O wdzięczności

O wdzięczności

Po dwuletniej, pandemicznej przerwie przeszła niedawno w Krakowie, z Wawelu na Skałkę, tradycyjna procesja ku czci św. Stanisława. W dzieciństwie i wczesnej młodości chodziłem na te majowe uroczystości i raz nawet zdarzyło mi się stanąć obok kroczącego dostojnie prymasa, Stefana Wyszyńskiego. Ale z biegiem lat mój świąteczny nastrój malał. Zrozumiałem, że uczestniczę w celebracji mitu.

Mit św. Stanisława BM (Biskupa Męczennika) pełnił w dziejach Polski rolę doniosłą. W dobie rozbicia dzielnicowego traktowano „cudowne zrośnięcie” rozsiekanych członków świętego jako zapowiedź przyszłego zjednoczenia kraju. Potem, w kolejnych stuleciach, ów patron Polski stał się przede wszystkim patronem tradycji wolnościowych, symbolem oporu wobec niesprawiedliwych poczynań władzy. Także władzy zaborczej, choć jej przecież św. Stanisław nie zaznał.

Jeszcze przed niewielu laty, na dziedzińcu kościoła na Skałce, czytałem, jak to król zbrodniarz zabił świętego biskupa odprawiającego mszę. Nie wiem, czy Skałka informuje w ten sposób w dalszym ciągu, nie bywam tam od czasu, gdy obok kościoła ujrzałem Ołtarz Trzech Tysiącleci, niszczący barokową przestrzeń tego miejsca. XX-wieczny Kościół unicestwił XVII-wieczną Skałkę, nie sądzę jednak, by zniszczył tamten propagandowy przekaz.

Tymczasem wszystko wskazuje na to, że król Bolesław Szczodry (Śmiały) nie zabił sam bp. Stanisława, lecz zwołał w tym celu sąd, a na jego czele postawił arcybiskupa gnieźnieńskiego, Bogumiła. „Czyż twój poprzednik bez wiedzy Stolicy Apostolskiej nie skazał biskupa?”, pytał z początkiem XII w. papież Paschalis II i choć nie ma pewności, czy słowa te odnoszą się do arcypasterza Gniezna, to większość historyków przychyla się do tej tezy. I może być ona logiczna. W czasach Bolesława Szczodrego musiał istnieć między Krakowem a Gnieznem głęboki spór o charakterze prestiżowym. Kraków był stolicą od niedawna, od czasu Kazimierza Odnowiciela, jednak dysponował tradycjami biskupimi sięgającymi zapewne czasów jeszcze przedpiastowskich. Gniezno miało biskupstwo zaledwie 70-letnie, lecz z rangą metropolii, a stolicą było w najświetniejszych czasach Bolesława Chrobrego. Rywalizacja Krakowa i Gniezna była więc nieuchronna, a skoro król Szczodry koronował się w Gnieźnie, to i opowiedział się za prymatem Gniezna, czemu z kolei Stanisław ze Szczepanowa mógł się przeciwstawiać. Odpowiedzialność za zabójstwo biskupa krakowskiego mogła zatem spoczywać tyleż na królu, co na arcybiskupie gnieźnieńskim, tyleż na władzy świeckiej, co duchownej. Jednak Kościołowi było wygodnie zrzucić całą winę na króla.

Ale chodzi nie tylko o prawdę dziejową – chodzi o wdzięczność. W pasjonującym zbiorze wywiadów Mirosława Maciorowskiego i Beaty Maciejewskiej „Władcy Polski” nieżyjący już prof. Jerzy Wyrozumski opowiada o czynach Bolesława Szczodrego. Król ten „gorliwie odbudowywał w Polsce potęgę Kościoła”, „podniósł z gruzów katedrę w Gnieźnie, które znów zaczęło pełnić funkcję metropolii, doprowadził także do ustanowienia biskupstwa w Płocku, miał na koncie wielkie fundacje – osadził benedyktynów w Lubiniu, Mogilnie czy Tyńcu”. „Szczodry to jeden z ludzi najbardziej zasłużonych dla Kościoła”, puentuje Wyrozumski.

I oto ten właśnie monarcha stał się w przekazach kościelnych czarnym charakterem! Jego zasługi zostały unieważnione i wszystkie źródła średniowieczne, zwłaszcza z XIII w., z okresu kanonizacji biskupa, obrzucały króla inwektywami typu carnifex – rzeźnik. A i później kościelna wykładnia tej historii była na ogół taka jak dziś na Skałce. Tymczasem również w XI w. sprawa nie była prosta i nawet wygnanie Bolesława nie było raczej spowodowane śmiercią Stanisława. Pierwsze oznaki kultu świętego można wyśledzić najwcześniej w połowie XII w. W drugiej dekadzie tego stulecia Gall Anonim pisał jeszcze o nim traditor – zdrajca. Dopiero głośne w Europie, dokonane w roku 1170, zabójstwo arcybiskupa Canterbury, Tomasza Becketa, przypomniało, że i u nas zdarzyła się kiedyś podobna historia. I tak zaczął się mit.

Z pamięcią o św. Stanisławie obszedł się polski Kościół kłamliwie, ale z pamięcią o królu Bolesławie obszedł się niegodnie. W XIII w. miał przynajmniej cel zbożny – posiadanie własnego, polskiego świętego – ale dziś? Naprawdę nie czuł potrzeby zweryfikowania tendencji? Odrzucenia kłamstwa? Przypomnienia zapomnianego? Wyrażenia wdzięczności? Nie wydaje się, by polski Kościół był kiedykolwiek zdolny do uczucia wdzięczności.

a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 2022, 24/2022

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy