Nowe rozdanie w Rzeczpospolitej

Nowe rozdanie w Rzeczpospolitej

Czy pod nowym naczelnym gazeta znów będzie poważnym konserwatywnym pismem?

Czy „Rzeczpospolita” powróci do swoich najlepszych tradycji? Istnieje taka szansa. Początkiem korzystnych zmian może być wybór Grzegorza Gaudena (będącego także prezesem wydającej dziennik spółki Presspublica) na stanowisko naczelnego. Od 1 września Gauden przejmie obowiązki Macieja Łukasiewicza, który złożył rezygnację z powodu problemów zdrowotnych.
„Rzeczpospolitej” przyda się takie otwarcie, gdyż dziennik przez wiele lat uważany za najpoważniejszy i najbardziej wyważony w Polsce ostatnio coraz mocniej jest kojarzony ze środowiskiem „pampersów”. W dodatku tytułowi nie wychodzą na dobre wewnętrzne przepychanki między udziałowcami: posiadającą 51% udziałów Presspublicą Holding Norway, należącą do norweskiego koncernu Orkla Media, a Państwowym Przedsiębiorstwem Wydawniczym „Rzeczpospolita”, mającym 49% udziałów.
W dodatku w redakcji od pewnego czasu toczy się

walka między dwoma obozami.

Jej zaczątkiem było odwołanie Krzysztofa Gottesmana z funkcji szefa działu politycznego i przesunięcie go na stanowisko komentatora. Zastąpił go Igor Janke, były redaktor naczelny PAP, również kojarzony z „pampersami”.
Szybko ściągnął do redakcji swoich współpracowników, m.in. Radosława Gila i Piotra Śmiłowicza. Z zespołu odeszli natomiast wieloletni dziennikarze, m.in. Marcin Dominik Zdort i Bernadeta Waszkielewicz. Na łamach pisma coraz częściej zaczęły się pojawiać mocno prawicowe opinie wygłaszane przez nowy zespół.
Powołanie Grzegorza Gaudena, uważanego za osobę kompromisową, jest oceniane jako szansa na uspokojenie złych nastrojów w redakcji. Choć nie wszyscy w zespole byli tego zdania. Odkąd problemy ze zdrowiem zaczął mieć Maciej Łukasiewicz, rozdającym karty w redakcji był jego pierwszy zastępca, Jan Skórzyński. Właśnie on od kilku miesięcy praktycznie kierował dziennikiem i to jego najchętniej widzieliby jako swego zwierzchnika „pampersi” z „Rzeczpospolitej”. W rozgrywkę między nimi a umiarkowaną częścią zespołu włączył się tygodnik „Wprost”, który napisał, że Grzegorz Gauden to człowiek prezydenta, a obóz Aleksandra Kwaśniewskiego zamierza przejąć „Rzeczpospolitą”. W środowisku dziennikarskim mówi się, że notatka we „Wprost” była zainspirowana przez część redakcji związaną z „pampersami”.
Tymczasem choć Gauden należał do Socjalistycznego Zrzeszenia Studentów Polskich, potem współpracował z pismami wydawanymi przez „Solidarność”. Był internowany w stanie wojennym. Postrzega się go jako osobę o poglądach prawicowych, lecz umiarkowanych, mógłby więc skierować „Rzeczpospolitą” bardziej w stronę centrum i przypomnieć w ten sposób najlepsze tradycje dziennika. Praktycznie od niego zależy teraz, czy tytuł zachowa markę poważnego konserwatywnego dziennika, czy też stanie się politycznym narzędziem.
– „Rzeczpospolita” statutowo jest zobowiązana do rzetelności. Każdy krok w prawo czy w lewo jest więc złamaniem statutu. Jedyny

majątek gazety to jej potencjał intelektualny,

miarodajność i tylko dzięki temu może coś zwojować – zapewnia Maciej Cegłowski, dyrektor PPW „Rzeczpospolita”, udziałowcy dziennika.
Grzegorz Gauden na razie unika odpowiedzi na pytanie, co zmieni w gazecie. Jedynie na łamach swojego dziennika zapowiedział, że „niezależność „Rzeczpospolitej” od władzy politycznej i ekonomicznej jest głównym kanonem, którego zamierza przestrzegać”. Nie wiadomo więc, czy zespół będzie nadal funkcjonował w obecnym kształcie i czy swoje wpływy utrzyma Skórzyński. Gdy naczelnym dziennika został kilka lat temu Maciej Łukasiewicz, szybko doprowadził do usunięcia swojej konkurentki i wiceszefowej Bożeny Wawrzewskiej. Ale tym razem nie musi się tak stać.
– Wybór Gaudena był najlepszą możliwą decyzją – mówi anonimowo jeden z dziennikarzy „Rzeczpospolitej”. – Środowisko związane ze Skórzyńskim właściwie przejęło polityczną część „Rzepy”. Mają z góry założoną tezę, wiadomo, co napiszą. Czytelnicy, a zwłaszcza najatrakcyjniejsza z punktu widzenia gazety kadra menedżerska, nie tego oczekują.
Ale objęcie przez Gaudena funkcji naczelnego budzi niepokój niektórych osób. Nie tylko ze względu na linię programową „Rzeczpospolitej”. Zachowa on także dotychczasowe stanowisko prezesa Presspubliki. I właśnie to łączenie funkcji, choć zdarza się w innych mediach, rodzi obawy. Tym bardziej, że Grzegorz Gauden był jedynym kandydatem na stanowisko, w dodatku sam zgłosił swoją kandydaturę. – Administrator, który ma zabiegać o reklamy, nie powinien stać na straży pisania o gospodarce – uważa Maciej Cegłowski. Sam Gauden przypomina, że w podobny sposób obie funkcje łączył Dariusz Fikus.
W dodatku nowy szef „Rzeczpospolitej” uchodzi za człowieka silnie związanego z Norwegami. Może to doprowadzić do sytuacji, w której Orkla za pośrednictwem łamów „Rzeczpospolitej” będzie chciała załatwiać swoje interesy. A koncern cały czas dąży do wykupienia 49% udziałów należących do PPW. W styczniu 2004 r. Norwegowie ponownie zadeklarowali, że są gotowi do transakcji.
Jednak Ministerstwo Skarbu Państwa nie zajęło oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Wiadomo tylko, że przedstawiciele Orkli i ministerstwa od czasu do czasu biorą udział w – jak nazywają to w samej „Rzeczpospolitej” – „podskórnych” rozmowach na ten temat. Rzecz w tym, że resort obawia się, iż po wykupieniu udziałów Norwegowie szybko będą chcieli je odsprzedać. Nabywcą może być niemiecki koncern Axel Springer, który po sukcesie „Faktu” zamierza uruchomić następny dziennik, konkurencyjny wobec „Gazety Wyborczej”. Koncern rozważa dwa warianty: albo stworzenie tytułu od podstaw, albo wykorzystanie bazy „Rzeczpospolitej”.
Przesłanek wstrzymania się od decyzji może dostarczać zamieszanie, jakie powstało, gdy Polskapresse, wydawnictwo należące do niemieckiego Passauer Neue Presse, przejęła od Orkli dwa wrocławskie dzienniki: „Słowo Polskie” i „Wieczór Wrocławia”, choć posiadała już „Gazetę Wrocławską”. Media pisały wtedy o dominującej obecności niemieckiego kapitału na polskim rynku prasowym. Inwestycja Axel Springer w „Rzeczpospolitą” również mogłaby zbulwersować opinię publiczną.
Na pewno „Rzeczpospolitą” czeka

walka o utrzymanie pozycji na rynku.

Wedlug danych Związku Kontroli Dystrybucji Prasy, od kilku lat czytelnictwo dziennika jest coraz mniejsze. W 2000 r. tytuł rozchodził się w ponad 203 tys. egzemplarzy, a dwa lata temu w nieco ponad 189 tys. Obecnie jego średnia sprzedaż wynosi około 183 tys. – w tym dużą część stanowi prenumerata dla firm i instytucji.
– Ten dziennik ma wysokie koszty dotarcia do odbiorców. Jest to opłacalne, gdy reklamodawca chce dotrzeć do specyficznej grupy, w tym przypadku do menedżerów. „Rzeczpospolita” jest pisana zbyt hermetycznym językiem, by dotrzeć do zwykłego czytelnika. A w przypadku szerokich grup odbiorców dziennik ten ma konkurencję w postaci „Faktu” i „Gazety Wyborczej” – wyjaśnia Monika Tenczyńska z domu mediowego Starcom. – Ostatnio można zaobserwować, że wygraną na rynku jest prasa ekonomiczna – „Gazeta Prawna” czy „Puls Biznesu”, przyciągające czytelników. Widać to zarówno pod względem sprzedaży, jak i czytelnictwa.
Jednak do podejmowania strategicznych decyzji potrzeba porozumienia obu udziałowców. Tymczasem wszystko stoi pod znakiem zapytania. Maciej Cegłowski krytykuje bowiem procedurę wyłonienia nowego naczelnego. Zgodnie z nią, kandydata na szefa dziennika powinno wyznaczyć zgromadzenie wspólników – czyli PPW oraz Presspubliki – decyzją podjętą 80% kapitału zakładowego spółki. Dopiero gdy nie mogą oni się porozumieć, kolegium redakcyjne wskazuje dwóch kandydatów, a Zarząd Presspubliki wybiera jednego z nich.
Cegłowski twierdzi, że nie dostał żadnego zawiadomienia o spotkaniu, więc nie miało ono miejsca. Odmiennego zdania jest Grzegorz Gauden. Stoi on na stanowisku, że prawo wyboru naczelnego przeszło na kolegium redakcyjne, gdyż reprezentanci PPW nie stawili się na zgromadzenie wspólników.
A więc znowu pat. Czy w takiej sytuacji „Rzeczpospolita” wykorzysta swoją szansę?


Roszady w „Rzeczpospolitej”
Na swoją renomę „Rzeczpospolita” musiała zapracować. Decydujące przeobrażenie przeżyła dzięki Dariuszowi Fikusowi, który został jej redaktorem naczelnym w 1989 r. Borykającą się z problemami finansowymi „Rzeczpospolitą” przekształcił w dochodowe pismo, światopoglądem bliskie ówczesnej Unii Demokratycznej.
Mariaż, zawarty w 1991 r. z francuskim wydawcą, Robertem Hersantem, miał wzmocnić pozycję dziennika. Francuzi kupili 49% udziałów w tytule. Ich obecność nie uchroniła go jednak od zakusów kolejnych rządów. W końcu dyrektor reprezentującego skarb państwa Państwowego Przedsiębiorstwa Wydawniczego „Rzeczpospolita”, Maciej Cegłowski, odsprzedał Hersantowi 2% udziałów. W ten sposób Francuzi zdobyli pakiet większościowy (51%). W lipcu 1996 r. odsprzedali swoje udziały norweskiemu koncernowi Orkla Media.
Afera wybuchła pod koniec czerwca 2000 r. Zarząd Presspubliki w trybie natychmiastowym odwołał ze stanowiska redaktora naczelnego, Piotra Aleksandrowicza. Z tą decyzją nie zgodziło się PPW.
Był to początek trwającego do dziś konfliktu. Później Maciej Cegłowski w imieniu PPW złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Członkom Zarządu Presspubliki zarzucił, że zawarli niekorzystne dla PPW, ale przynoszące zyski stronie norweskiej umowy dzierżawy. Wkrótce Cegłowskiego odwołano ze stanowiska szefa Rady Nadzorczej Presspubliki (PPW zaskarżyło tę decyzję). Prokuratura zaś postawiła zarzuty działania na szkodę spółki Grzegorzowi Gaudenowi, prezesowi Presspubliki, oraz dwóm innym członkom zarządu: Elżbiecie Ponikło i Piotrowi Frątczakowi. Odebrano im paszporty.
Oliwy do ognia dolał tekst wydrukowany przez „Gazetę Wyborczą” w październiku 2001 r. Opisano w nim dużą spółkę medialną i wybieg, jakiego użyli zagraniczni udziałowcy firmy, by nie zapłacić w Polsce opłaty skarbowej. Okazało się, że tekst dotyczył „Rzeczpospolitej”, a autorem był Maciej Cegłowski. W efekcie urząd skarbowy uznał, że norweska Orkla musi wpłacić 8,46 mln zł (wraz z odsetkami) opłaty od przeprowadzonej transakcji, która pozwoliła koncernowi na przejęcie kontroli nad „Rzeczpospolitą”.
Wszystkie sprawy zakończyły się szczęśliwie dla Orkli. W kwietniu 2002 r. Izba Skarbowa w Warszawie niespodziewanie stwierdziła, że podatkowe należności uległy przedawnieniu i nakazała zwrócić całą kwotę norweskiemu koncernowi. W marcu 2004 r. warszawska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie członków Zarządu Presspubliki.
Natomiast w maju Warszawski Sąd Okręgowy unieważnił uchwałę Rady Nadzorczej Presspubliki, odwołującą jej byłego szefa, Macieja Cegłowskiego. Sąd uznał, że decyzję tę podjęto niezgodnie z prawem. Nie oznacza to jednak, że Cegłowski ponownie zasiadł w tym gremium, bo mandat jego członków wygasł w ubiegłym roku. Od tego czasu Presspublica nie ma rady nadzorczej, bo udziałowcy nie są w stanie porozumieć się w tej sprawie. I nie tylko w tej, także w istotnych dla firmy sprawach finansowych.

 

Wydanie: 2004, 36/2004

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy