Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Tydzień temu pisaliśmy, jak to minister Geremek uratował Lecha Wałęsę, przestrzegając go przed wyjazdem do Korei. na imprezę organizowaną przez sektę Mocna. Okazało się. że Wałęsę udało się zatrzymać w ostatniej chwili, w zasadzie za sprawą przypadku. Albo inaczej za sprawą mediów, które jako pierwsze podały, na jaką imprezę były prezydent się wybiera.

Dopiero wtedy z Instytutu Lecha Wałęsy wysłane na ręce ministra Geremka pismo z pytaniem (sic!), kto jest organizatorem festiwalu. Tak oto okazało się, że Lech Wałęsa wybierał się na nieznaną sobie imprezę, gdzie miał być gościem honorowym, że wyjazd byłej głowy państwa i noblisty załatwiano bez wiedzy (kiedyś to się nazywało koordynacja) MSZ. Że wreszcie, gdy zapachniało skandalem Instytut Lecha Wałęsy niemal zmusił MSZ, by ministerstwo zajęło się tą sprawą. Więc ambasador RP w Korei, Janusz Świtkowski, musiał rzucić wszystko (inna sprawa, że wszystko można mu zarzucić, ale na pewno nie nadmierną pracowitość), by wyjaśnić na jaką to imprezę wybiera się nasz Lechu. Ciekawe, czy za ten wyczyn otrzyma nagrodę w postaci przedłużenia pobytu na placówce?

Takiej nagrody nie otrzymał ambasador Mulicki, szefujący naszej placówce w Tunisie. Zresztą nie chciał jej. sygnalizując chęć powrotu do kraju. Z Tunezji.

Jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek rozpisałby konkurs na osobę najbardziej fartowną w polskiej dyplomacji, to na pewno Mulicki znalazłby się w najściślejszej czołówce. Mało kto w Polsce tak często wyjeżdżał za granicę i na tak sympatyczne (mało pracy. dużo przyjemności, dobre diety) placówki. W sumie, jak ktoś wyliczył, Mulicki był dziewięć razy za granicą, z czego aż cztery razy jako ambasador. W czasach PRL-u w Libii i Algierii (to były wtedy ważne. ale i spokojne placówki). Potem, już za Skubiszewskiego, wyjechał do Peru. Też szczęśliwie bo Unia ma opinię placówki spokojnej (mało Polaków, zero oficjalnych wizyt z Polski, można się więc poświęcić turystyce l kontemplowaniu piękna Andów). A za rządów premiera Cimoszewicza, minister Rosati wysłał go . zaskakując pół MSZ-u do Tunezji. Ta placówka ma w MSZ opinię kurortu ambasada jest pięknie położona nad morzem, problemy z polskimi turystami są na głowie konsula. żyć więc ’ nie umierać. Zwłaszcza dla ambasadora w wieku przedemerytalnym z nową, młodą żoną.

Co ciekawe, w Warszawie trochę narzekano na Mulickiego. twierdząc, że nie bardzo przejmuje się swym czwartym ambasadorowaniem. Ale widocznie te utyskiwania były tak marne, że pozostawiono go w spokoju, do końca rotacji. Teraz wraca do kraju, prosto na emeryturę.

Dziewięć placówek, cztery razy ambasadorowanie Mulicki może Wprawić w kompleksy setki innych urzędników MSZ szarpiących się o byle jaki wyjazd. Poliglota, znający swój fach. Ale, z drugiej strony, nie lubiący się przemęczać, nigdy się nie narażający, nie wyskakujący przed szereg.

I co? Nie opłaciło się?

Wydanie: 08/2000, 2000

Kategorie: Kraj
Tagi: 8/2000, Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy