Nocne Polaków słuchanie

Nocne Polaków słuchanie

Radiowe rozmowy nocą przypominają telefony zaufania. Ludzie mają ogromną potrzebę bycia wysłuchanym

Nocami budynki radiostacji zieją pustką. Na korytarzach panuje nienaturalna cisza, w okolicach studia przebywa zaledwie kilka osób. Wszystko wygląda tak, jakby nic się nie działo. Życie zamiera także w domach słuchaczy, bo większość ludzi udaje się na spoczynek.
Ale to jedynie pozory. Nie tylko za dnia, ale i nocami radioodbiorniki przyciągają słuchaczy. Właśnie wtedy na antenie goszczą audycje dla osób o bardziej wyrafinowanym guście. Przed mikrofonami zasiadają doświadczeni radiowcy, by poprowadzić swoje audycje. Autorskie komentarze przeplatają się z ambitną muzyką dla bardziej wymagających odbiorców. Zamiast codziennej popowej sieczki słuchaczom proponuje się audycje zmuszające do myślenia. W ten sposób nocą radio zmienia swoje oblicze.
– Jest tak, jakby reguły dzienne przestały obowiązywać – mówi Wojciech Ossowski, dziennikarz Polskiego Radia, który nocne audycje prowadzi od kilkunastu lat.

Magia nocy
Radio nocą to właściwie Polskie Radio, które nie ma sobie równych w przygotowywaniu podobnych audycji. Stacje komercyjne zostają w tyle, preferując muzykę z komputera.
W radiowej Jedynce w „Salonie literackim” można dowiedzieć się o książkach, a w „Piosenkach na życzenie” – posłuchać ulubionych przebojów. Radio Truck nadaje muzykę i informacje dla kierowców. W codziennym cyklu „Nocne spotkania” snute są też opowieści o ludzkich losach. W Trójce Wojciech Mann zaprasza na „Manniaka po ciemku”, a Grażyna Dobroń na „Dobronockę”. Po północy w trójkowym eterze można również spotkać Jana Ptaszyna Wróblewskiego, Marcina Kydryńskiego, Piotra Klatta, Barbarę Podmiotko, Jerzego Kordowicza i Janusza Deblessema. Wszyscy mają swoje wierne audytorium.
– Nocą radia słucha znacznie mniej ludzi, ale są to wybrańcy. Starannie dobierają poszczególne audycje – tłumaczy Romuald Jakubowski, który w radiowej Jedynce prowadzi „Rockową Listę Przebojów”.
– Nocne audycje mają w sobie tajemną siłę. Dlatego ludzie je lubią. Wtedy wszystkie sprawy dnia, takie jak dzieci, praca, rachunki do zapłacenia, ulegają wyciszeniu. Ta pora stwarza odpowiedni nastrój dla zwiększenia wrażliwości tych osób, które zaczynają żyć w ciszy nocnej – mówi Danuta Żelechowska, wraz z Janem Zagozdą prowadząca w Jedynce „Słodkie Radio Retro”.
– Ludzie słuchają nocnych audycji, bo albo są w pracy, albo chcą słuchać muzyki innej niż ta, którą się gra za dnia z komputerów. Autor audycji sam może zadbać, co wypuści na antenę, reagując na głosy słuchaczy – dodaje Marek Wiernik, który czaruje odbiorców od 25 lat. – Ja też się przestawiam na tę porę. Zmieniam barwę głosu, operuję nim inaczej. Sam klimat spokoju w radiu, poczucie, że jest się tylko ze słuchaczami, zmienia nastrój. Wszystko odbywa się wolniej, spokojniej, bez pośpiechu.
– Niektórym wydaje się, że nocne audycje to nic ważnego. Tymczasem to powrót do najlepszych czasów radia, gdy słowo mówione miało większe znaczenie. Rano uderza mnie bełkot: byle szybko, byle krótko. Nawet jeżeli temat jest interesujący, panuje taki reżim, że trzeba wszystko powiedzieć w pół minuty, obowiązkowo radosnym tonem – złości się Wojciech Ossowski, który zapoznaje słuchaczy z muzyką folkową. – W nocy ludzie się nie spieszą. Gdy siedzę wtedy w studiu, jest tak, jakbym szeptał komuś do ucha.

Intymne rozmowy
Najważniejszy podczas nocnych audycji jest bliski kontakt autorów ze słuchaczami. – Pamiętam, jaką rewolucję wprowadził Piotr Kaczkowski. Zauważył, że ludzie, którzy słuchają nocnego programu, nie chcą autorskich audycji. Oczekują żywego kontaktu z drugim człowiekiem. I to się sprawdziło – mówi Wojciech Ossowski. – Wtedy wychodzą z człowieka wszelkie frustracje i ludzie szukają konfesjonału. Dominuje w nich przekonanie, że odchodzi świat ich młodzieńczych wartości. Są rozżaleni na rzeczywistość, źle znoszą zderzenie z nią. Często mam tzw. publiczność odziedziczoną po poprzednich audycjach. Niektóre osoby mają głębokie myśli depresyjne i chcą skończyć z życiem. Kiedyś na antenie staraliśmy się pomóc takiemu człowiekowi do 6.00 nad ranem.
– O tej porze między autorem a odbiorcami rodzi się intymny kontakt. Można spokojnie porozmawiać – dodaje Romuald Jakubowski. – Słuchacze często poruszają problemy, nieraz bardzo osobiste, które ich dotyczą. Podczas moich audycji nie są to częste przypadki, ale czuję się wtedy odpowiedzialny za te osoby, bo obdarzają mnie zaufaniem. Kiedyś słuchaczka przysłała mi e-mail, w którym napisała, że jest nieszczęśliwa. Wysłałem jej SMS-a z pocieszeniem, że na pewno wszystko się ułoży. Kiedy indziej skontaktowałem się z dziewczyną, która przeżyła osobistą tragedię. Spotkałem się z nią. Potem dostałem piękny list z podziękowaniami. Ale zazwyczaj te kłopoty to zwykłe problemy – z dziećmi, pieniędzmi.
– Ludzie chcą się pożalić, wygadać. Być może dlatego, że w ciągu dnia nie mają na to czasu – zastanawia się Marek Wiernik. – W przeszłości prowadziłem z panią Martą Gawędą programy o leczeniu. Ludzie poruszali w nich wszystkie tematy: zdrowia, śmiertelnych chorób, trudnych sytuacji rodzinnych. Po każdej audycji czułem się wykończony psychicznie. W pewnym momencie nie wytrzymałem i zrezygnowałem.
Ale potrzeba kontaktu jest obustronna. Rodzi się nie tylko u słuchaczy.
– Mam słuchaczkę, która zawsze przysyła mi podczas audycji e-mail. Kiedyś tego nie zrobiła. Złapałem się na tym, że było mi strasznie przykro. Dopiero w drugiej godzinie napisała, że jednak jest przy odbiorniku. Zrozumiałem, że potrzebuję tego kontaktu. Gdy go nie było, czułem się rozżalony – opowiada Wojciech Ossowski.
Psycholog Andrzej Tucholski rozumie fenomen nocnych audycji. Kiedyś sam był ich częstym gościem jako ekspert. – Zadziwiające, że zapamiętałem rozmowy ze słuchaczami. Byłbym w stanie powtórzyć prawie wszystkie głosy, mimo że upłynęło kilkanaście lat – opowiada. – W nocy tworzy się specyficzna więź. Pamiętam czasy długich nocnych rozmów w pociągach. Obecnie to zjawisko zanikło, bo ludzie nie mają odwagi tego robić. Nocne rozmowy przypominają mi trochę telefony zaufania. W ludziach jest ogromna potrzeba bycia wysłuchanym. Na pewno nie dzwonią tylko po to, żeby wykonać telefon. Rozmowa jest na ich koszt, a już dawno stwierdzono, że jeżeli za coś płacimy, zależy nam na tym. Słuchacze w ten sposób zaspokajają też swoją potrzebę bezpieczeństwa. Czują się lepiej, bo nikt nie może im zarzucić, że ukrywają swoje problemy. Inna sprawa, że gdyby najbliżsi usłyszeli, co ich bliscy powiedzieli na antenie, czasem byliby zaszokowani.
Duchowy łącznik

Gdyby jednak ktoś chciał zbadać skalę radiowych kontaktów, zawiedzie się. Dokładne określenie, ile osób słucha nocnych audycji, okaże się niemożliwe. Nie ma na ten temat żadnych wiarygodnych badań. Tym bardziej nie można precyzyjnie stwierdzić, kim są ludzie, którzy z dala od codziennego zgiełku tworzą wspólnotę. Można ją określić jednym słowem: przypadkowość.
– Wielu z nich to osoby, które pracują. Radio umila im czas. Są też kierowcy i starsi ludzie. Ale także świadomi słuchacze, którzy stale wybierają tę samą audycję i czekają na nią – mówi Romuald Jakubowski.
– Dzięki naszej audycji tworzą się różne związki między ludźmi. Łączy ich muzyka. Ktoś z Warszawy może być w tym samym czasie ze swoją przyjaciółką z ławy szkolnej, która naszej audycji słucha w innym mieście. Radio jest więc prawdziwym duchowym łącznikiem – mówi Danuta Żelechowska. – Do naszych odbiorców podchodzimy z szacunkiem. Przez 11 lat nie zdarzyło się też, żeby list słuchacza pozostał bez odpowiedzi.
– Sporo jest młodych osób. Zarywają noce, bo się uczą. Zaskakujące jest, gdy zaraz po pani liczącej kilkadziesiąt lat dzwonią nastolatki. Gdy prowadzę audycje w Programie I Polskiego Radia, wiem, że słuchają mnie marynarze i taksówkarze. Nie mówię więc w próżnię – cieszy się Marek Wiernik.
Wojciech Ossowski u swoich słuchaczy widzi jedną wspólną cechę. – Moja publiczność nie wierzy, że w życiu należy tylko jeść i zaspokajać proste potrzeby. Szuka czegoś więcej.
– Nocne audycje mają specjalną publiczność. To ludzie mający wiele interesujących rzeczy do powiedzenia. Sam kiedyś przez przypadek rozpoznałem szanowanego profesora filozofii, który zadzwonił do takiego programu. Powiedział potem, że po prostu mógł anonimowo porozmawiać, wyłożyć swoje poglądy – mówi Andrzej Tucholski.

Muzyka dla wybrańców
Olbrzymią rolę odgrywa też muzyka starannie dobierana przez prowadzących. Autorzy mają większe pole do popisu, bo mogą zaproponować słuchaczom ambitne nagranie, w dodatku okraszając je osobistym wstępem.
Danuta Żelechowska wraz z Janem Zagozdą w „Słodkim Radiu Retro” od 11 lat z powodzeniem przypomina piosenki z tekstami Żeromskiego, Jurandota, Hemara czy Tuwima. – Nie jest to muzyka, którą ja nazywam muzyką z żelazka. Piosenki, które prezentujemy w naszej audycji, mają jakiś niepowtarzalny wdzięk. W dobie łomotu i beztreściowych przekazów stanowią zupełnie niemodny repertuar. Tymczasem te teksty przez ciągłe przypominanie mają stale odbiorców i nabierają nowych barw. Ciekawe, że młodzi ludzie interesują się taką muzyką, czekają na nasze audycje. Są na to dowody w listach i telefonach – opowiada Żelechowska.
– W Polsce ludzie nie wiedzą wiele o muzyce. Tylko tyle, co usłyszą w błyskawicznym tempie w „Teleexpressie” – ubolewa Ossowski. – Staram się więc mówić Polakom to, czego im nie powie telewizja. Satysfakcję sprawiło mi, gdy zadzwonił słuchacz, który powiedział, że obudził się, by pójść do toalety, ale odruchowo włączył radio. I już przy nim został. Muzyka tak go poruszyła, że zadzwonił z pytaniem, gdzie może kupić tę płytę.
Danuta Żelechowska wierzy, że muzyka w radiu nocą stwarza niepowtarzalną okazję do marzeń, zatopienia się we własnych rozmyślaniach. – Wyciszenie spraw i przygaszenie emocji sprzyja dobrej percepcji dźwięku. Radio jest sztuką wyobraźni, tutaj obraz nie przeszkadza dźwiękowi. Ma milion różnych wyobrażeń – mówi. – Gdy powiem słuchaczom: „Pamiętasz, była jesień”, każdy zobaczy tę porę roku w swój własny sposób. Tymczasem w telewizji pokażą suche drzewo i wiszącą nad nim chmurę.
Wojciech Ossowski zapewnia, że to, co się dzieje w nocy, nie uszłoby na antenie za dnia. – Kiedyś puściłem długi utwór i reżyser dźwięku na chwilę wyszła. Upłynęło kilka minut, a ja nagle uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak. Zdałem sobie sprawę, że nie słyszę muzyki. Skończyła się płyta i było słychać tylko szum – opowiada. – By ratować sytuację, podniosłem jeden z suwaków na konsolecie. Na antenę wszedł dżingiel, czyli dźwiękowa reklama. Ruszyłem kilka następnych suwaków. Wreszcie udało mi się wystartować muzykę z płyty. Potem mój kolega pochwalił mnie za stwarzający nastrój pomysł z szumem płyty, choć jego zdaniem, trwało to trochę zbyt długo. No i dopytywał się, po co były te dżingle.

Tylko na żywo
Prowadzący wzdrygają się na myśl, że szybkie tempo życia dopada nawet nocne audycje. Prezenterzy coraz częściej nagrywają programy. Zamiast zarywać noc na rozmowach ze słuchaczami, wolą się wyspać. – Oczywiście, można nagrać audycję, ale to nie jest żywe radio – oburza się Wiernik.
– Nie mogę nagrywać. W ten sposób pozbawiłbym się przyjemności siedzenia w studiu i kontaktu z ludźmi – mówi Ossowski. – W ostatnich latach to, co było domeną radia wieczornego, spadło na głęboką noc. Audycje nocne to jedyne niepodległe jeszcze programy, mają wymiar kulturowy. Gdzie mają się spotkać ludzie, którzy oczekują czegoś ambitnego? Jest tak, jak powiedział Wojciech Młynarski: polski inteligent jest niewyspany.

 

Wydanie: 07/2004, 2004

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy