O czym boimy się myśleć

Spółdzielnie socjalne, potrzebne i zapomniane

Spółdzielnie socjalne to wyjątkowe podmioty gospodarcze. Tworzą je zazwyczaj osoby zagrożone marginalizacją ze względu na bezrobocie, niepełnosprawność lub chorobę psychiczną, mające trudności ze znalezieniem pracy. W spółdzielniach socjalnych spotykamy też byłych skazanych, którzy próbują znaleźć sobie miejsce w społeczeństwie. Właściwie nie ma innych instytucji, które dawałyby takim osobom nadzieję na w miarę normalne życie, aktywizację społeczną i zawodową, integrację czy podniesienie kwalifikacji.

Unia to docenia
Według danych Ogólnopolskiego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Socjalnych z października br., w Polsce działa 380 takich spółdzielni. Zajmują się prawie wszystkim: poligrafią, praniem dywanów i sprzątaniem mieszkań, usługami remontowymi, produkcją prostych pomocy szkolnych, prowadzeniem kawiarnio-księgarni czy usługami biurowymi.
To nic niezwykłego, lecz w przypadku osób, które los szczególnie doświadczył, nawet łatwe zajęcia mogą się okazać prawdziwym wyzwaniem. Być może dlatego spółdzielnie socjalne nie cieszą się uwagą władzy. Na kredyty bankowe właściwie nie mogą liczyć, bo który bank pożyczy pieniądze osobom niepełnosprawnym lub byłym skazanym? Ci ludzie są zdani wyłącznie na siebie, własną pomysłowość i przedsiębiorczość.
Spółdzielnie socjalne z założenia mają stworzyć możliwość podjęcia pracy i uzyskania dochodów jednostkom, które w innych warunkach albo byłyby na garnuszku pomocy społecznej, albo o ich wikt zadbaliby pracownicy systemu penitencjarnego, i tym samym przywrócić takie osoby społeczeństwu. Często przywołuje się argument, że państwu bardziej się opłaca wspierać spółdzielnie socjalne, niż utrzymywać ludzi z funduszy pomocy społecznej.
W kilku krajach Unii Europejskiej takie spółdzielnie odniosły spory sukces. W Hiszpanii są one ważnym pracodawcą, podobnie we Włoszech, gdzie zarejestrowanych jest ponad 4,5 tys. takich spółdzielni. Szacuje się, że w całej Unii działa ponad 100 tys. spółdzielni socjalnych, które zapewniają pracę prawie 2,5 mln osób. Polska natomiast pod tym względem nie ma się czym pochwalić.
Poza tym urzędnicy nie zawsze rozumieją ideę takich firm. Są one nastawione nie tyle na zysk, co na wsparcie i reintegrację zawodową pracujących w nich osób. W tej kwestii od lat właściwie nic się nie zmienia, dlatego niektóre spółdzielnie socjalne upadają. Niekiedy powodem jest brak zamówień, czasami zaś bezduszność urzędników. Ważną funkcję pełnią fundusze unijne, z których skromnie finansowana jest działalność niektórych spółdzielni.

Wystarczy pięć osób
Aby założyć taką spółdzielnię, wystarczy pięć osób. Przy czym należy spełnić kilka warunków. Przede wszystkim osoby te muszą być zagrożone bezrobociem. Dobrze jest też przeprowadzić analizę rynku, na którym ma działać nowy podmiot gospodarczy. Ze strony państwa spółdzielnie socjalne mogą liczyć na refundację składek ubezpieczeniowych, pożyczkę na rozpoczęcie działalności, którą można uzyskać w PFRON, wsparcie z Funduszu Pracy oraz zwolnienie z podatku dochodowego od wydatków związanych z reintegracją społeczno-zawodową członków spółdzielni. Może nie jest to wiele, szczególnie że zapał i dobre chęci często bywają konfrontowane z urzędniczą rutyną, tak że już sam proces zakładania spółdzielni socjalnej bywa trudny.
Jednak osoby, które zdecydują się na taki krok, mogą liczyć na wsparcie ze strony doradców spółdzielczych, a także na szkolenia i związane z nimi granty.
Największym problemem jest zdobycie pierwszych zleceń. Fakt, że wiele spółdzielni socjalnych działa w obszarach, które spółkom nastawionym na zysk wydają się nieatrakcyjne, nie oznacza wcale, że będzie łatwiej. W Polsce osoby określane mianem wykluczonych częściej budzą lęk niż zaufanie. Dość powszechny jest pogląd, że działalność gospodarcza z założenia nienastawiona na zysk to coś podejrzanego, że musi się za tym kryć sprytne oszustwo. Bo gdy ktoś otwarcie mówi o tym, że zysk nie jest najważniejszy, zapewne po cichu myśli o znacznych profitach. Równie dziwaczny może się wydać fakt, że jeśli spółdzielnia socjalna osiągnie nadwyżkę (czyli zysk), to zostanie ona przeznaczona nie na konsumpcję, lecz na realizację celów społecznych, takich jak dodatkowe szkolenia zawodowe członków.

Problem krótkiej kołdry
Najczęściej spotykaną postawą wobec spółdzielni socjalnych jest obojętność. Dobrze, że są, nie da się zrobić wiele dla ich członków, trzeba pomagać normalnym ludziom, a nie byłym więźniom, narkomanom czy alkoholikom. Postawa ta nie przynosi nam chluby, choć jest zrozumiała. Zbyt wielu mamy w Polsce wykluczonych. Swego czasu Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe zainicjowały dyskusję na temat wykluczenia finansowego. Mówiono o ludziach, którzy mimo że uczciwie pracują, zarabiają tak mało, że nie mogą się stać interesującymi klientami dla banków komercyjnych. Tacy ludzie nie mają szans na zwykły kredyt i są skazani na korzystanie z usług firm pożyczkowych, oferujących gotówkę na mniej korzystnych warunkach niż banki. Wiele z tych osób nie ma nawet rachunku bankowego. I mimo że w Polsce wykluczenie finansowe dotyczy sporej grupy, nikogo to specjalnie nie niepokoi. Wygodniej jest nie dostrzegać problemu.
W tych warunkach domaganie się szczególnych względów dla spółdzielni socjalnych wydaje się czymś abstrakcyjnym. Obawiam się jednak, że nie unikniemy konieczności zmierzenia się z tym problemem. Zwłaszcza jeśli sytuacja gospodarcza kraju się pogorszy. Co prawda na przełomie 2002 i 2003 r. mieliśmy bezrobocie na poziomie niemal 20%, ale to było dziesięć lat temu i mało kto o tym pamięta. Jeżeli jednak wzrośnie ono z dzisiejszych 11% do np. 15%, problemy społeczne ujawnią się z całą ostrością.
Starałem się dowiedzieć czegoś o pomysłach rządowych na walkę z wykluczeniem społecznym czy finansowym, lecz okazało się, że sprawy te nie stanowią szczególnego obiektu zainteresowań urzędników. Za to na forach internetowych można przeczytać o wielu ludzkich dramatach. Są tam historie samotnych matek, które były wychowankami domów dziecka bądź pogotowia opiekuńczego, a teraz znalazły się na bruku i nie mogą liczyć nawet na skromne mieszkanie, albo kobiet mieszkających w zadłużonych mieszkaniach z dwójką lub trójką dzieci i konkubentem, który nie zamierza pracować. Osobom wykluczonym praca wydaje się czymś tak odległym i nierealnym, że prosząc o wsparcie, nawet o niej nie wspominają.
Nie chcę przez to powiedzieć, że pracownicy pomocy społecznej nie robią nic, by ulżyć potrzebującym. Ale wiemy też, że taka pomoc bywa często niewystarczająca. Poza tym ludzie wykluczeni, pozbawieni możliwości normalnego funkcjonowania, w życiu prezentują czasem postawy roszczeniowe. Uważają, że coś im się należy, i nie mają zamiaru czegokolwiek zmieniać. Wspominam o tym, ponieważ zdaję sobie sprawę, ile wysiłku i dobrej woli wymagają inicjatywy społeczne, których celem jest pomoc takim osobom. Spółdzielnie socjalne są bez wątpienia dobrym rozwiązaniem, lecz cena, jaką nieraz przychodzi płacić ich założycielom, jest bardzo wysoka.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy