to co?

Dwie osoby skłoniły mnie ostatnio do korekty moich zapatrywań. Są nimi ksiądz Dariusz Oko, podobno wykładowca na KUL-u, oraz prezydent Warszawy, Lech Kaczyński.
Do tej pory bowiem byłem raczej zdania, że obrona praw gejów i lesbijek, aczkolwiek słuszna, należy jednak do marginalnych celów społecznych, czasami zaś oznacza nawet wygodną wymówkę wobec zaniechania celów właściwych. Pogląd ten trafnie rozwija w nowo wydanej książce „Dogmatyzm, rozum, emancypacja”, zbiorze szkiców o tradycji oświeceniowej, Przemysław Wielgosz, pisząc: „Zamiast ruszania z posad bryły świata ponowoczesna młodzież woli spędzać czas na transpersonalnych psychoterapiach, egzorcyzmując toksyczne emocje z własnych głów”.
To prawda. Jednakże ksiądz Oko i Lech Kaczyński udowodnili właśnie, jak bardzo niepełna.
Prezydent Kaczyński dowiódł tego, zakazując Parady Równości na ulicach Warszawy przy użyciu żałosnych wymówek w rodzaju braku alternatywnego rozwiązania dla ruchu kołowego itp. Piszę to jeszcze przed dniem parady, a więc nie wiem, jak poradzą sobie demonstranci z prezydenckim zakazem, tak czy owak jednak decyzja prezydencka jest naruszeniem gwarantowanego przez konstytucję prawa do zgromadzeń, należącego do podstawowych swobód obywatelskich. Dziś zakaz wymierzony jest przeciw gejom i lesbijkom, ale jutro może zostać skierowany przeciwko dowolnej grupie ludności, której postulaty lub wręcz wygląd nie odpowiadają prezydentowi – kolejarzom, komuchom, weteranom, Cyganom, karmiącym matkom lub niemowom. Parada Równości stała się więc ni stąd, ni zowąd przyczółkiem demokracji, którego trzeba bronić. Westerplatte też nie było niczym szczególnie ważnym militarnie, po prostu składnicą wojskową, ale broniono go do ostatka przed atakiem faszystów.
Ideowego uzasadnienia dla decyzji prezydenta Warszawy dostarcza ksiądz Oko. Zawarł je w artykule w „Gazecie Wyborczej” oraz w rozmowie z Jackiem Żakowskim w radiu TOK FM, której słuchałem z zapartym tchem. Otóż ksiądz Oko twierdzi, że ten, kto chce udać się na Paradę Równości, musi najpierw „podeptać nauki Jana Pawła II”, utrzymując, że Jan Paweł II był szczególnie wrogi wobec gejów i lesbijek.
Ksiądz Oko pewnie wie to lepiej, ale nie jest to żaden argument w państwie świeckim, jakim dotychczas jeszcze jest Polska. Po śmierci Jana Pawła II sporo inteligentnych osób wyrażało obawę, że przywiązanie Polaków do papieża-rodaka może spowodować wykorzystanie tej emocji w celach politycznych, zmanipulowanie jej w służbie nacjonalizmu, parafiańszczyzny i dążenia do państwa teokratycznego, a więc niedemokratycznego. Ksiądz Oko jest tego przykładem.
Idzie on jednak dalej, utrzymując w rozmowie z Żakowskim, jakoby istniał międzynarodowy, globalny spisek homoseksualistów przeciwko Kościołowi katolickiemu, który na Zachodzie przyjmuje zresztą znacznie bardziej rozwydrzone formy niż u nas. Stawia on także – w swoim artykule – homoseksualizm na równi z pedofilią, zoofilią, nekrofilią i innymi wynaturzeniami seksualnymi.
Mówiąc to, duchowny z KUL-u dokonuje jednak umyślnej manipulacji, negując fakt, że związki homoseksualne są zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn związkami dobrowolnymi, słusznie określanymi jako partnerskie, podczas gdy wszystkie inne wymienione odstępstwa od statystycznej normy seksualnej są owocem przemocy, a więc są one równie naganne i karalne jak heteroseksulany gwałt.
Myślenie księdza Oko zakorzenione jest jednak historycznie w tradycji katolickiej, co przyznał nawet pewien rozsądny dominikanin, którego nazwiska nie zapamiętałem, rozmawiając również w radiu TOK FM z Ewą Siedlecką. „Encyklopaedia Brittanica” pod hasłem homosexuality powiada, że poglądy na to zjawisko są różne w różnych kulturach, starożytni Grecy akceptowali związki homoseksualne mężczyzn i kobiet, uważając je nawet za wyższą formę miłości, kultura judeochrześcijańska zaś uważa je za grzeszne. Bierze się to z zasadniczo antyseksulanej postawy tej kultury, dla której seks jest jedynie narzędziem prokreacji, nie zaś częścią (stworzonej przecież chyba przez Boga?) urody życia. Kobieta jest w tej tradycji pełnym pokus narzędziem szatana, a związki seksualne pomiędzy kobietą a mężczyzną nieprowadzące do prokreacji również są grzechem. Stąd bierze się tragiczny społecznie kościelny zakaz antykoncepcji, katastrofalny dla ludzi biednych, morderczy w regionach świata opanowanych przez AIDS, który Jan Paweł II – i tu ksiądz Oko ma rację – niestety podtrzymywał.
Ale idąc konsekwentnie tą ścieżką, należałoby zakazywać nie tylko demonstracji homoseksualnych, z pewnością prokreacyjnie jałowych, ale także wszelkich zgromadzeń ludzi, którzy obcując ze sobą seksualnie, nie płodzą przy tym dzieci. Oni także przecież „depczą nauki papieża”, co warto podsunąć pod rozwagę prezydentowi Warszawy.
Aby uporać się jakoś z problemem homoseksualizmu, kręgi prawicowe, a także Kościół, przedstawiają go chętnie jako chorobę, którą należy leczyć. Najskuteczniejszy medykament w tej chorobie wynalazł Adolf Hitler, kastrując homoseksualistów w obozach koncentracyjnych lub po prostu ich rozstrzeliwując. Nauka jednak wcale nie potwierdza, że homoseksualizm jest dewiacją chorobową, nie zaś decyzją kulturową. Słynna ankieta Kinseya z 1948 r. dowodzi, że 30% dorosłych mężczyzn w Ameryce i nie mniej niż 15% kobiet przeszło przez związki homoseksualne, a wielu z nich zachowuje postawy biseksualne. Mimo to trudno uznać ich za chorych.
Wspomniany wyżej dominikanin z radia TOK FM, podtrzymując wersję o homoseksualizmie jako chorobie, mówi, że zgłaszają się do niego osoby homoseksualne i są to osoby nieszczęśliwe, szukające pomocy. Chętnie w to wierzę, ponieważ te osoby, które zwracają się ze swymi problemami seksualnymi do księdza, z pewnością żyją w poczuciu grzechu i zagubienia, co jest piętnem wyciskanym przez kulturę. Nie przychodzą tam natomiast osoby szczęśliwe, żyjące pełnią życia emocjonalnego, kochające i kochane, jakich coraz więcej, a może po prostu coraz jawniej spotyka się wokoło.
Te więc osoby chcą, aby przyznano im równe prawa obywatelskie, a także majątkowe, prawa dziedziczenia i wspólnoty, niezbędne we współczesnym społeczeństwie. Temu ma służyć Parada Równości.
W tunelu, przez który przejeżdżam codziennie, jadąc do domu, widnieje na ścianie wielki napis: „Geje to zwykłe pedały”. Myślę jednak, że któregoś dnia autor tego olśnienia dopisze pytanie: no to co?

Wydanie: 2005, 24/2005

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy