Nowa fala

Nowa fala

Polska ma siedmiu nowych ambasadorów. Minister Jacek Czaputowicz, który miesiącami nie zwracał uwagi na placówki, teraz hurtowo nadrabia zaległości. Wysyła ambasadorów m.in. do Rumunii, Szwecji (nie mieliśmy tam szefa placówki od lipca 2018 r.), Maroka (wakat od listopada 2018 r.), Brazylii (ambasador RP wyjechał z Brasilii w 2017 r.), Serbii (placówka nie ma szefa od 1 września 2018 r.) i Turcji (bez ambasadora od listopada 2018 r.).

Fakt, że w niektórych z tych państw ambasadora nie mieliśmy dłużej niż rok, świadczy i o naszej impertynencji (widocznie nie jest to ważna placówka, skoro jest nieobsadzona), i o bałaganie. Dobrze, że Czaputowicz wreszcie te stanowiska obsadza. Pytanie tylko – kim.

Zacznijmy od najbardziej doświadczonego, czyli Macieja Langa. W przeszło 20-letniej karierze w MSZ kierował placówkami w Atenach, Turkmenistanie, Afganistanie, Kazachstanie, Turcji, a przez ostatnie kilkanaście miesięcy był wiceministrem odpowiadającym m.in. za politykę amerykańską, bliskowschodnią i bezpieczeństwa, jedynym w kierownictwie z doświadczeniem dyplomatycznym.

I taką gwiazdę skierowano do… Bukaresztu. Jak to zinterpretować? Wprawdzie Jacek Czaputowicz opowiadał, że ambasada w Rumunii to dziś ważna dla Polski placówka, ale przecież nikt nie ma wątpliwości, że jest co najmniej kilkanaście ważniejszych. I że to albo zsyłka, albo emerytura.

Sam Lang nie dał po sobie poznać, jak traktuje nowe zadanie. Jak pisowiec opowiadał, że będzie rozwijał oś obronną Polska-Rumunia-Turcja. Że współpraca obronna Polski i Rumunii jest dla niego „absolutnym priorytetem”. No i że będzie badał rumuńskie archiwalia w sprawie polskich żołnierzy internowanych w 1939 r. A na pytanie: „Czy jako dyplomata wysokiego szczebla, doświadczony i kompetentny, a zarazem członek kierownictwa politycznego MSZ, zgadza się pan z tezą ugrupowania, które pana nominowało na to stanowisko, o dyplomacji polskiej za czasów, kiedy pan również był dyplomatą i ambasadorem, jako o dyplomacji na kolanach, pozbawionej jakiegokolwiek wpływu w świecie?”, odparł: „Oczywiście, że się zgadzam”.

I my zatem zgadzamy się z opinią, że Bukareszt to jest zapłata, jaką zaoferowało mu PiS za jego usługi. Na tyle go oceniło.

A jak ocenić nominację Jakuba Tadeusza Skiby na stanowisko ambasadora w Brazylii? Jako zsyłkę czy jako wczasy? Skiba to wierny urzędnik nowej władzy, człowiek od wszystkiego Mariusza Błaszczaka. Karierę zaczynał u boku Lecha Kaczyńskiego, gdy ten piastował urząd prezydenta Warszawy. Potem Sławomir Skrzypek wziął go do zarządu NBP. W rządzie Beaty Szydło Skiba był wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji. A potem Mariusz Błaszczak rzucał go tam, gdzie trzeba było przejąć jakąś instytucję. Z reguły na miejsce po którymś z ludzi Antoniego Macierewicza. Był więc Skiba też p.o. prezesem Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, później został prezesem Polskiej Grupy Zbrojeniowej. A ostatnio był dyrektorem w Akademii Sztuki Wojennej.

„Robię to, czego ode mnie ojczyzna wymaga”, tak określił swoją aktywność. Raczej na wyrost, bo bardziej w jego karierze widać rękę partii niż potrzeby ojczyzny. Ale w takich czasach żyjemy, że te sprawy się mylą.

Aha, obiecał jeszcze, że nauczy się portugalskiego.

Zakładając więc, że Mariusz Błaszczak nie planuje żadnych interesów w Brazylii, możemy uznać, że wyjazd Skiby na drugą półkulę to nagroda. Czteroletnie wczasy.

Wydanie: 04/2020, 2020

Kategorie: Aktualne, Kronika Dobrej Zmiany

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy