Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Ludzie w MSZ usłyszeli w radiu Jarosława Gugałę i tym sposobem sobie o nim przypomnieli. Otóż ten dziennikarz i piosenkarz (tak go przedstawiono) właśnie wraca z Urugwaju, gdzie był ambasadorem. No, ciekawe, czy będzie teraz prowadził „Wiadomości”…
Ale urzędników w MSZ nie to najbardziej porusza. Otóż zastanawiali się, kto po Gugale pojedzie do Montevideo i czy obniżymy rangę tamtejszej placówki. Okazało się, że nie obniżymy, że dalej kierował będzie nią dyplomata w randze ambasadora. A co do nazwisk, nowym ambasadorem w Urugwaju będzie Leszek Kubiak.
Kubiak to absolwent MGIMO, on bodajże specjalizował się tam w języku niderlandzkim. Potem, gdy pracował w MSZ, był na placówce w Hadze, był też na placówce w Rzymie. A teraz wprost z centrali jedzie do Urugwaju.
I ma dwie zalety, które powinny mu pomóc w Montevideo. Po pierwsze, jest zawodowym dyplomatą, a jak dowodzi historia ostatnich lat, zawodowi dyplomaci w Ameryce Łacińskiej dają sobie radę lepiej niż ludzie „z ulicy”. A to m.in. z uwagi na tamtejszą Polonię, bardzo wrażliwą, z którą trzeba umiejętnie ułożyć sobie kontakty. Druga zaleta Kubiaka wzmacnia pierwszą – to człowiek spokojny, wręcz powolny, którego trudno wyprowadzić z równowagi i który nigdy nie podjął pochopnej decyzji. Na Urugwaj w sam raz.
Ale zostawmy Urugwaj na boku, bo są sprawy większe. Na przykład placówki w Waszyngtonie. Poszła po MSZ plotka, że obecny ambasador Przemysław Grudziński z uwagi na stan zdrowia (by-passy, operacja itd.) będzie chciał w bliskim terminie zakończyć swoją misję w USA. Jeżeli będzie chciał, to zakończy. A jeżeli tak się stanie, to trzeba będzie szybko wyznaczyć jego następcę.
To znaczy – następca już jest. Nikt w MSZ nie wątpi, że nowym ambasadorem w Stanach Zjednoczonych będzie Marek Siwiec, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Rzecz tylko w tym, by Siwiec owo sta-nowisko chciał objąć. Bo może przecież wystartować w wyborach do Parlamentu Europejskiego albo zostać w kraju, by odegrać jakąś rolę polityczną.
To dla polityka równie ciekawe wyzwania. Bo – pamiętajmy – wyjazd do Waszyngtonu oznacza zerwanie ze sprawami kraju tak duże, że czasami nie ma gdzie wrócić. No i praca może być także mało komfortowa w przypadku zmiany władzy po roku 2005…
Takie przed Siwcem – mówi się w MSZ – stoją wybory, wszystkie atrakcyjne, no ale na jego kaliber.
Pamiętajmy, że na placówkach kluczowych, a taką na pewno jest Waszyngton, ambasadorami powinni być ludzie o większym formacie niż MSZ-etowscy urzędnicy. Tacy, którzy mają „przełożenie” i tam, i w Warszawie. Czyli mogący w każdej chwili zatelefonować np. do Condoleezzy Rice i do prezydenta Kwaśniewskiego… No i cóż – w Polsce niewiele jest takich osób.
Więc?
Więc przy okazji placówki w Waszyngtonie plotkuje się i o Moskwie, gdzie ambasadorem jest Stefan Meller, były wiceminister. Był bardzo dobrym ambasadorem w Paryżu, znał język, znał obyczaje. Za to Rosji zupełnie nie czuje.
Ba, ale ilu Ciosków mieszka w Polsce?

Wydanie: 2003, 44/2003

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy