Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Jest problem. Prezydent wrócił blady z wizyty w Wielkiej Brytanii, widać wyraźnie, że nie lubi zagranicznych wojaży, źle się za granicą czuje. Ta niechęć do spraw zagranicznych jest oczywista, prezydent nie lubi o sprawach międzynarodowych mówić, a gdy już mówi, to widać, że niechętnie. Zanim wyjechał do Londynu, powiedział w „Rzeczpospolitej”, że zna brytyjskich przywódców, bo spotkał się w Jerozolimie z Gordonem Brownem, Kanclerzem Skarbu. No, spotkał się, wszyscy to widzieliśmy w telewizji, z Tonym Blairem. Podobnie było parę tygodni wcześniej, gdy mówił, że rozmawiał z prezydentem Francji Giscardem, mając pewnie przed oczyma Jacques’a Chiraca, a nie Valéry’ego Giscarda d’Estaing. Ale kogo miał przed oczami, gdy o prezydencie Gruzji, Michaile Saakaszwilim, mówił Dżugaszwili?
Sęk w tym, że w polskim systemie władzy rola prezydenta w kształtowaniu polityki zagranicznej jest uwypuklona, a tu, okazuje się, jest to dziedzina, którą prezydent zajmować się nie lubi. Ratunkiem w takiej sytuacji byłby zespół specjalistów pracujących dla niego. Tylko kto ma być tym zespołem? Andrzej Krawczyk i Kancelaria Prezydenta jako siła merytoryczna w sprawach międzynarodowych to dość humorystyczne postawienie sprawy. Na razie kancelaria wyróżnia się przetrzymywaniem kandydatur na ambasadorów.
A MSZ? Terytorium odzyskane?
PiS odzyskało przecież MSZ i rzuciło na ten resort dwójkę swoich ludzi – Annę Fotygę i jej zastępcę, Pawła Kowala. Rzecz tylko w tym, że ta dwójka jeszcze rok temu o MSZ pojęcie miała mgliste, Andrzej Krawczyk to na ich tle stary dyplomatyczny wyjadacz, więc czegóż można się po nich spodziewać?
Jeśli chodzi o Annę Fotygę, to w MSZ-etowski korytarz poszła ostatnio plotka, że Kaczyńscy, widząc, jak sobie (nie) radzi, chcą ją odwołać, tylko jeszcze nie wiedzą, jak to zrobić elegancko. W każdym razie jakieś rozmowy w tej sprawie podobno były, pewnie wszystko skończy się wysłaniem jej na jakąś prestiżową placówkę. Na razie pani minister chce być aktywna, więc bardzo się starała, żeby pojechać na szczyt do Lahti. Tłumaczono jej: pani minister, to nie jest miejsce, gdzie przyjeżdżają ministrowie spraw zagranicznych, tam przyjeżdżają szefowie rządów, będą kłopoty protokolarne, dla szefów MSZ miejsc tam nie ma. Więc ona odpowiadała, że jechać musi, a jak jest kłopot protokolarny, to może polecieć na szczyt jako non taker. No i poleciała. I snuła się niepotrzebnie, nikt nie wiedział, co z nią zrobić. Tak oto na spotkanie premierów wysłaliśmy prezydenta i szefową MSZ, wnosząc do rodziny europejskiej własne, oryginalne metody działania.
Natomiast Paweł Kowal odzyskuje MSZ inaczej. Do ministerstwa przyszedł z asystentką, no i nie minęło wiele czasu, jak zobaczyliśmy ją na stanowisku wicedyrektora Departamentu Promocji. Zastępuje Agnieszkę Wielowieyską. Nowa, a taka zdolna. Inni na stanowisko wicedyrektora terminują po kilka lat. A tutaj – hop i już. To jest pytanie dnia, zadawane przez ludzi w MSZ: ilu jeszcze asystentkom załatwi pracę w resorcie wiceminister Kowal?

Wydanie: 2006, 47/2006

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy