Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

W ubiegłym tygodniu wyjechał z Pekinu Ksawery Burski, ambasador RP w Chinach. Burski, wybitny znawca Chin i chińskiej kultury, wrócił do Warszawy, oficjalnie kończąc swoją misję. Teraz więc mamy w Pekinie chargé d’affaires w osobie dotychczasowej zastępczyni Burskiego, Agnieszki Łobacz.
Ona też zna chiński, też przepracowała w MSZ długie lata, była m.in. sekretarzem ambasady w Pekinie, a także szefową naszego przedstawicielstwa na Tajwanie. Stamtąd, kiedy wydawało się, że centrala wyśle ją na emeryturę, przeszła na stanowisko zastępcy ambasadora, no i teraz kieruje placówką.
Jak długo? Ha! Nikt tego w MSZ nie wie, bo nikt nie wie, kto będzie ambasadorem w tym kraju. W ostatnich miesiącach na pewniaka wyglądał Ryszard Stemplowski, szef PISM, były ambasador w Londynie. Ale po serii kuluarowych rozmów polsko-chińskich ta kandydatura nie jest już wspominana. I należy do przeszłości. Bo Chiny chciałyby widzieć kogoś bardziej utytułowanego. Kogo?
Są tutaj trzy opcje. Zwolennicy pierwszej mówią, że do Pekinu pojechać ma jakiś generał. Czyli osoba ważna. Teoretycznie to niezły pomysł, tylko że mija się z chińskim obyczajem, polegającym na tym, że armia od dyplomacji trzyma się z daleka. Oficjalnie.
Zwolennicy drugiej opcji przypominają z kolei słowa ministra Cimoszewicza sprzed lat, kiedy mówił, że do Chin trzeba wysłać osobę znającą się na gospodarce. Niektórzy dokładają do tego interpretację: że ma to być wiceminister z resortu gospodarczego, no i – zważywszy na Chiny – osoba przynajmniej w średnim wieku. Więc już co poniektórzy przewertowali listę wiceministrów i mają swoje typy. Jest ich zresztą kilka – sęk w tym, że dla ludzi dobrze sytuowanych, którzy nie są fanami Chin ani nie mają marzeń o pracy w dyplomacji, posada ambasadora w tym kraju nie jest wielkim cymesem. Choćby z tego powodu, że mogą zarobić kilka razy więcej w Warszawie, pracując albo w banku, albo w przedstawicielstwie zachodniej firmy. I są na miejscu, w przyjaznym klimacie, a nie w kraju oddalonym o kilkanaście godzin lotu (z przesiadką), w dodatku w sytuacji, w której MSZ funduje bilet Pekin-Warszawa tylko raz w roku.
Jest jeszcze trzecia opcja – do Pekinu pojedzie ktoś z MSZ, któryś z wiceministrów. Tylko który.
Ale w tej niewielkiej grupie również nie widać nadmiernego entuzjazmu. Tym bardziej że kto miał wyjechać, już wyjechał. Spójrzmy na listę dyrektorów w MSZ. Ze starej kadry zostało tylko dwóch dyrektorów – Janusz Niesyto w protokole dyplomatycznym i Janusz Skolimowski z Departamentu Konsularnego. No i Agnieszka Wielowieyska z promocji, ale ona, po pierwsze, nie jest starą kadrą, a po drugie, programowo nie chce nigdzie wyjeżdżać.
Reszta zaś dyrektorów już powyjeżdżała na placówki.
W MSZ wszystko jest więc już pozamiatane i wyczyszczone. Do załatwienia pozostały tylko drobne, jednostkowe sprawy. Taka jak wprowadzenie się do pięknego biurowca (kategoria A1) na rogu Litewskiej, który ministerstwo sobie załatwiło. I można witać nową ekipę.

Wydanie: 2004, 45/2004

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy