Nowa normalność po włosku

Nowa normalność po włosku

Aż 81% Włochów boi się kontaktu z drugim człowiekiem, a 73% cierpi na stres po lockdownie

Korespondencja z Rzymu

Nowa normalność rozpoczęła się we Włoszech 4 maja 2020 r. na mocy kolejnego dekretu premiera Giuseppe Contego. Włochy miały się otwierać powoli, w dwutygodniowych fazach – zgodnie z zaleceniami komitetu ekspertów wspierających rząd. Po 55 dniach zamknięcia w domach ludzie mogą wreszcie wychodzić na spacer do parku lub uprawiać sport na wolnym powietrzu. Można też złożyć wizytę rodzinie. Do 18 maja utrzymano obowiązek posiadania przy sobie oświadczenia o celu przemieszczania się: praca, zdrowie, rekreacja, odwiedziny bliskich. Nadal obowiązuje zakaz wszelkich zgromadzeń, zarówno w miejscach zamkniętych, jak i na wolnym powietrzu.

W poniedziałek, 4 maja, do pracy wróciło 4,5 mln ludzi. Ruszył transport miejski i cały przemysł. Otwarto zakłady rzemieślnicze i handel hurtowy. Restauracje i bary rozpoczęły sprzedaż jedzenia na wynos. Zezwolono na organizację pogrzebów na wolnym powietrzu z udziałem maksymalnie 15 osób, obligując duchownego i żałobników do noszenia maseczek, mierzenia temperatury, zachowania bezpiecznej odległości. We wszystkich miejscach pracy (fabryki, biura, transport itp.) wprowadzono protokoły epidemiologiczne uzgodnione ze związkami zawodowymi, przewidujące kontrolę za pomocą termoskanerów, używanie maseczek i rękawiczek, dezynfekcję, zachowanie dystansu bezpieczeństwa.

Dekret rządowy przewiduje, że od 18 maja ruszy handel detaliczny i zostaną otwarte sklepy. Otworzą się muzea i biblioteki. Zostaną wznowione treningi grupowe. Wszystko z zachowaniem zasad nowej normalności. Dopiero na 1 czerwca zostało przewidziane otwarcie barów, restauracji, salonów kosmetycznych i fryzjerskich, zobowiązanych do przestrzegania rygorystycznych obostrzeń, takich jak wydłużony czas pracy (fryzjerzy) i dystans między stolikami (restauracje). 17 czerwca mają się rozpocząć matury – tylko egzamin ustny. Powrót fizyczny uczniów do szkół i na uniwersytety jest przewidziany dopiero od września, choć myśli się o obozach letnich dla dzieci, które mają być próbą przed otwarciem żłobków i przedszkoli. Co do tego nie ma jeszcze konkretnych wskazań.

Używanie maseczek jest obowiązkowe w transporcie publicznym, w sklepach, w każdym miejscu pracy, we wszystkich miejscach zamkniętych i w tych na zewnątrz, gdzie nie jest możliwe utrzymanie bezpiecznego dystansu. Również spotkania z najbliższymi muszą się odbywać w maseczkach. Do tej pory we Włoszech ich nabycie równało się z cudem. W pierwszym okresie kwarantanny nie można było kupić nawet maseczki chirurgicznej, FFP2 i FFP3 były tylko marzeniem. Później ceny stały się zawrotne. Włochy, tak jak inne kraje, nie produkowały akcesoriów sanitarnych już od lat, kupując je w Chinach. Zadanie zaopatrzenia kraju w materiały ochronne przeciwko COVID-19 powierzono specjalnemu komisarzowi, Domenicowi Arcuriemu. Wznowiono krajową produkcję. Szyciem maseczek i odzieży ochronnej dla sektora sanitarnego zajęły się wielkie marki modowe, takie jak Armani, Gucci czy Prada. Rozpisano też przetargi dla biznesmenów chcących importować je z zagranicy. Wybuchło kilka skandali, z których najgłośniejszy dotyczy Irene Pivetti, byłej marszałek izby niższej parlamentu, która próbowała sprowadzić 15 mln maseczek z nieodpowiednim certyfikatem. Od 4 maja w aptekach i innych miejscach miały się pojawić maseczki w cenie 0,50 euro za sztukę, ale nadal brakuje ich w wielu regionach kraju – zwłaszcza w najbardziej dotkniętej koronawirusem Lombardii. Czy to niewydolność komisarza Arcuriego, czy także wina spekulacji? Aptekarze przy cenie narzuconej przez rząd nie zarabiają. Pandemia COVID-19 to metaforyczna wojna na wielu frontach – zdrowotnym, gospodarczym, społecznym.

Po włosku, czyli po swojemu

Program odmrażania gospodarki przedstawiony przez premiera Contego 26 kwietnia wzbudził wiele protestów. Niektórzy oczekiwali, że nastąpi jeżeli nie całkowite, to przynajmniej większe otwarcie. Modele matematyczne rozwoju epidemii we Włoszech przewidują jednak, że gdyby otwarto wszystko od razu, wskaźnik zakażalności szybko wzrósłby do 2,25 (jedna osoba zarażałaby więcej niż dwie), czego wynikiem byłoby do końca roku 150 tys. osób wymagających intensywnej terapii. Na początku wszyscy pomyśleli, że to jakaś pomyłka. Jednak szef Krajowego Instytutu Zdrowia Silvio Brusaferro potwierdził, że takie dane przedstawił premierowi komitet naukowy. W tej chwili Włochy mają 9 tys. miejsc na oddziałach intensywnej terapii (przed wybuchem epidemii było 5 tys.) na 60 mln mieszkańców.

Dane obrony cywilnej z 11 maja 2020 r. były najlepsze od dwóch miesięcy. Odnotowano 744 przypadki nowych zakażeń i 179 zgonów w ciągu ostatnich 24 godzin. Kiedy kraj wchodził w kwarantannę 10 marca 2020 r., było 619 nowych zakażeń i 168 zmarłych w ciągu doby, ale we wszystkich regionach kraju wskaźnik zakażalności spadł już poniżej 1. Po raz pierwszy oddycha się z ulgą i czuje, że to powrót do normalności.

Włoski rząd myśli o różnicowaniu zakazów w poszczególnych regionach. Z tym że nastąpić to może dopiero po 18 maja. Gubernatorzy są niezadowoleni. Chcą wznowić handel i jak najszybciej pozwolić na otwarcie barów oraz restauracji ze stolikami na zewnątrz, a także salonów fryzjerskich. Presję wywierali przede wszystkim prawicowi administratorzy lokalni, zarzucając władzy centralnej nieudolność polityczną w drugiej fazie epidemii. Jednak najbardziej kontrowersyjne i nieszczęśliwe wystąpienie parlamentarne ma na koncie były lewicowy premier Matteo Renzi: „Gdyby zmarli na COVID-19 mogli mówić, powiedzieliby: otwórzcie wszystko jak najszybciej!”. „Zmartwychwstali zapytają na Sądzie Ostatecznym: dlaczego wprowadziliście kwarantannę tak późno?”, pojawiły się komentarze.

Gubernator Wenecji Euganejskiej, Luca Zaia z Ligi, uprzedził dekret rządowy i proponowane w nim rozluźnienie wprowadził już 24 kwietnia. Jole Santelli, gubernatorka Kalabrii z partii Forza Italia, wydała dekret o otwarciu restauracji i barów ze stolikami na zewnątrz od 5 maja. Nie wszyscy burmistrzowie kalabryjskich miast ją poparli, wydając miejscowe zakazy. Minister spraw regionalnych Francesco Boccia zaskarżył jej decyzję i Trybunał Regionalny nakazał zamknąć wszystko. Prezydent Trydentu-Górnej Adygi, Arno Kompatscher, w nocy z 7 na 8 maja zdecydował o otwarciu sklepów w prowincji, powołując się na jej autonomię. Od tego momentu wszyscy zaczęli robić wszystko „po włosku”, czyli po swojemu.

Nie we wszystkich regionach Włoch epidemia koronawirusa jest równie groźna. Kraj można podzielić na cztery strefy, w zależności od tygodniowego wzrostu przypadków nowych zakażeń. Czerwona strefa to Lombardia, Piemont i Liguria, pomarańczowa – Molise i Lacjum, żółta – Wenecja Euganejska, Marche, Emilia-Romania, Trydent-Górna Adyga i Dolina Aosty, zielona – Abruzja, Apulia, Kampania, Toskania, Umbria, Sycylia, Friuli-Wenecja Julijska, Basilicata i Kalabria. Czerwona strefa charakteryzuje się rozpowszechnieniem i tygodniowym wzrostem zakażeń powyżej średniej krajowej. W strefie pomarańczowej tygodniowy wzrost jest powyżej średniej krajowej, ale odnotowuje się tendencję spadkową. W żółtej jest wciąż dużo przypadków, ale tendencja, jeśli chodzi o wyzdrowienia, jest wzrostowa. W strefie zielonej zarówno częstość, jak i tygodniowy przyrost zachorowań jest poniżej średniej krajowej.

Problemem Włoch były i nadal są trzy regiony: Lombardia, Piemont i Liguria, które nie wyszły jeszcze z fazy pierwszej. Na pytanie, dlaczego tak się dzieje, niektórzy specjaliści odpowiadają, że 60% tamtejszych fabryk nigdy nie zatrzymało produkcji, więc prawdziwej kwarantanny, takiej jak w innych regionach, tam nie było. To jednak serce ekonomiczne Włoch. Jeżeli zatrzymałoby się, byłby to koniec włoskiej gospodarki.

Widmo recesji

Już 4 maja w Neapolu strajkowali fryzjerzy, strzygąc klientów na placu i domagając się od rządu jasnych zasad dotyczących zachowania bezpieczeństwa w miejscu pracy oraz jak najszybszego otwarcia salonów. „Nie chcemy 600 euro! Chcemy pracować, aby utrzymać rodziny i pracowników!”, tłumaczył jeden z najbardziej wziętych stylistów. W Mediolanie właściciele restauracji, lokali i barów na placu przed Łukiem Pokoju rozstawili puste krzesła w bezpiecznej odległości i stanęli za nimi w maseczkach. Na oparciach wisiały kartki: „Jeśli nie otworzymy, zamkniemy!”. Dostali mandaty za zorganizowanie nielegalnego zgromadzenia. W Rzymie przedstawiciele tych dwóch branż udali się na Kapitol, by oddać symboliczne klucze do swoich salonów i lokali. Po tygodniu protestów i napięć rząd w końcu uległ i przyśpieszył odmrażanie gospodarki. Od 18 maja będą mogły zostać otwarte zakłady fryzjerskie oraz restauracje i bary w regionach, gdzie sytuacja epidemiologiczna jest pod kontrolą.

Według szacunków Confcommercio (Włoskiej Generalnej Konfederacji Przedsiębiorstw), zrzeszającej ponad 700 tys. firm, w marcu z powodu lockdownu konsumpcja w kraju spadła o 31,7%. Sytuacja w poszczególnych sektorach jest dramatyczna: 100% spadku w sprzedaży ubrań i obuwia, 95% w turystyce, 82% w handlu samochodami, 68% w sektorze gastronomicznym. Spadek konsumpcji w pierwszym kwartale może przekroczyć 10%, a spadek PKB od 6 do 10% w skali rocznej. Dla gospodarki włoskiej, będącej w recesji od 2008 r., to dramatyczny cios.

Po trzymiesięcznej przerwie wiele firm może upaść. Dotyczy to głównie usług związanych z urodą i gastronomii. Przewiduje się, że kryzys dotknie 30% lokali w branży restauracyjnej oraz 60% salonów kosmetycznych i fryzjerskich. Włosi nie wiedzą, co będzie gorsze, i to już w krótkim czasie – widmo powrotu pandemii czy recesja i bezrobocie. Umrzeć na COVID-19 czy umrzeć z głodu? – oto jest pytanie…

Włoski centro-lewicowy rząd koalicyjny, w którego skład wchodzą: Ruch Pięciu Gwiazd, Partia Demokratyczna, Italia Viva (Żywe Włochy), Wolni i Równi, przyjął już niektóre rozwiązania mające na celu wsparcie tych, którzy pozostali bez pracy i przychodów z powodu koronawirusa – zapomogi, dofinansowanie, pożyczki gwarantowane przez państwo. W połowie marca premier Conte wydał dekret przeznaczający 25 mld euro na „amortyzatory społeczne” i wsparcie biznesu. Choć mamy już maj, nie do wszystkich pieniądze dotarły, głównie z powodu biurokracji. W kwietniu Conte chciał wydać nowy dekret – „kwietniowy”. Miała to być nowa tarcza ochronna w wysokości 55 mld euro. Dekret najpierw zmienił nazwę na „majowy”, a później na „odbudowy”. Inwencja językowa jest miernikiem realnych trudności. Sumy, które włoski rząd musi przeznaczyć na ratowanie gospodarki i na amortyzowanie skutków społecznych, przerastają roczny budżet. Włochy jak wszystkie kraje czekają, aż Unia Europejska zrozumie, że ta pandemia to kryzys globalny, i odkręci kurek. Od kilku tygodni trwa włoski spór polityczny o fundusz Europejskiego Mechanizmu Stabilności, który ruszy jako kredyt na korzystnych warunkach przeznaczony na wydatki związane z kryzysem epidemiologicznym od 1 czerwca. Włochy nie chcą skończyć jak Grecja pod nadzorem trojki. Przeciwni skorzystaniu z EMS są Ruch Pięciu Gwiazd, Liga i Bracia Włoscy. Za jest Silvio Berlusconi, uważając, że w tej trudnej sytuacji jego kraj musi szukać pomocy Europy. Włoscy nacjonaliści z Matteo Salvinim na czele po krótkiej przerwie wrócili do atakowania rządu Contego. Salvini chce władzy za wszelką cenę. Marzy o gabinecie jedności narodowej, którym mógłby kierować Mario Draghi.

Przywódca Ligi próbował manipulować włoskim episkopatem, niezadowolonym z tego, że dekret rządowy nie przewidywał wznowienia nabożeństw, ale papież Franciszek powstrzymał wszystkich słowami: „Przeciwko pandemii ostrożność i respektowanie norm, aby zło nie powróciło”. Rząd i episkopat osiągnęły porozumienie. Msze zostaną wznowione po 18 maja. Udział wiernych zależy od powierzchni kościoła. Rygorystycznie w maseczkach, z zachowaniem bezpiecznego dystansu. Komunia będzie rozdawana w rękawiczkach. Po kościołach być może otwarte zostaną teatry i kina. Kultura jak zawsze ostatnia. Tego się nie je.

Widmo drugiej fali pandemii

Liczba zgonów we Włoszech przekroczyła 30 tys. Całkowita liczba chorych zbliża się do 220 tys., z czego już prawie 100 tys. wyzdrowiało. To dane oficjalne. Włoscy wirusolodzy nie ukrywają, że trzeba je pomnożyć przez 10, a może nawet przez 20. „Na pięciu chorych w szpitalu i pięciu w izolacji domowej jest 20, którzy przechodzą COVID-19 lekko i 35 bezobjawowych”, stwierdziła Ilaria Capua, ceniona włoska specjalistka pracująca na Uniwersytecie Florydy, która zajmowała się ptasią grypą i upubliczniła DNA tamtego wirusa. Szacuje się, że we Włoszech może być ok. 4 mln chorych na COVID-19. Aż 70% zakażonych koronawirusem znajduje się w trzech regionach: Lombardii, Piemoncie i Ligurii.

Aby świętować koniec kwarantanny, 8 maja młodzi ludzie wyszli na aperitivo przy kanałach w Mediolanie. Większość była bez maseczek. Prezydent Mediolanu Beppe Sala był wściekły i zagroził: „Albo zrozumiecie zagrożenie, albo zamknę Navigli. Później wy będziecie się tłumaczyć właścicielom lokali i barów, dlaczego stracili pracę”. Taka sama sytuacja była w Mediolanie 8 marca, zanim rozpoczęło się piekło pandemii w szpitalach i wprowadzono czerwoną strefę w całym kraju. „Mediolan to tykająca bomba. Teraz wyszły na ulicę osoby jeszcze zainfekowane, które do tej pory siedziały w domu z powodu kwarantanny”, powiedział prof. Massimo Galli, ordynator szpitala Sacco w Mediolanie i kierownik tamtejszego Instytutu Badań Biomedycznych. Trudno nie brać na poważnie jego słów. Rezultaty ewentualnych zakażeń pomiędzy 4 a 18 maja zobaczymy dopiero za dwa tygodnie.

Według sondażu przeprowadzonego przez Eurodap (stowarzyszenie badające ataki paniki) aż 81% Włochów boi się kontaktu z drugim człowiekiem, a 73% cierpi na stres po lockdownie. Wiele osób, jeśli nie musi, nadal nie opuszcza mieszkania, gdyż obawia się rodaków, którzy ignorują zasady nowej normalności i nie przejmują się tym, że mogą być bezobjawowymi nosicielami koronawirusa.

Fot. IPA/BACKGRID/Backgrid UK/Forum

Wydanie: 2020, 21/2020

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy