Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Minister Sikorski ogłosił przed świętami, że jest oszczędny i że zrealizuje pomysł premiera Tuska, to znaczy, będzie zmniejszał stan kadrowy MSZ. I że w związku z tym zwolni ok. 100 osób, tak żeby MSZ liczyło tylu pracowników, ilu na początku ministrowania Sikorskiego. Wiemy już więc, ilu nowych ludzi minister naprzyjmował.
I teraz pytanie – kogo przyjął?
Czy wybitnych fachowców ze świata nauki, czy nawet biznesu?
O tym pisaliśmy już wielokrotnie, więc może gwoli przypomnienia. Nie rzucają się w oczy nazwiska z profesorskimi tytułami, które zasiliłyby MSZ. Tak było np. za Skubiszewskiego, który otworzył MSZ dla kadr uniwersyteckich. I, mimo sporej liczby wpadek, wzmocnił ministerstwo.
Ale to nie jest przypadek Radosława Sikorskiego, on mniej gustuje w profesorach, bardziej w majorach i pułkownikach. I najbardziej widoczną kadrową rysą jego czasów są panowie ściągnięci z MON, których poznał, kierując tym ministerstwem. Poznał i najwyraźniej pozostał pod ich urokiem.
Co zastanawiające, narybek Sikorskiego to nie są analitycy, znawcy jakichś obszarów, oni merytorycznie MSZ nie wzmacniają. To są panowie z szeroko rozumianego sektora obsługi, którzy mają działać na rzecz tego, by prawdziwym dyplomatom pracowało się łatwiej.
By nie kłopotały ich takie drobiazgi jak stary komputer, rozlatujące się biurko, brak pomieszczeń w ambasadzie itd. Innymi słowy, by mogli się skupić na sprawach merytorycznych, by maksymalnie mogli wykorzystać swą często unikalną wiedzę.
Kłopot w tym, że gromadka ściągnięta przez Sikorskiego kompletnie tego nie rozumie. To są panowie, którzy nie znają się na sprawach zagranicznych, nie znają języków obcych, a narzucają MSZ swoje porządki.
Jednym z tej grupy jest postać jak z komedii, czyli płk Artur Szczepaniec, kierujący Biurem Administracji. Ostatnio pułkownik poprzez intranet poinformował pracowników, że należy się rozliczać z delegacji zagranicznych w przewidzianym terminie (7-14 dni). I z naturalną sobie delikatnością zaznaczył, że jeżeli ktoś tych terminów nie będzie przestrzegał, to on będzie pisał do Biura Kadr, by ta niesumienność była uwzględniana przez kadry przy wydawaniu opinii służbowej. Innymi słowy – zagroził dyplomatom, że będzie na nich donosił do kadr, i to po to, żeby obniżano im opinię.
Czegoś takiego najstarsi ludzie w MSZ nie pamiętają.
Tym bardziej że przez lata całe dyplomata po powrocie z delegacji oddawał rachunki sekretarce w departamencie i ona to wszystko załatwiała. Teraz zrobiono z tego wielkie ceregiele.
Ale ten przykład ilustruje tendencję – sprawy merytoryczne w MSZ schodzą na plan dalszy, najważniejsi są panowie od kwitów, kolejnych wielostronicowych ankiet, szkoleń w zakresie obsługi drukarki itd. Ta cała robota papierkowa, którą powinni zajmować się ludzie pokroju pana Szczepańca, spada w coraz większym stopniu na pracowników merytorycznych. I zajmuje coraz więcej godzin. A z drugiej strony, rosną zastępy pracowników od obsługi.
Tak oto prawo Parkinsona zagryza MSZ.

Attaché

Wydanie: 19/2011, 2011

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy