Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

No to się dzieje… Minister Sikorski i premier Tusk uznali panią Fotygę za osobę wybitną i chcą ją wysłać do Nowego Jorku, żeby była tam ambasadorem przy ONZ. Pisaliśmy już o tym zresztą wiele tygodni temu, więc dorzućmy do tej informacji tylko dwie uwagi. Po pierwsze, jeżeli pani Fotyga jest taka wspaniała, to dlaczego prezydent Kaczyński nie chce zatrzymać jej w swojej kancelarii? Była przecież jej szefem. Dlaczego więc się jej pozbył? A teraz wypycha do Nowego Jorku? To co, MSZ to śmietnik? Po drugie, powiedzmy sobie szczerze – minister Sikorski frymarczy publicznymi stanowiskami i publicznym pieniądzem. Wie, że pani Fotyga do ONZ się nie nadaje, że będzie wstyd, ale ją wysyła.
Mili Platformie komentatorzy nazywają to dealem z Kaczyńskim, i mówią, że w zamian prezydent będzie popierał Sikorskiego w staraniach o stanowisko przewodniczącego NATO. Mój ty Boże! To co – gdyby Fotyga nie dostała stołka, toby nie popierał? To taki patriota? A poza tym, panowie, szklanka zimniej wody – jakie szanse ma Sikorski w tym wyścigu? A kogóż na świecie obchodzi poparcie Lecha Kaczyńskiego?
Na fali Fotygowego sukcesu pojawiły się już kolejne pomysły wysłania innych PiS-owskich gwiazd. I tak np. lansowany jest jako kandydat na ambasadora do Kijowa Paweł Kowal, który był u Fotygi wiceministrem. To był zresztą pierwszy chyba przypadek w historii MSZ, że wiceministrem był człowiek, który de facto nie znał języków obcych. Bo angielski kaleczył niemiłosiernie, mówił jak uczeń z liceum, a rosyjski… Do dziś wspominają w MSZ sceny, kiedy do gmachu przejeżdżały delegacje z państw byłego ZSRR, a wiceminister Kowal stał w progu i wołał: \”Ja was witaju!\”.
W zamian za Kowala Sikorski miałby otrzymać zgodę Lecha Kaczyńskiego na wyjazd do Moskwy Andrzeja Kremera, obecnego wiceministra. Wszystko pięknie, tylko że Kremer zna niemiecki i francuski, za to nie zna rosyjskiego i angielskiego. Jak więc ma funkcjonować w Moskwie?
Ta radosna twórczość personalna ministra Sikorskiego przestaje być już śmieszna. Gdy wysyłał Jerzego Chmielewskiego na ambasadora do Rzymu, wołaliśmy, że to nieporozumienie. Chmielewski to specjalista od Bałkanów, zna serbochorwacki, ale nie zna ani włoskiego, ani angielskiego. Więc jak może funkcjonować w stolicy Włoch? Ano funkcjonuje tak, jak opowiadają w MSZ, że jeździ na spotkania z tłumaczem. Jaki wstyd…
I teraz warto, żebyśmy zdali sobie sprawę, że ci ambasadorowie, których powołuje Sikorski będą też ambasadorami w czasie, gdy Polska będzie przewodniczyć Unii Europejskiej. Będą więc organizatorami comiesięcznych narad ambasadorów państw Unii, podczas których omawiana jest polityka Unii wobec danego kraju. Jest dyskusja, są pytania, bo ambasador państwa przewodniczącego Unii jest de facto w tym czasie liderem unijnej grupy. I przeważnie językiem roboczym takich spotkań jest angielski.
Jak więc takie spotkania będą przebiegać, gdy ambasadorem będzie Kowal? Albo Kremer? Albo Chmielewski? Z tłumaczem?
Mija 20 lat od zmiany ustroju, to aż nadto, by wychować sobie sprawne dyplomatyczne kadry. Ale zdaje się, że jeśli chodzi o dyplomację, postąpiliśmy dobrych parę kroków wstecz.

Wydanie: 11/2009, 2009

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy