Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Po każdym przedsięwzięciu, tak jest w każdej porządnej biurokracji, powinno się sporządzić raport zamknięcia. Zawierający wnioski. Wielce ciekawe jest, czy w MSZ powstanie taki raport dotyczący kandydowania Włodzimierza Cimoszewicza w Radzie Europy. A jeżeli już powstanie, kto go napisze i jakie będzie zawierał wnioski.
Część z tych wniosków, które w raporcie powinny się znaleźć, mogliśmy usłyszeć w mediach. Ale nie wszystkie.
Trzeba przecież jasno powiedzieć, że Cimoszewicz był sam. Pomoc ze strony rządu miał niewielką, w granicach minimum przyzwoitości. Tymczasem na jego kontrkandydata – byłego premiera Norwegii, Thorbjřrna Jaglanda – pracowało nie tylko państwo norweskie, lecz także cała koalicja państw skandynawskich.
To kolosalna różnica.
Widać było, że za jednym z kandydatów stoi grupa zaangażowanych po uszy, a przy tym nikomu niewadzących państw, a drugiego wystawiło się po to, żeby nie przeszkadzał w wyborach prezydenckich.
Dodajmy jeszcze jeden element – wystawiło go państwo, które jest źródłem awantur, a nie spokoju. Gdyby wybory sekretarza Rady Europy odbywały się latem, Cimoszewicz miałby zdecydowanie większe szanse. Ale po patriotycznym uniesieniu nad Wisłą w jego sukces mogli wierzyć tylko najwięksi optymiści.
I Polska, i jej kandydat ogromnie stracili w wyniku antyrosyjskich awantur, które urządzili nam prezydent i po części premier. Europa chce Rosję włączyć do systemu współpracy i bezpieczeństwa, a nie ją izolować. Dlatego też ci, którzy chcą ją izolować, sami są izolowani.
Tymczasem we wrześniu premier i prezydent zrobili wszystko, by nasz kandydat stracił poparcie Rosji i krajów współpracę z Rosją zakładających. Wizyta premiera Putina na Westerplatte była okazją, by o to poparcie zawalczyć. Ale premier, zamiast lobbingu na rzecz Cimoszewicza (mógł przecież być na uroczystościach, i to w pierwszym szeregu), wolał się kłócić o historię.
Nieszczęściem był udział deputowanych PiS i PO we wniosku Gruzji domagającym się zawieszenia Rosji w Radzie Europy. Graliśmy tam pierwsze skrzypce. Więc cóż się dziwić, że w takiej sytuacji Rosjanie zaangażowali się po stronie Jaglanda? A wielu tych, którzy Cimoszewicza mieli ochotę poprzeć, po prostu wolało taktycznie nie brać udziału w głosowaniu. Tak było przecież z Niemcami, którzy poparli w Parlamencie Europejskim Buzka, a teraz woleli na głosowanie nie dojechać…
Aha, jeszcze jedno – zaraz po wyborze Jaglanda Rada Europy głosowała wniosek Gruzji i go zdecydowaną większością odrzuciła. Tyle był wart.
Trzeba mieć kapustę kiszoną w głowie zamiast mózgu, by wpychać się w sprawy, po pierwsze, beznadziejne, a po drugie, pogarszające naszą pozycję, a nie poprawiające.
Ale – zdaje się – tak teraz, wbrew oficjalnym zapowiedziom ministra, wygląda nasza polityka zagraniczna.
Attaché
PS 1
Tydzień temu pisaliśmy o tym, że Polska, w wyniku nakreślonej jeszcze przez PiS polityki zagranicznej, straciła kanały komunikacji z Waszyngtonem. No i mamy potwierdzenie. W sprawie Romana Polańskiego min. Sikorski napisał do pani Clinton list. Ta przyznała, że go nie czytała. Koniec, kropka. Możemy wysłać do Waszyngtonu list, a tam, nie czytając, wrzucą go do szuflady. Jeśli nie do kosza. Takie są nasze możliwości.
PS 2
Dostaliśmy sygnały z MSZ, że powiększa się grupa tęskniąca za ploteczkami kadrowymi. Panie i panowie, już wkrótce…

Wydanie: 2009, 40/2009

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy