Notes 6
Notes 6
Spore poruszenie wywołała w MSZ pogłoska, że Jacek Saryusz-Wolski otrzymał propozycję, by został ministrem. A raczej fakt, że to on sam rozgłosił. Bo kilka wniosków z tego można było wysnuć.
Po pierwsze, Saryusz-Wolski, ujawniając, że za plecami ministra Mellera toczą się rozmowy z jego potencjalnym następcą, dał temuż Mellerowi prztyczka w nos. Bo cóż to za minister, któremu szukają zmiennika! Nie szanuje się takiego szefa resortu, który jest na wylocie i którego tak łatwo można się pozbyć. No i którego o zamiarach jego zdymisjonowania się nie informuje.
Po drugie, mówiąc o tym, że proponowano mu ministerstwo, Saryusz-Wolski powiedział światu, że tegoż Mellera nisko ceni, nie liczy się z nim. Bo gdyby go cenił, szanował, to przecież o całej propozycji zmilczałby, żeby nie stawiać urzędującego ministra w niezręcznej sytuacji. A teraz pytanie: czy Saryusz-Wolski tym gestem wyraził opinię własną czy też swego środowiska?
A może środowiska? Tu dygresja – po fali odwołań ambasadorów z Mellerem postanowili się spotkać byli szefowie MSZ (i byli szefowie Mellera), Geremek, Rosati, Olechowski i Rotfeld. Mieli przyjść do niego na lunch i parę spraw przedyskutować.
Było wiadomo, że nie będzie miło, podobno Olechowski szykował sobie dłuższą przemowę, zresztą miał co do powiedzenia, bo o mały włos zostałby ambasadorem w USA (Rotfeld bardzo go do tego namawiał) i pewnie teraz pakowałby walizki… W niesławie.
No i do spotkania nie doszło, bo Meller w ostatniej chwili je odwołał. Cóż, takimi gestami nie buduje się pozycji.
Ale wróćmy do Saryusza-Wolskiego – otóż ujawniając propozycję, którą otrzymał, dał prztyczka w nos nie tylko szefowi MSZ, ale również tym, którzy chcieli go skaperować.
Bo gdyby przyjął ich propozycję – to by przyjął, a nie opowiadał o tym całemu światu.
A jeżeli nie przyjął, to znaczy, że zważył dwie sprawy. Po pierwsze, porównał prestiż, komfort pracy i pieniądze szefa MSZ z wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Otóż nie ma co porównywać, tylko człowiek bardzo pragnący porządzić MSZ rzuciłby tak dobre stanowisko. Po drugie, pamiętajmy, że Saryusz-Wolski to człowiek Platformy. Owszem, przymierzano go do stanowiska szefa MSZ połączonego z UKIE, ale w rządzie PO-PiS. W takiej koalicji byłby mocnym ministrem. A w rządzie PiS? Prawdę mówiąc, byłby Mellerem, człowiekiem bez zaplecza politycznego, obcym ciałem. Którego w każdej chwili, bez bólu, można odwołać.
Tak oto sobie w MSZ rozmawiano. Trochę ze smutkiem, bo choć nigdy nie było to ministerstwo z grupy najważniejszych, to zawsze swój prestiż miało.
Na szczęście w tych smutnych dniach znalazły się też powody do uśmiechu. Ten uśmiech wzbudza \”nowy Majkowski\” prezydenta Kaczyńskiego. Jest nim Andrzej Krawczyk, były ambasador w Pradze, któremu zresztą poświęciliśmy swego czasu trochę miejsca w naszej rubryczce. Delikatnie mówiąc – gwiazda to nie jest. No ale i nowy prezydent, zdaje się, wielkich międzynarodowych ambicji nie ma, więc wystarczy mu i Krawczyk…
Attaché
Kategorie: Bez kategorii
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy