Nowy horyzont przeszłości II

W poprzednim felietonie opisałem nowy horyzont historii, datowany za pośrednictwem astronomii dziesięć tysięcy pięćset lat temu. Czyli na połowę IX tysiąclecia przed Chrystusem ale wahania chronologii mogą tu być ogromne. Nastąpiło to po stopieniu się lodów i podniesieniu poziomu mórz o przeszło sto metrów. Czyli po potopie Wspomniałem też o metodzie wysnuwania faktów z baśni i legend. 

Właśnie sam potop jest taką wszechobecną legendą A przed nim wątpliwe relacje Platona o Atlantydzie, jeszcze bardziej wątpliwe o Lemurii czy Mu. Niewiele. Wprawdzie są jeszcze jakieś mezopotamskie dane o ”królach sprzed potopu”, ale to są imiona i nieprawdopodobne okresy ich panowania. Coś jest w Egipcie, coś w Biblii, ale w sumie niewiele. Akurat dla rzeczników interwencji z kosmosu. takich jak Daniken albo Zitchin. Ze 30 lat temu Charroux wydał “100 tys. lat historii ludzkości”, ale niczego specjalnie mądrego nie miał do powiedzenia. Sto tysięcy lat? Mamy udokumentowane. i to częściowo. wydarzenia z czterech, no od biedy pięciu tysięcy lat i to już wszystko. Nawet Sfinks i piramidy są dyskusyjne. Ale bezspornie taki wiek, ósme tysiąclecie p.n.e. ma jednak stare Jeryho, o którym też prawie nic nie wiemy, ale wiemy na pewno, że już wtedy powstawały budowle murowane. Ale przedtem, przedtem – czy były tylko namioty i lepianki, czy też wszelkie inne budowle zatopiło morze? 

Nie mogło chyba być żadnej cywilizacji technologicznej na skalę światową, bo nie używano by narzędzi kamiennych. Współcześnie, po zaledwie dwustu latach rewolucji przemysłowej, nie ma już izolowanych plemion, lub prawie nie ma. Co raz zostało odkryte, już nigdy na trwale nie może być zakryte, a niewątpliwy prymityw narzędzi i gospodarki jest niezwykle trwały i nie ma w nim luk takich, żeby się mogła zmieścić jakaś światowa cywilizacja technologiczna. Malowidłom jaskiniowym nie towarzyszą żadne budowle, czy technologiczne ulepszenia samych jaskiń. Ale mogła być cywilizacja właśnie megalityczna i zapewne była naprawdę. 

Ciekawą metodą sondowania odległej przeszłości jest badanie języka. Przypuszcza się, że istniał jakiś prajęzyk. Co prawda, była też długa faza, kiedy drobne plemiona wędrowały przez kontynenty i języki musiały się zróżnicować. Ale odkąd wiemy na pewno, że wszyscy pochodzimy od jednej matki (tzw. „mitochondrialnej Ewy”), to i jakieś jedno źródło języka jest prawdopodobne. Nie znam najświeższych danych, ale przez lata trwały prace nad sprowadzeniem różnych grup językowych do jedności. I tak udowodniono wspólne źródło języków indoeuropejskich i semickich. Ale nadal czeka nas jeszcze praca ogromna, żeby z bezmiaru języków świata wyłowić to, co naprawdę pierwotne. Trzeba w tym celu zrekonstruować prajęzyki poszczególnych grup i następnie porównać je ze sobą. W epoce komputerowej zadanie gigantyczne, ale wykonalne. Nie wątpię, że prędzej czy później dotrzemy do tych zatartych dzisiaj w naszej pamięci pokładów przeszłości, bo i dokumentów będzie jednak przybywać i przede wszystkim rozwiną się nowe metody badań. A swoją drogą zdumiewa i drażni nietrwałość naszej pamięci historycznej co prawda sam fakt istnienia historii dotarł do naszej świadomości stosunkowo późno. Chyba? Ale właśnie cofnięcie wstecz daty powstania zorganizowanych społeczeństw powinno mieć wpływ na rozumienie historii. Szczególne, że jest to rozumienie terytorialne dopóki jest kraj, ziemia, dopóty ma swoją historię. A prawie nie mają jej koczownicy. W tym sensie musiało niegdyś nastąpić gigantyczne zerwanie ciągłości, jakiś kataklizm, ruina świętych miejsc, które na ogół bywają święte dla różnych religii. Zostały nam sny, domysły i majaki. 

Wydanie: 07/2000, 2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy