Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Po zachodniej Europie przyszedł czas na Rosję. Był tam wicepremier Pol, teraz jedzie premier Miller, w styczniu przyjedzie do Warszawy prezydent Putin.
A razem z nim Andrzej Załucki, obecny ambasador RP w Moskwie. Za Załuckiego do rosyjskiej stolicy pojedzie Stefan Meller. I będzie miał dwóch zastępców – Mariana Orlikowskiego (radcę ministra) i Henryka Litwina (ministra pełnomocnego). Oni będą rządzić ambasadą.
I o tym właśnie mówi się w MSZ. Otóż cała trójka to nabytki lat 90., urzędnicy zdecydowanie kojarzeni z Unią Wolności oraz – co ważniejsze – z polityką wschodnią lat 90. Ta polityka antyrosyjskich fobii wyszła nam bokiem, więc nowy rząd chce ją zmienić. Trudno będzie to zrobić, jeżeli placówką w Rosji pokierują ludzie, którzy realizowali „stare”. I którzy, poza Litwinem, tak naprawdę Rosji nie znają.
Do tego dorzućmy jeszcze jeden element – przez cały okres III RP solidarnościowi premierzy mieli własne kanały kontaktów w sprawach rosyjskich. Po prostu ambasadorem był Stanisław Ciosek, ale jego zastępcą pani Agnieszka Magdziak-Miszewska załatwiająca te sprawy, w które – z różnych przyczyn – nie chciano wtajemniczać Cioska. Taka była kuchnia polityki. I nie trzeba doszukiwać się w tym wielkiej sensacji, bo taki układ w dużym stopniu pozwalał na przyspieszanie spraw ważnych (na przykład dla prezydenta Wałęsy), które normalnymi kanałami załatwiane byłyby długo.
Tymczasem teraz ten układ przestaje istnieć. Bo premier Miller nie będzie miał w Moskwie takiego urzędnika. Jak więc wybrnie z tej sytuacji? W MSZ dominuje jedna w zasadzie odpowiedź – należy spodziewać się wzmocnienia roli i znaczenia ambasady rosyjskiej w Warszawie…
Obok tak poważnych spraw opowiada się też w MSZ rzeczy śmieszniejsze. Na przykład o Demokratycznej Republice Konga (kiedyś Zairze). Cóż, Polska nie ma szczęścia do obsady placówki w Kinszasie – jeden z poprzednich ambasadorów szczerze pisał do Warszawy, że nic nie rozumie z tego, co się w kraju dzieje, a gdy do niego dzwoniono, odpowiadał tak, jakby był nietrzeźwy. Potem na placówce był duet panów wzajemnie piszących na siebie skargi. W końcu jednego odwołano do kraju, a drugi zrezygnował z pracy w dyplomacji i przepadł gdzieś w Afryce. Teraz, w lipcu, wysłano do Kinszasy, wydawało się, osobę poważną – prof. Tadeusza Kołodzieja, który pracował tam wiele lat.
Więc profesor zaczął pracować tak, że przysłał do MSZ projekt umowy o współpracy między Rzecząpospolitą a Republiką Konga. Wielostronicowy – zakładający wymianę osób, stażystów, wspólne organizowanie seminariów, misji naukowych, transfer technologii i wspólne projekty. Cuda-wianki, jednym słowem.
Ambasador z dumą podkreślał, że ów bombastyczny projekt opracował razem z… chargé d’affaires ambasady Konga w Warszawie. I teraz, już gotowy, przysyła do centrali.
Czy ktoś mu wcześniej powiedział, na czym polega służba zagraniczna?

Wydanie: 2001, 51/2001

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy