Nobel nie dla Polaka

Nobel nie dla Polaka

Prędzej Legia wygra Ligę Mistrzów niż pracujący w kraju polski naukowiec dostanie Nobla z chemii, fizyki czy medycyny

Nagroda Nobla jest jedyną nagrodą naukową wywołującą szersze zainteresowanie społeczeństwa, dlatego w pierwszym tygodniu października, kiedy ogłasza się nazwiska laureatów, media poświęcają jej stosunkowo dużo uwagi. Nagroda ta, podobnie jak złote medale olimpijskie, ma również znaczenie propagandowe, gdyż jest wyznacznikiem poziomu badań naukowych w danym kraju. Od lat ministrowie odpowiedzialni za rozwój polskiej nauki po ogłoszeniu nazwisk laureatów ubolewają, że nie ma wśród nich naukowców pracujących w Polsce, i obiecują, że przeprowadzana właśnie przez nich reforma nauki w krótkim czasie doprowadzi do przyznania Nobla Polakowi. Są to (i najprawdopodobniej jeszcze długo będą) pobożne życzenia, bo szansa na przyznanie naukowcowi pracującemu w Polsce tej nagrody z chemii, fizyki czy medycyny jest mniejsza niż szansa na wygranie przez Legię Ligi Mistrzów w tym sezonie piłkarskim. Aby o tym się przekonać, wystarczy prześledzić procedurę nominacji kandydatów i wyboru laureatów.
Prawo nominowania kandydatów do Nagrody Nobla mają jej dotychczasowi laureaci, członkowie Komitetu Noblowskiego z chemii, fizyki i medycyny oraz mianowani na stałe profesorowie chemii, fizyki i medycyny ze Szwecji, Danii, Finlandii, Norwegii i Islandii. Ponadto Komitet rokrocznie wysyła listy do wybranych naukowców z zaproszeniem do złożenia nominacji. Ta ostatnia grupa jest co roku zmieniana i wybierana w taki sposób, aby stanowiła reprezentację całej światowej nauki. W sumie w nominacjach z każdej z wymienionych dziedzin uczestniczy ok. 3 tys. osób, wskazując średnio ok. 250 kandydatów do nagrody. 95% nominowanych nie ma żadnych szans na przejście dalszej skomplikowanej procedury i znalezienie się na ostatnim etapie przyznawania Nobla. Ich nazwiska pojawiają się bowiem na skutek subiektywnego przeceniania znaczenia ich osiągnięć przez nominującego, promowania kandydata z najbliższego otoczenia naukowego czy wreszcie zbyt wysokiego oceniania tego kierunku badań, który reprezentuje zgłaszający. Zaproszenia wysyłane są do wybranych uczelni, ale w każdym roku do innych, przy czym imienne zaproszenia otrzymują wszyscy profesorowie tej uczelni zatrudnieni na stałe, reprezentujący tę dziedzinę nauki, której dotyczy nominacja. Wśród nominujących jest sporo Polaków, autor tego artykułu od uzyskania tytułu profesora w 1993 r. pięciokrotnie był proszony o nominację kandydata do Nagrody Nobla z chemii, zresztą razem z innymi profesorami Wydziału Chemicznego Politechniki Warszawskiej. Nominacje są poufne, Komitet Noblowski ujawnia je dopiero po 50 latach. Znane są natomiast nazwiska nominujących i nominowanych sprzed 1966 r. Listy tych nazwisk są bardzo ciekawe, dostarczają bowiem interesujących informacji o stanie polskiej nauki i aspiracjach naukowców.

Nominacje z Krakowa, Moskwy i Lwowa

Pierwszym nominowanym do Nagrody Nobla z polskiego uniwersytetu był fizyk i chemik, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Karol Olszewski, znany m.in. z tego, że wspólnie z Zygmuntem Wróblewskim po raz pierwszy skroplił tlen i azot. Nominował go w 1904 r. rosyjski fizyk z Moskwy Nikołaj Umow. Nominację tę powtórzyło w 1913 r. czterech profesorów UJ. Olszewski szans na nagrodę jednak nie miał, konkurenci byli zbyt silni. W 1904 r. nagrodę z fizyki dostał naukowiec znacznie większego kalibru – Brytyjczyk lord Rayleigh (John William Strutt), m.in. za badania gęstości gazów i odkrycie argonu, a w roku 1913 Holender Heike Kamerlingh-Onnes – odkrywca nadprzewodnictwa metali, zjawiska o fundamentalnym dla fizyki znaczeniu.
Drugi był Napoleon Cybulski, fizjolog, profesor UJ, którego do nagrody z medycyny zgłosiło w 1911 r. sześciu profesorów z Uniwersytetu Lwowskiego i jeden z UJ. Nobla dostał jednak Niemiec Albrecht Kossel. Napoleon Cybulski został powtórnie nominowany w 1914 r. przez sześciu profesorów lwowskich. Komitet Noblowski jednak uznał, że żaden z dziewięciu kandydatów nie spełnia wszystkich kryteriów określonych w testamencie Alfreda Nobla i przesunął przyznanie nagrody z roku 1914 na następny. W 1915 r. przyznano więc dwie nagrody, tę za rok 1914 otrzymał austriacki fizjolog Robert Bárány.
Z kolei biochemik z Uniwersytetu Jagiellońskiego Leon Marchlewski, zresztą rodzony brat działacza komunistycznego Juliana Marchlewskiego, został nominowany w 1913 r. do Nagrody Nobla zarówno z chemii (przez dwóch kolegów z UJ), jak i z medycyny (przez bakteriologa z UJ i biochemika ze Lwowa).

Za szczepionkę na tyfus

W okresie międzywojennym do Nagrody Nobla nominowano tylko dwóch kandydatów z polskich uczelni. Pierwszym był Rudolf Weigl, profesor biologii z Uniwersytetu Lwowskiego, twórca pierwszej skutecznej szczepionki przeciw tyfusowi plamistemu. Weigl był nominowany do Nobla corocznie w latach 1930-1939, z przerwą w roku 1934. Największe szanse miał w 1930 r., kiedy nominowało go 14 profesorów medycyny z Warszawy i sześciu z Berlina (w tym czterech pochodzenia polskiego). Nagrodę dostał jednak Karl Landsteiner, austriackiego pochodzenia profesor Uniwersytetu Rockefellera, odkrywca grup krwi ludzkiej. Miał mniej nominacji niż Weigl, bo tylko 14, za to wysłanych przez naukowców z siedmiu krajów (czterech Austriaków, czterech Niemców, dwóch Szwedów, Czecha, Duńczyka, Szwajcara i Holendra). Należy tu podkreślić pełną mobilizację całego polskiego środowiska medycznego. W ciągu 10 lat Weigl miał w sumie 75 nominacji, w tym 69 od polskich profesorów z wszystkich wydziałów lekarskich ówczesnych uniwersytetów: Warszawskiego, Lwowskiego, Jagiellońskiego, Poznańskiego i Wileńskiego. Taką aktywność i jednomyślność lekarskiego środowiska naukowego trudno sobie dzisiaj wyobrazić!
Drugim nominowanym w latach międzywojennych polskim naukowcem był Wojciech Świętosławski – znakomity chemik fizyczny z Politechniki Warszawskiej, ale nie na miarę Nobla. Dwie nominacje wyszły w 1936 r. od pracowników państwowych instytutów badawczych, trzecia w tym samym roku od byłego rektora Politechniki Warszawskiej. Świętosławski był wówczas ministrem wyznań religijnych i oświecenia publicznego, gdyby więc nie poufność nominacji, można by podejrzewać zgłaszających o koniunkturalizm. Po wojnie był nominowany 11-krotnie w latach 1950-1962, ale wyłącznie przez polskich profesorów z uniwersytetów: Warszawskiego, Łódzkiego i Jagiellońskiego oraz Politechniki Warszawskiej. Oprócz Świętosławskiego do Nobla nominowany był po wojnie jeszcze jeden chemik, profesor Politechniki Warszawskiej Tadeusz Urbański. Zgłosił go w 1962 r. jeden z profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Fizycy górą

W latach 1962-1965 nominowano do Nagrody Nobla trzech fizyków z Uniwersytetu Warszawskiego. Prof. Mariana Danysza, zajmującego się fizyką jądrową i cząstek elementarnych, wskazało czterech profesorów z Warszawy, jeden naukowiec z Krakowa i jeden z Genewy. Pracujący w tej samej dziedzinie fizyki prof. Jerzy Pniewski był nominowany przez tych samych co Danysz czterech profesorów z Warszawy, a prof. Leopold Infeld, wybitny fizyk teoretyk, przez naukowca z Uniwersytetu we Fryburgu.
Jedynym naukowcem pracującym w Polsce, który po wojnie dostał nominację do Nagrody Nobla z medycyny, był prof. Ludwik Hirszfeld, którego w 1950 r. zgłosił naukowiec z Uniwersytetu Stanu Nowy Jork.
Na tym kończą się nominacje naukowców z polskich uczelni i innych instytucji naukowych, przesłane do Komitetu Noblowskiego przed 1966 r. O późniejszych, łącznie z tymi z zeszłego roku, napisze za 50 lat moja obecnie 13-letnia wnuczka Maja Dąbrowska, gdy staną się jawne. Statystyka przedstawionych w artykule nominacji wygląda dosyć żałośnie: na 129 zgłoszeń tylko dziewięć pochodziło od uczonych zagranicznych, a nawet wśród tych dziewięciu cztery zostały wysłane przez naukowców polskiego pochodzenia. Pewne szanse na nagrodę miał jedynie Rudolf Weigl, ale nawet jemu się nie udało, mimo pełnej mobilizacji polskiego środowiska lekarskiego.

Autor jest profesorem Politechniki Warszawskiej, w 1980 r. obronił na Uniwersytecie Pensylwańskim doktorat napisany pod kierunkiem Alana G. MacDiarmida, laureata Nagrody Nobla w 2000 r.

Wydanie: 2016, 41/2016

Kategorie: Nauka
Tagi: Adam Proń

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy