Noc dla nieznajomych

Nienawidzimy tych, którzy przynoszą złe wiadomości

Nie powinna odbierać telefonów w piątki, ale jakby się tak zastanowić, w czwartki też. Wtedy dzwonili co bardziej zapobiegliwi. Czasami Oldze wydawało się, że plan jej mieszkania rozwieszony jest po całej Polsce. Jedni znajomi reklamowali ją następnym. Jak to się zaczęło? Aha, parę lat temu zaproponowała nocleg komuś z kongresu pediatrycznego, przez następne pół roku dzwonili pediatrzy z całej Polski mówiąc, że Iksiński mówił, że ona mówiła, że w każdej chwili…
Nie, tak naprawdę nie zaczęło się od tego kongresu pediatrycznego. Chyba zaczęło się jeszcze na studiach, gdy jako pierwsza w grupie stała się właścicielką trzech dość dziwacznych, miniaturowych pokoików. Trzypokojowe mieszkanie zostało tak podzielone, by mogła się w nim pomieścić przed laty liczna męsko-damska rodzina Olgi. Potem wszyscy poszli na swoje, aż w mieszkanku została sama prababcia Olgi, która, gdy przyjrzała się tłumowi rodzinnemu, pokoiki zapisała Oldze, bo ta jako jedyna była studentką.
Dzwonek. Odruchowo podniosła słuchawkę. Przecież ciągle czekała na telefon od Janusza. Cisza. Wreszcie ktoś zaczął dukać: – Ja przepraszam, że tak późno.
Olga pomyślała, że chyba upadła na głowę. Wskazówka zegara minęła właśnie godzinę dwunastą. Jutro sobota, jeśli Janusz się odnajdzie, bo myślała o nim jak o zaginionym, nie jak o kimś, kto ją porzucił, jeśli zadzwoni, co mu powie… Że mieszkanie znowu zajęte.
Kobieta była jakąś znajomą szefowej Olgi, zjechała do Warszawy niespodziewanie i pozwala sobie zadzwonić. Jest na Centralnym. Olga pouczyła ją, jak ominąć mafię taksówkową i poszła przygotowywać pokój.
Dla Janusza ciągłe zmiany pościeli i kolejka do łazienki stały się pretekstem do zerwania. I może dlatego Olga miała tego dosyć. Obsesyjnie myślała o kawalerce, w której nie ma nawet dodatkowego, rozkładanego łóżka.
Bo przecież Janusz zamiast zniknąć, miał się rozwieźć. Wtedy, to znaczy kiedy ostrożnie próbowali romansu, wtedy jeszcze nie przeklinała ludzi, którzy uważali, że są dla niej wyjątkową atrakcją. Przecież tak się poznali. Kolega Janusza nie mógł polecieć sobotnim rejsem do Londynu. Janusz zadzwonił niepewnie, bo kolega mu podpowiedział, że w Warszawie jest taka Olga… A on przenocować kolegi nie może.
Uśmiechnęła się, rozkładając pościel. Janusz twierdził, że powinna otworzyć hotel. Jedno musiała przyznać – w każdej chwili mogła zatrzymać się u każdego ze swoich lokatorów. Tyle tylko, że Olga nie zasnęłaby w obcym domu. Za to uwielbiała anonimowe hotele. Janusz ich nie znosił, choć teraz nie miało to znaczenia.

Pokój jak konfesjonał

– Anna – uścisk dłoni był zdecydowany. – Dziękuję bardzo. Pomogłaś mi, naprawdę.
Olga uśmiechnęła się blado. Przelotni goście przynosili jej kwiaty, książki, czasem zostawiali dobre słowo i zapewnienie o swoich możliwościach. Załatwią, co Olga zechce.
Po godzinie Olga mogła zamknąć się w swojej klatce. Anna zapukała po cichutku, potem głośniej. – Śpisz? – zapytała i już była w środku. W ręce trzymała butelkę wina. – Tylko to można kupić o tej porze na Centralnym – uśmiechnęła się. – Przyjedziesz kiedyś do mnie, to cię naprawdę ugoszczę.
Ile razy Olga słyszała takie zapewnienie? Nie ma co, noc będzie mocno zarwana.
Rano Anna pojechała na spotkanie z adwokatem. W poniedziałek miała odbyć się sprawa rozwodowa. Trzecia. Prawdziwa wojna.
Olga przestała żałować, że Anna przyjechała. Ciszę, pustkę, nieobecność Janusza znosiła gorzej, niż sądziła. Lokatorzy. Może to tylko oni jej zostali? Zawsze zapewniali ją, że jest cudowna, dobra i najlepsza. Zmieniała pościel, parzyła morze kawy, pozwalała, by zamawiali pizzę i opowiadali o swoich kłopotach. Uśmiechała się. Najważniejsze, że cierpliwie słucha.
Anna wróciła wzburzona. Adwokat twierdził, że jej roszczenia finansowe są zbyt wygórowane. Podobno mąż zgromadził już dowody jej niewierności. To znaczy są ludzie, którzy przyjdą i powiedzą najgorsze rzeczy o Annie. Musi być ktoś dla przeciwwagi.
Olga obserwowała ptaki za oknem. Przysiadły na drzewie i nad czymś obradowały.
-… i pomyślałam, że mogłabyś mi pomóc – Anna wstała, oparła się o okno. Uśmiechnęła się neutralnie, zachęcona tym Anna nerwowo tłumaczyła, co Olga ma mówić. Po prostu opowie, jakie piekło miała Anna.
– Ale ja nawet nie wiem, jak on wygląda – broniła się Olga.
– Wszystko przygotowałam – Anna przyniosła parę zdjęć. – Spójrz. Prawda, że to przystojniaczek?
Olga rozłożyła zdjęcia, jakby miała z nich wróżyć. – Pomogę ci go załatwić – powiedziała.

Pozostań
ze swoim życiorysem

– Przesadziłem – powiedział Janusz. Śniadania jadał na jednej nodze, kawę popijał, słuchając porannych wiadomości. W lustrze mignęła niezadowolona twarz o coraz bardziej miękkim podbródku. – Zasada jest taka – wyrecytował Janusz – żadnych samotnych kobiet, które przestają śmiać się na trzecim spotkaniu, za to patrzą na ciebie, jakbyś je spod kry wyciągnął. Rozumiesz?
Ale pies schował się za kanapę. Poranny spacer był za krótki, więc Maks nie miał zamiaru współczuć Januszowi.
Po prostu przestał dzwonić do Olgi. Jej parę telefonów spławił, jakby była natrętem. – Zasada jest taka – powtarzał psu – tylko kobiety szczęśliwe, dla których jesteś dodatkowym szczęściem. A jak ci mówi, że nie pamięta, kiedy była taka szczęśliwa, to zjeżdżaj.
Pies nawet nie wyjrzał zza kanapy.
Dzień naszpikowany był terminami i Janusz czuł się jak zawodnik, który pokonuje kolejne odcinki trasy. O Oldze już nawet nie pomyślał.
– Ale ty też musisz mi pomóc – powiedziała Olga. Tego poranka, gdy Janusz przemawiał do psa, omawiały szczegóły jej zeznań. – Tobie się pewnie wydaje – Olga zawahała się – że ja mam takie poukładane życie, że tylko czekam, komu by tu użyczyć pokoik. A ja mam tego dosyć – podniosła głos.
– Co ja mam zrobić? – speszona Anna słuchała chaotycznej opowieści Olgi. Jakiś żonaty facet, przepraszam, w separacji, parę spotkań, nie zobowiązujące noce, kilka rozmów, ot, tak dotknęli się w życiu, ale każde miało pozostać ze swoim życiorysem. Anna na pamięć znała te scenariusze, które dodawały jej energii. Nigdy jednak nie traktowałaby ich poważnie. Ale Olga, z grymasem zapowiadającym łzy, wmówiła sobie, że to prawdziwa miłość. Szkoda tylko, że Janusz o tym nie wie. W innej sytuacji Anna wyrecytowałaby to wszystko, całą prawdę, potem mogłaby uspokajać i pocieszać, że życie się nie skończyło, choć jej zdaniem, takie Olgi tylko komplikowały wszystko. No, ale Olga miała być jej mocnym świadkiem. Kpina nie wchodziła w grę.
Adwokat był zachwycony Olgą. Pediatra, cień makijażu, drobiazgi starannie dobrane i ten ton zeznań, pełen troski, bez agresji wobec męża Anny. – Świetnie – powiedział po raz trzeci. Olga sama podsuwała warianty różnych wizyt u Anny, niespodziewanych i zapowiedzianych, i tę tak trudną do zniesienia prawdę. – On ją uderzył – te słowa Olga wypowiadała z takim bólem, że Anna przez chwilę czuła się jak ofiara. – No to mu pokażemy – adwokat zatarł ręce. Anna westchnęła. Nie wykręci się. Musi pójść do tego Janusza.

Pocałunek
na dużą odległość

– Ale tak naprawdę to dlaczego pani przyszła? – po półgodzinie Janusz odważył się zadać to pytanie. Anna nie była podobna do Olgi. Wszystko w niej było na luzie, żadnej staranności, która przyszpila faceta. A poza tym była ładna i sprawiała wrażenie osoby, która chętnie podzieli się swoją urodą.
Speszyła się, wstała, usiadła. Błąd. Janusz starał się zatrzeć złe wrażenie. – W najbliższych dniach zadzwonię do Olgi – starał się, by jego głos zabrzmiał jak najbardziej przekonująco. – Tak, rozumiem. Zachowałem się brutalnie. A może rzeczywiście, w pośpiechu życia, nie zauważyłem, jaką wspaniałą kobietą jest Olga.
– To co mam jej powtórzyć? Dokładnie.
– Że zadzwonię jutro, ale dopiero wieczorem. W ciągu dnia jestem bardzo zajęty.
Uśmiechnęła się nagle. Jutro wieczorem będzie już po sprawie rozwodowej, Olga już złoży swoje wstrząsające zeznania. Jutro wieczorem Janusz może zadzwonić do Olgi, albo nie. To już nie ma żadnego znaczenia.
Spojrzała na zegarek. – Nie powinnam tak długo u pana siedzieć. I nagle dodała poważnie: – Ona naprawdę cierpi. Jest przekonana, że to miłość jej życia.
– Jaka miłość jej życia? Takie spotkania od czasu do czasu – nagle Janusz zauważył, że Anna słucha ze zrozumieniem. Roześmiał się. – Ale nie zadręczajmy się – już wyciągał kieliszki. – Powiedziałem, że zadzwonię, to zadzwonię. Pomyślmy teraz o sobie.
– O sobie? – powtórzyła radośnie. Taka była zmęczona tym rozwodem, jutrzejszy dzień był ledwo do przeżycia. Cudownie, że jest ktoś, przy kim może odpocząć.
– Nie możesz pojechać tam sama – powiedział, gdy wychodziła. Autobus ruszył zgodnie z planem o piątej rano. Kierowca spojrzał na nich ciekawie. – Wiem – dodał – Olga mnie nie zauważy. I zadzwonię do niej na pewno. Trzeba z tym wreszcie skończyć.
Dwunasta. Olga słuchała nieuważnie. Bała się sądu i oszustwa. Rozjaśniła się tylko na wiadomość, że Janusz zadzwoni.
Natychmiast zgubiła się w sądowych korytarzach. No nie, nie potrafi wrócić z toalety. Olga rozglądała się bezradnie. Jest Anna. Ale czemu wygląda przez okno? Posyła pocałunek, jakby była licealistką. Nagle Anna odwróciła się od okna. Jakie szczęście, że Olga nie zauważyła Janusza. – Powtórz jeszcze raz – zażądała.
– No więc byłam u was w niedzielę, 6 lutego – recytowała Olga – i… – zawahała się. Janusz zatrzymał samochód po drugiej stronie ulicy. Wpatrywał się w okna. –… i – znowu się zawahała. – Chyba nas wzywają – powiedziała.
Adwokat zrobił błogą minę. – To było w niedzielę, szóstego lutego – Olga zaczęła zeznawać. Mąż Anny skurczył się, a potem powoli podnosił głowę. Ta obca kobieta opowiadała, jak Anna poniżała męża, jak ohydnie opowiadała mu o swoich romansach. Znęcała się psychicznie.
Olga mówiła spokojnie. Niedługo wróci do domu. Na pewno znowu zadzwoni ktoś, kto będzie chciał u niej przenocować.

 

Wydanie: 2000, 37/2000

Kategorie: Przegląd poleca

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy