Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Spójrzmy, kto został nowym szefem Departamentu Ameryki. Czy można uznać to za efekt przemyślanej polityki kadrowej?
Najnowsza teoria stołówkowa głosi, że min. Sikorski postawił na dyplomację osobistą. Tzn. zawsze na nią stawiał, tylko do tej pory było to w wersji mono, czyli on jeździł i on rozmawiał. A teraz doszedł do wniosku, że warto grać o stanowiska dla ludzi z MSZ. Bo oni, własnymi kontaktami, pomogą.
W duchu tej filozofii toczy się (a przynajmniej toczyła się) batalia o to, żeby dotychczasowy ambasador przy UE, Jan Tombiński, został ambasadorem unijnym w Kijowie.
Jest o co się starać. Dla Tombińskiego to rzecz oczywista – bo choć Wschodem nigdy się nie zajmował, zna sprawy unijne, byłby to więc dobry krok w jego karierze. No i ma dużą rodzinę, na którą musi zarabiać.
Dla Polski byłby to nie tylko jakiś punkt w rywalizacji o unijne posady, lecz także potwierdzenie, że to my jesteśmy wschodnią flanką UE i my najlepiej wiemy, co dzieje się na Wschodzie oraz jak powinna wyglądać wschodnia polityka Unii.
Dla Kijowa zaś to byłby czytelny sygnał. Gra jest więc warta świeczki, bo chodzi i o prestiż, i o realne wpływy.
O ile w sprawie Tombińskiego zamysł trzyma się logiki, o tyle w przypadku przyszłej pani konsul w Chicago wydaje się karkołomny. Otóż jechać ma tam Paulina Kapuścińska, obecna dyrektor Biura Rzecznika Prasowego MSZ. Do ministerstwa przyszła z Kancelarii Premiera, w której pracowała za czasów Jerzego Buzka. Teraz ma być konsulem generalnym w Chicago, czyli na polu minowym. Bo wiadomo, że Polonusi w Chicago będą kręcić na nią nosem, im najbardziej odpowiadałby ktoś z pary Anna Fotyga-Antoni Macierewicz.
Ale ta nominacja ma również swoją drugą historię. Wiadomo, że min. Sikorski źle znosi chłodne relacje z Demokratami, tak różne od relacji z Republikanami. Jakiś czas temu w MSZ zastanawiano się więc, czy nie spróbować dojść do administracji Obamy przez Chicago, miasto, gdzie amerykański prezydent politycznie wyrósł. Cóż, uznajmy ten pomysł za należący do gatunku takich sobie. Trudno też przypuszczać, by pani Kapuścińska była tą osobą, którą MSZ obarczy takim zadaniem. Przyjmijmy, że w tej nominacji, tak jak to w MSZ bywa, było sporo przypadku.
Zresztą – spójrzmy, kto został nowym szefem Departamentu Ameryki. Czy można uznać to za efekt przemyślanej, realizowanej od miesięcy polityki kadrowej? Otóż Departamentem Ameryki kieruje Zbigniew Czech, do niedawna pracujący w Departamencie Prawno-Traktatowym. Żeby była jasność – nikt nie chce negować kompetencji Zbigniewa Czecha, ale jako prawnika. Natomiast czym innym jest kierowanie departamentem terytorialnym, zwłaszcza realizującym delikatne zadania. Naturalne jest, że w tej komórce powinna być zachowywana jakaś organizacyjna i merytoryczna ciągłość. Chyba że sam min. Sikorski właśnie odkrył, że ostatnie pięć lat pracy departamentu to porażka, więc trzeba na jego czele postawić kogoś z boku, prawnika. No to postawił. I ma.
Attaché

Wydanie: 17-18/2012, 2012

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy