Nowoczesność puka do odpadów – rozmowa z prof. Andrzejem Kraszewskim

Nowoczesność puka do odpadów – rozmowa z prof. Andrzejem Kraszewskim

Mamy najgorszy w Europie system zagospodarowania odpadów – zmieszany strumień śmieci trafia do dziury w ziemi, którą szumnie nazywa się składowiskiem

Rozmowa z prof. Andrzejem Kraszewskim, minister środowiska

– Czy to prawda, że w tym roku minie termin, do którego mieliśmy rozwiązać kwestię przynajmniej 25% odpadów biodegradowalnych?
– Obowiązuje nas wiele wyznaczonych przez Unię Europejską terminów. To jeden z nich. Wiele spośród tych terminów będzie dla Polski bardzo trudnych do dotrzymania. Mieliśmy zamknąć do ubiegłego roku część składowisk odpadów, ale to się nie udało. Teraz będą mijały kolejne terminy. W tym roku termin jest związany z odpadami biodegradowalnymi i też nie mamy szans, aby się wywiązać. I tak będzie aż do momentu, gdy powstanie kompleksowy system gospodarowania odpadami, w tym odzysku i recyklingu plastiku, papieru i innych materiałów i surowców, które można wydobyć z odpadów. Jesteśmy bardzo opóźnieni, choć w traktacie akcesyjnym uzyskaliśmy korzystne terminy derogacji, z czego nie umieliśmy skorzystać. Budowa naszego systemu zagospodarowania odpadów wciąż znajduje się na początku, a trzeba pamiętać, że taki system buduje się ok. 10 lat. Trzeba było więc 10 lat temu rozpocząć proces jego wdrażania, ale nie powiodły się próby ani w 2002 r., ani w 2005 r., mamy więc najgorszy system w Europie – zmieszany strumień odpadów trafia do dziury w ziemi, którą szumnie nazywa się składowiskiem.

– Czy przynajmniej ta dziura jest jakoś odizolowana od podłoża?
– Dziura w ziemi to skrót myślowy. Składowisko odpadów lokalizuje się na terenie o strukturze geologicznej utrudniającej przenikanie zanieczyszczeń do wód podziemnych, jest ono też uszczelnione geomembraną, umożliwia to zbieranie odcieków i ich wypompowanie, wykorzystuje się gaz składowiskowy, głównie metan, używany do produkcji energii, który jest również wykorzystywany po zrekultywowaniu składowiska. Jednak nawet na tak nowoczesnych składowiskach, na których deponuje się „zmieszany strumień odpadów”, nikt nie trudzi się ich sortowaniem, co trzeba uznać za barbarzyństwo wobec środowiska. W ten sposób tylko marnotrawimy energię i surowce i zwiększamy efekt cieplarniany. Procesy zachodzące na takim składowisku, na którym znajdują się także odpady biodegradowalne, przypominają powolne spalanie, które generuje sporą ilość dwutlenku węgla oddawanego do atmosfery. Ale jest też drugi aspekt – marnotrawstwo energii koniecznej do wyprodukowania określonych ilości aluminium, papieru, szkła, plastiku itd. Przy wytwarzaniu 1 kg aluminium z boksytów uwalnia się o wiele więcej CO2, niż gdy się go uzyskuje z surowców wtórnych, czyli zużytych puszek. Mniej energochłonna jest produkcja papieru z makulatury, szkła ze stłuczki itd. Obliczono, że selekcja odpadów w celu ich powtórnego wykorzystania zmniejszy do roku 2030 emisję CO2 w większym stopniu niż jakiekolwiek zabiegi oszczędnościowe w rolnictwie.

Grożą nam kary?

– Czy za niedotrzymywanie terminów zmian w dziedzinie gospodarki odpadami możemy zostać ukarani?
– Tak, grozi nam kara, choć na razie jeszcze żadnej nie zapłaciliśmy. Jednak postępowanie w Unii Europejskiej jest bezwzględne. Jeśli jakiś kraj nie wykona zaleceń określonych przepisami, to Komisja Europejska ma prawo, oczywiście po zasięgnięciu dodatkowych wyjaśnień, wytoczyć proces. Efektem zaś procesu, rzecz jasna po uwzględnieniu całej procedury odwoławczej, mogą być kary nałożone na kraj. Ciekaw jestem, czy ci, którzy są niechętni nowym zasadom gospodarki odpadami, będą chcieli uczestniczyć w pokrywaniu tych kar.

– Od czego trzeba zacząć, aby zbudować nowoczesny, europejski system zagospodarowania odpadów?
– Od budowy nowego prawa, które stworzy systemowe podwaliny pod nowoczesny system zagospodarowania odpadów, a do tego według mnie konieczne jest przekazanie władztwa nad odpadami samorządom. Jeśli one będą dysponowały strumieniem odpadów i uzyskają z tego tytułu przychody, bo obywatele będą płacić gminom za wywóz śmieci, to będą miały środki na zbudowanie i utrzymanie systemu zagospodarowania odpadów. Jego ostateczny kształt wynika z wojewódzkiego planu gospodarki odpadami, a jego największym problemem jest to, że nie mamy wystarczającej liczby sortowni i innych zakładów zagospodarowania odpadów, poddania ich recyklingowi. Budowa takiej infrastruktury wymaga lat. Ale rozpocząć trzeba od stworzenia nowoczesnego prawa, jakie funkcjonuje w całej Europie. Wtedy dopiero będzie możliwe stworzenie unijnej „piramidy postępowania z odpadami”, czyli racjonalnego, zrównoważonego systemu postępowania z naszymi śmieciami. System zaczyna się od działań powodujących unikanie powstawania odpadów i tutaj widzę ogromną rolę edukacji ekologicznej, która nauczy młodsze pokolenie, aby przyglądało się każdemu produktowi, każdemu opakowaniu pod kątem ochrony środowiska, nauczy też rozumienia znaków umieszczanych na produktach i opakowaniach, certyfikatów bezpieczeństwa dla środowiska i innych symboli. Bez odpowiedniej wiedzy nie podejmiemy hasła: „Sortuj wszystko, co się może przydać”. Wyselekcjonowany materiał może posłużyć do stworzenia czegoś pożytecznego, a reszta trafi do spalarni bądź na wysypisko.

– Kiedy nauczymy się tych reguł postępowania?
– Budowa systemu to są lata, a trzeba uwzględnić też fakt, że ponieważ sortowanie jest droższe od składowania zmieszanego strumienia odpadów, są na rynku podmioty, które obawiają się o swoje zarobki. O ileż prościej, szybciej i taniej jest zapakować wszystkie śmieci na 20-tonową naczepę i wywieźć na odległe składowisko. Oszacowaliśmy, że obecna wartość rynku odpadowego wynosi ok. 5 mld zł rocznie. Za takie pieniądze można mieć najlepszy lobbing w Polsce.

Lobbyści atakują

– Czy resort środowiska nie ma na to sposobu?
– Zmorą naszego systemu stanowienia prawa jest nielegalny lobbing i lobbyści. Skoro obroty przedsiębiorstw w branży idą w miliardy rocznie, to na jej usługi pracują najlepsze kancelarie prawnicze, a lobbyści znajdują skuteczne sposoby docierania do parlamentarzystów. Tym razem jednak mam absolutne zapewnienie czterech podstawowych sił politycznych, że przy głosowaniu nad projektem nowych przepisów, oddających władztwo nad odpadami w ręce samorządów, będzie miażdżąca większość. Myślę, że posłowie zrozumieli, iż została przekroczona bariera tolerancji dla bałaganu. Znajdujemy się w ogonie Europy w tej dziedzinie.

– Kto w parlamencie jest liderem opinii w dziedzinie reformy gospodarki odpadami? Kto będzie lobbował za nowym systemem?
– W każdym klubie, w każdym ugrupowaniu jest przynajmniej jedna taka osoba szczególnie zaangażowana w realizację założeń tej reformy. W Platformie jest to poseł Tadeusz Arkit, w PiS posłanka Gabriela Masłowska, w PSL poseł Adam Krzyśków, w SLD zaś poseł Władysław Szkop.

– Prócz oporu przedsiębiorców jest jeszcze niepewność obywateli. Ludzie się boją, że w nowym systemie wywóz śmieci będzie ich drożej kosztował.
– Jednak ciągły wzrost ilości powstających odpadów zmusi nas do tego, byśmy przestawili się na nowocześniejsze metody. Na początku może być nieco drożej, np. do 2-3 zł od osoby, ale z czasem gminy się nauczą wybierać w przetargach takie firmy, które zapewnią usługę odbioru, sortowania i przeróbki odpadów po niższych cenach. Doskonały przykład to Pszczyna, w której po wprowadzeniu tego systemu ceny za wywóz śmieci spadły! Oczywiście najtaniej jest wywieźć śmieci do lasu, nieco drożej wywieźć na składowisko, a jeszcze drożej wprowadzić je w nowoczesny system zagospodarowania. Ale nie mamy innego wyjścia, są zasady ochrony środowiska, są też dyrektywy Unii Europejskiej. Przedsiębiorstwa mają nieco inną optykę, bo one pracują dla zysku, natomiast wadze samorządowe będą chciały uzyskać możliwie najniższe ceny, tak aby system działał, a mieszkańcy byli zadowoleni.

– Kiedy zacznie obowiązywać nowy system?
– Wciąż pracujemy nad założeniami do ustawy, możliwe są jeszcze różne modyfikacje zakresu uprawnień dla gmin, ale liczymy na to, że ustawa zacznie obowiązywać od początku 2011 r. Jeszcze nie zdecydowano ostatecznie, jaki kształt przyjmie to ustawowe władztwo samorządów nad masą odpadów. Pragnę tutaj uspokoić przedsiębiorców, którzy są bardzo ważnymi operatorami systemu. Sądzę, że po przeprowadzeniu przetargów większość z nich będzie nadal działać w dotychczasowych miejscach, tyle że nie będą zawierać umów z indywidualnymi mieszkańcami i wspólnotami mieszkaniowymi, ale z samorządami lokalnymi.

– W jaki sposób wyliczy się opłatę dla obywateli?
– To będzie zależało od gmin. Przy tych opłatach powinno się stosować różne ulgi, np. za dobrze wyselekcjonowane odpady, bo to zdejmuje z operatorów poważny kłopot przy sortowaniu. Jeśli ktoś selekcjonuje nieuważnie i np. do szklanych opakowań wrzuca też butelki plastikowe, to takie odpady wymagają ponownego „doczyszczania”. Kiedy jednak nauczymy się być dokładni w tym, co robimy, prędko się okaże, że dostarczamy do zakładów recyklingu cenny surowiec, na którym przedsiębiorca dobrze zarobi. I wtedy przy składaniu oferty będzie mógł wykazać niższe koszty, będzie więc bardziej konkurencyjny, bo tańszy.

– Gdzie w Polsce już dziś mamy do czynienia z zadowalającym poziomem gospodarki odpadami komunalnymi?
– Jako przykład można wymienić Lublin. Tam dzięki ogromnemu zaangażowaniu samorządu i prezydenta miasta osiągnięto w ciągu ostatnich dwóch lat fantastyczne wyniki. Na tym przykładzie widać, że możemy szybciej niż w teoretycznych założeniach osiągnąć dobre wyniki odzysku i recyklingu odpadów. Wśród mniejszych jednostek samorządowych, które z powodzeniem wdrażają nowy system, jest miasto Pszczyna.

Przestępcy odpadowi

– Czy w gospodarce odpadami istnieje także szara strefa?
– Nie w dziedzinie odpadów komunalnych. Jednak gospodarka odpadami specjalnymi, np. utylizacja sprzętu elektronicznego, zużytych baterii i różnego typu opakowań, dostała się w sporej mierze we władanie podmiotów, które posługują się fałszywymi dokumentami o dokonanym recyklingu. Nie ponoszą żadnych kosztów odzysku, a wystawiają zaświadczenia o pracach, których nie było. To zwykle bardzo tanie i dlatego nawet duże firmy korzystają z ich usług, pozbywając się zużytego sprzętu. Wyliczono, że średnio recykling 1 kg takiego sprzętu kosztuje 80 gr, tymczasem są firmy w Warszawie, które wykonują taką usługę za 17-20 gr za kilogram. Takiej rywalizacji z czterokrotnie tańszym konkurentem żadna uczciwa firma nie wytrzyma. Ta sytuacja odsłania także słabość naszej kontroli. Potrzebne jest uszczelnienie systemu obrotu odpadami sprzętu elektronicznego, komputerów, baterii, chłodziarek itd. Wypowiedziałem wojnę szarej strefie. Już skierowałem 23-stronicowy dokument do prokuratora generalnego z wnioskiem o wzmożenie nadzoru nad prokuratorami, do których zostały złożone wnioski o możliwości popełnienia przestępstwa przez przedsiębiorców trudniących się takim procederem. Mam jeszcze kilkanaście następnych takich zawiadomień o dokonaniu przestępstwa, które złożę w najbliższym tygodniu do właściwych prokuratur. Skala nieuczciwości, a zarazem strat dla państwa, dla naszego środowiska jest ogromna. Niektórzy zdołali wyprowadzać z systemu recyklingu nawet po 10 mln zł rocznie. Mam zapewnienie o współpracy w walce z tym procederem od ministra sprawiedliwości, od ministra finansów, z resortu spraw wewnętrznych. Do ścigania tych przestępstw skieruje się specjalistów od walki z przestępczością gospodarczą w policji i izbach skarbowych.

– W opinii niektórych specjalistów bardziej opłacalne i efektywne od recyklingu odpadów jest ich spalanie.
– Sądzę, że to krótkowzroczna polityka i droga ku łatwiźnie. System oparty na selektywnej zbiórce odpadów i recyklingu jest oczywiście trudniejszy, ale bardziej się opłaca pod względem ekologicznym. Jeśli wykonamy rachunek ciągniony, to się okaże, że recykling jest też bardziej opłacalny finansowo. A poza tym musimy się wykazać wysokim poziomem redukcji dwutlenku węgla przed instytucjami zjednoczonej Europy. Dlatego trzeba liczyć każdą dodatkową tonę CO2 wypuszczoną do atmosfery. Jeśli zaczną u nas dominować spalarnie, to zapewne przedsiębiorcy będą musieli dokupić dodatkowe kwoty zezwoleń, a w związku z tym więcej zapłacimy za energię elektryczną. Nie szukajmy więc łatwych rozwiązań, postępujmy tak, jak robią Czesi, Austriacy, Francuzi, a w końcu okaże się, że tak jest w sumie najtaniej.

Nic o nas bez nas

– Za jakiś czas zostaną uruchomione nowe inwestycje, powstaną zakłady utylizacji odpadów, recyklingu, a także spalarnie, które budzą różne kontrowersje. Czy przewidziano jakieś konsultacje społeczne?
– Każda większa inwestycja musi być poprzedzona konsultacjami społecznymi. Spełniają one różnorakie funkcje. Dobrze przeprowadzone konsultacje nie tylko informują społeczność o planowanej inwestycji, ale wytrącają argumenty przeciwnikom, eliminują niechętnych. Oczywiście nie wszystkich. Rośnie natomiast liczba zwolenników, którzy przy okazji dowiadują się czegoś nowego, poznają korzyści płynące z inwestycji, nawet zakładają komitety obywatelskie, które dbają np. o zachowanie standardów środowiskowych, zdrowotnych, przeprowadzają monitoring itd. Oczywiście taka inwestycja może wpłynąć niekorzystnie np. na właścicieli posesji sąsiadujących z takim zakładem, bo te tereny i obiekty stracą na wartości. Ten uszczerbek trzeba ludziom zrekompensować. Po konsultacjach zawsze pozostanie jakaś grupa ideologicznie niechętnych, których nie da się przekonać, ale jest ich zwykle niewielu. W końcu gdyby nie było postaw skrajnych, nie udałoby się nam ustalić, gdzie jest złoty środek.

———————————————–

Minister środowiska Andrzej K. Kraszewski jest profesorem Politechniki Warszawskiej na Wydziale Inżynierii Środowiska. Specjalizuje się m.in. w zakresie oddziaływania przedsięwzięć infrastrukturalnych na środowisko. Od 1997 r. związany jest z ochroną środowiska. Jest m.in. przewodniczącym grupy roboczej ds. ocen oddziaływania na środowisko, członkiem regionalnej komisji ds. ocen oddziaływania na środowisko woj. mazowieckiego, społecznym doradcą pełnomocnika rządu ds. oddziaływania na środowisko.

Wydanie: 15/2010, 2010

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy