Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Dziennik „Życie” na pierwszej stronie zamieścił wielki tytuł „Ambasador kłamał?”. Po czym wyjaśnił, że „ambasador Polski w Izraelu będzie miał proces przed sądem lustracyjnym”. W dalszej części „Życie” tłumaczyło, że, co prawda, ambasadorowie nie muszą składać oświadczeń lustracyjnych, ale szef naszej placówki w Tel Awiwie przez osiem miesięcy piastował funkcję wiceministra spraw zagranicznych, i wówczas wypełnił stosowną deklarację. A dziś jej wiarygodność budzi wątpliwości. „Życie” w dalszej części wykłada kawę na ławę. „Na stanowisko podsekretarza stanu w MSZ powołał go w lutym 1998 roku prof. Bronisław Geremek. Maciej K. był ministrem 8 miesięcy – czytamy. – Szef polskiej dyplomacji zdymisjonował go nagle w listopadzie ubiegłego roku”. Po czym dziennik sugeruje, że powodem dymisji były „sprawy lustracyjne”.

Piękny donos.

Ów Maciej K. to, oczywiście, Mikołaj Kozłowski, wyrzucony ze studiów w marcu 1968 roku, a rok później skazany na pięć lat więzienia w tzw. procesie taterników, czyli tych, którzy przemycali do Polski paryską „Kulturę”. „Życie” sugeruje również, że właśnie w więzieniu Maciej K. nawiązał współpracę z tajnymi służbami PRL-u.

Po takiej lekturze opadają ręce. Oto bowiem ofiara, bita i więziona, jest oskarżana przez osobę, która przez PRL przeszła jak po maśle, posłusznie warując za ministerialnym biurkiem. A o tym oskarżeniu (taka informacje brzmi jak wyrok) trąbi z radością nieformalny organ AWS-u, dziennik „Życie”. Ten sam, który jeszcze parę miesięcy temu drukował wielkie story o procesie taterników, jego bohaterach i o Macieju K. Ha! Nie ma co, ładnych pan ambasador znalazł sobie przyjaciół…

W MSZ informacja o procesie wywołała mdłości. Kozłowskiemu, podle potraktowanemu przez gazetę, z którą był tak blisko, współczują nawet ci, których w swej dekomunizacyjnej manii skrzywdził.

A zarazem spekuluje się, dlaczego Kozłowski i dlaczego teraz. Więc, po pierwsze, uważa się to za zemstę Pałubickiego na rodzinie Kozłowskich. Po drugie, jako formę nacisku na ministra Geremka, który do tej pory przeganiał (nie zawsze skutecznie) AWS-owskich kandydatów do dyplomacji – uważaj kolego, albo z nami pracujesz, albo cl zrobimy kipisz. Po trzecie, jako formę nacisku na Unię Wolności. Po czwarte, oskarżenie Kozłowskiego uznano jako zapowiedź wielkiej ofensywy na MSZ. Dobrze poinformowani twierdzą wręcz, że następnym celem będzie wiceminister Andrzej Ananicz. „Gazeta Polska” już zdążyła opisać go jako moskalofila („jak lew bronił rosyjskich spółek”). A „Nasza Polska” bez żenady tłucze toporem: „Wracając do młodzieńczych lat Ananicza, Biuro Techniki MSW (zajmowało się m.in. podsłuchem obcych placówek dyplomatycznych i czytaniem korespondencji) było bardzo zadowolone ze współpracy z nim…”. Dość. AWS skręca się ze złości, ze UW przejęła w swe ręce kontakty z zagranicą, no i resort pełen atrakcyjnych stanowisk. I chciałaby coś z tego uszczknąć. Ale dlaczego musi robić to w tak dziki sposób?

Wydanie: 02/1999, 1999

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy