Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

W MSZ trwają zakłady, na jaką placówkę wyjedzie obecny wiceminister Andrzej Załucki. Czy pójdzie za głosem serca i wyjedzie do Pragi, czy też za głosem obowiązku i pojedzie do Kijowa?
Załucki lepiej zna Pragę, pracował tam jeszcze w czasach studenckich jako przedstawiciel Polski w Międzynarodowym Związku Studentów, ma więc do niej olbrzymi sentyment, no i zna czeski i Czechów. Z kolei na Ukrainie widziałby go chętnie prezydent – Załucki ze swoją bezpośredniością, znajomością tamtejszych realiów i układów byłby mocnym punktem naszej dyplomacji.
Więc Praga czy Kijów? Ostatnio górę bierze Kijów, bo po MSZ poszła fama, że do Pragi pojedzie Jerzy Bahr, obecny ambasador na Litwie. Którą to ambasadę objął wprost ze stanowiska ambasadora w Kijowie. Teraz więc byłoby to jego trzecie ambasadorowanie… Wielki ewenement. Ale Bahr, jak informują z Wilna, już się uczy czeskiego.
Jeżeli jesteśmy przy Wschodzie, w tej chwili faworytem numer 1 na ambasadora w Moskwie jest Adam Daniel Rotfeld, obecny sekretarz stanu. Rotfeld to wielki numer kapelusza, to każdy wie, więc z tej strony, że czegoś mu brakuje, zaatakować go się nie da. Co poniektórzy zaczęli więc już snuć teorie, że Rotfeld w Moskwie się nie sprawdzi, bo tam najlepiej dają sobie radę typy rubaszne i bezpośrednie, w stylu Cioska czy Załuckiego. Co to pojeść i pogadać potrafią.
Ha! Jeszcze parę lat temu można było w to wierzyć, ale teraz? I Rosja już nie ta, no i praktyka zadała kłam tej teorii. A konkretnie Stefan Meller, nasz obecny ambasador. Gdy Meller wyjeżdżał do Moskwy, liczne grono kręciło nosami, że nie da sobie rady, że to dyplomata, który woli Paryż, a rosyjski zna teoretycznie. No i poza tym te profesorskie maniery…
Życie to zweryfikowało. Jeżeli Meller miał jakieś kłopoty z rosyjskim, to była to nieprawda, a w każdym razie jest to już daleka przeszłość, teraz czyta w oryginale Dostojewskiego i Tołstoja. I Rosjanie o tym wiedzą. I robi to wrażenie, bo na Polakach też zrobiłoby wrażenie, gdyby ambasadorowie akredytowani w Warszawie czytali Mickiewicza, Prusa i Żeromskiego. Zainteresowania i wykształcenie być może nie pchnęły Mellera w kierunku środowisk biznesu, ale bardzo dobrze porusza się w świecie ludzi nauki, literatury i teatru, w środowiskach opiniotwórczych. Mówi po rosyjsku jak po polsku, no i ma w tym języku coś do powiedzenia. Ot, i okazało się, że mamy w Moskwie ambasadora pełną gębą.
To jest zresztą zastanawiające, bo człowiekiem z tego samego rozdania (czyli prof. Geremka) co Meller jest Iwo Byczewski – też kierował Departamentem Europejskim, też był podsekretarzem stanu. Byczewski jest dziś ambasadorem w Belgii, wcześniej (krótko) był ambasadorem przy Unii Europejskiej. No i o nim z kolei opowiadane są anegdoty, jak potrafi zawalić najprostsze sprawy. A w ambasadzie przy Unii, wśród naszych dyplomatów, jego nazwisko funkcjonuje jako synonim, nazwijmy to elegancko, kadrowego nieporozumienia.
I jak to wytłumaczyć? Czy tylko tym, że pracowici i inteligentni ludzie zawsze dadzą sobie radę, a ci inni nie?

Wydanie: 19/2004, 2004

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy