O kibicach, kibolach i politykach

O kibicach, kibolach i politykach

Większość czołowych publicystów „kibicuje” Platformie. Czy istotnie aż tak drżą przed powrotem PiS, czy też głośno formułowane obawy to racjonalizowanie irracjonalnej wiary w Platformę?

Moim zdaniem, jedni chcą republiki dla siebie i dla bogatych, inni zaś republiki naprawdę ludowej, dla ubogich.
(Rosalie Jullien: Z listów do syna, 24 X 1792 r.)

Nie jestem kibicem piłkarskim, trudno jednak było nie zauważyć niedawnych wydarzeń związanych z piłką nożną, a nagłaśnianych przez media.
Najpierw normalni kibice, długo mamieni obietnicami, wreszcie stracili cierpliwość, wzięli sprawy w swoje ręce, zbojkotowali mecz reprezentacji i dzięki temu wymusili powołanie na trenera kadry Franciszka Smudy, którego darzą zaufaniem, oby nie płonnym. Uczynili to przy aprobacie mediów, także rozjuszonych mizerną kondycją biało-czerwonych i poczynaniami PZPN.
Ale tuż po tym kibole Legii swoim zachowaniem po śmierci współwłaściciela klubu zrazili sobie opinię publiczną, co znalazło wyraz m.in. w programie Tomasza Lisa „Na żywo” (2 XI br.). Zaproszony do programu jako autorytet moralny Jerzy Owsiak stwierdził, że z kibolami nie ma co rozmawiać, że nie widzi szans na ich reedukację.
Jerzy Owsiak zapewne ma rację – przy pewnym stopniu zdeprawowania rzadko udaje się wyprowadzić delikwentów na prostą.Nasuwa się jednak pytanie: kim właściwie są kibole? Z jakich środowisk się wywodzą? Z jakich rodzin? Jednym słowem, co działo się z nimi, zanim doszło do zdziczenia, jakim jest naruszanie powszechnie u nas szanowanej normy społecznej – szacunku dla zmarłych? Bo chyba nikt nie rodzi się kibolem, a brutalizacja naszego społeczeństwa daje o sobie znać nie tylko na stadionach.
Ryba psuje się od głowy, obyczaje ludzi – od góry. A „góra” to przede wszystkim politycy, którzy jacy są, każdy widzi.
Szczerze mówiąc, odnoszę wrażenie, że zachodzi daleko idąca analogia między polityką a meczami. Oto dwie rywalizujące drużyny – PO i PiS – walczą o palmę pierwszeństwa, nie przestrzegając elementarnych zasad fair play. A społeczeństwo jak kibice jest coraz bardziej zdezorientowane tym, co dzieje się na politycznym boisku.
Uważnie czytuję najważniejszy polski dziennik, „Gazetę Wyborczą”, oraz najważniejszy tygodnik – „Politykę”. Oba te, świetnie redagowane pisma (chapeau bas) w zasadzie kibicują Platformie. Co prawda ostatnio zaczęły się zarysowywać pewne zmiany. I tak Witold Gadomski na łamach „GW” doszedł do wniosku, że Donald Tusk nie ma poglądów, a Jacek Żakowski w „Polityce” postawił pytanie, jakie właściwie są te poglądy.
„Naprawdę jaki jesteś, nie wie nikt”. Poczynania firmowane przez premiera są niejednoznaczne, a wypowiedziana ostatnio wojna z PiS drastycznie koliduje z poprzednią „polityką miłości”.
Zgodnie z zapowiedzią wojny zwolennicy Platformy nasilają ataki na PiS, którego wady-i-przywary stają się głównym argumentem na rzecz Platformy. Gdyby przegrała PO, nieuchronnie wróciłoby do władzy PiS!
Moim dyletanckim zdaniem, drużyna Panów Braci skompromitowała się z kretesem swoimi „ziobroidalnymi” metodami, a ich anachroniczny program jest nie do przyjęcia, zwłaszcza dla młodszych i lepiej wykształconych Polek i Polaków.
Platforma zaś, hołubiona przez najpopularniejsze media, coraz częściej dowodzi swej nieudolności, coraz trudniej doszukać się jej sukcesów (poza rozsądną polityką zagraniczną, no i Orlikami), a związki czołowych platformersów z niektórymi „szemranymi” biznesmenami – rzucają cień i na partię, i na premiera. Nie wiedział czy tolerował? Jedno i drugie nie najlepiej świadczyłoby o jego kwalifikacjach na przywódcę – intelektualnych bądź moralnych…
Notowania PO pozostają wysokie, ale Sejmu, w którym Platforma dominuje – rekordowo niskie. Według sondaży zwiększa się też liczba wyborców zapowiadających, że nie wezmą udziału w najbliższych wyborach. A to przecież wotum nieufności w stosunku do wszystkich polityków, w tym szczególnie do rządzących.
Równocześnie nasilają się protesty społeczne. Demonstrują robotnicy, zagrożeni bezrobociem lub już nim dotknięci. Lamentują pacjenci, znękani sytuacją w służbie zdrowia. Szemrzą rodzice, zaskakiwani pochopnymi decyzjami w szkolnictwie. Markotnieją studenci, pozbawiani tradycyjnych przywilejów…
Quousque tandem abutere, Catilina, patientia nostra? Jak długo politycy będą zamykać oczy na te wszystkie przejawy społecznej frustracji? Jak długo posłowie będą lekceważyć sondaże dowodzące, że wyborcy mają dość obecnego Sejmu – zaplecza władzy?
Kto i jak mógłby to zmienić?
Tu puszczę wodze utopijnej fantazji i pogdybam.
Gdyby tak uczciwi i rozsądni posłowie z wszystkich orientacji (bo tacy chyba jednak są…) porozumieli się i doprowadzili do samorozwiązania Sejmu? Gdyby wiosną odbyły się wybory, niechby jednodniowe, ale poprzedzone nie pyskówkami i obiecankami, tylko merytoryczną dyskusją o programach? Gdyby kandydatów na posłów typowano nie odgórnie, tylko oddolnie? Gdyby partie (szczególnie SLD) chętniej zapraszały na swe listy autentycznych społeczników bezpartyjnych? Gdyby próg wyborczy obniżono do trzech procent?…
Przypuszczam, że po takich wyborach dwie główne partie weszłyby do Sejmu osłabione ilościowo, ale wzmocnione jakościowo. Że przybyłoby kobiet, prawników, ekologów, przedstawicielek i przedstawicieli organizacji pozarządowych, gejów.
Tak, gejów. Przecież ostatnio przyjmowaliśmy z honorami niemieckiego ministra po coming oucie, a jestem przekonana, że np. Tomasz Raczek byłby lepszym posłem od niejednego z obecnych wybrańców hetero…
Czy taki scenariusz ma jakiekolwiek szanse realizacji?
Może i miałby. Wszystko zależy od rozwoju sytuacji gospodarczej, od działalności sejmowej komisji śledczej od „afery hazardowej”, od wielu innych czynników, a w dużej mierze – od mediów – od dziennikarzy.
To przecież oni (my?…) jako najaktywniejsi „kibice” polityków doborem informacji oraz komentowaniem sprawują dziś „rząd dusz” i mają istotny wpływ na zachowanie reszty społeczeństwa.
Na razie większość czołowych, znanych publicystów „kibicuje” Platformie. Czy istotnie aż tak drżą przed powrotem PiS, czy też głośno formułowane obawy to tylko racjonalizowanie irracjonalnej (moim zdaniem…) wiary w Platformę, we właściwe jej poglądy ekonomiczne? PO zaś najwyraźniej miota się między presją sondaży a swymi pierwotnymi „libertariańskimi” poglądami, podzielanymi przez zamożniejszą część społeczeństwa.
I to w sytuacji, gdy cały świat odczuwa skutki kryzysu, do którego doprowadzili zwolennicy gospodarczej wolnoamerykanki.
Na zakończenie wyjaśnię, skąd zaczerpnęłam motto tego tekstu.
Otóż w „Gazecie Wyborczej” ukazał się obszerny, bardzo ciekawy esej Adama Michnika pt. „Rewolucja i skandal zła” („GW” 24/25 X br.). Po tej lekturze odświeżyłam moją wiedzę o rewolucji francuskiej 1798 r. i przy okazji trafiłam na książkę Pierre’a Gascara pt. „L’ombre de Robespierre” (Gallimard, 1979 r.).
Jest to opowieść o niejakim M.A. Jullienie, który jako 18-latek został „agentem” Robespierre’a do specjalnych poruczeń. I pośrednio przyczynił się do rozpętania Terroru 1793-1794.
Autor tej monografii obficie cytuje listy, jakie do młodego kandydata na polityka pisała jego matka, Rosalie Jullien.
Ta prekursorka XIX-wiecznych sufrażystek i emancypantek, wykształcona, myśląca, wrażliwa przedstawicielka średniozamożnego drobnomieszczaństwa, w swych listach opisała wyraziście różne fazy rewolucji. Z tych relacji naocznego świadka wynika jasno, jak dalece toczyła się wówczas walka między bogatą burżuazją, reprezentowaną przez żyrondystów, a drobnomieszczaństwem i ludem.
Jak wiedzą czytelnicy „Gazety Wyborczej”, Adam Michnik opowiedział się zdecydowanie po stronie żyrondystów.
Warto pamiętać, że w czasach rewolucji 1789 r. 75% Francuzów to byli analfabeci. I że związana z tym mentalność społeczna musiała wpływać na nastroje sprzyjające Terrorowi.
Można też sobie wyobrazić, że wśród gawiedzi napawającej się widokiem ścinanych głów nie brakło ludzi z ówczesnego marginesu patologicznego. I że byli oni dosyć podobni do naszych współczesnych kiboli.
Od tamtej pory społeczeństwa europejskie (także Polska) awansowały cywilizacyjnie, nie ma już analfabetów, a demokracja uczyniła zasadnicze postępy. Nie wszyscy jednak potrafią korzystać z jej dobrodziejstw.
Nasi kibice – skorzystali!
Dali przykład nam kibice, jak zwyciężać mamy?
7/8 XI 2009 r.

Wydanie: 2009, 47/2009

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy