Obajtek, fuzja i Saudowie

Obajtek, fuzja i Saudowie

Przejęcie Lotosu to błąd, który będzie nas drogo kosztował

Decyzja polityczna o budowie wielkiego polskiego koncernu multienergetycznego, w skład którego weszłyby PKN Orlen, Grupa Lotos, Grupa Energa oraz PGNiG, zapadła w roku 2018. List intencyjny w sprawie przejęcia kontroli nad gdańską spółką Orlen podpisał ze skarbem państwa w lutym 2018 r. Formalny wniosek do Komisji Europejskiej o wyrażenie zgody na tę fuzję trafił do Brukseli w lipcu następnego roku. Musiał upłynąć rok, nim Komisja przedstawiła długą listę warunków, które nasz narodowy producent paliwa musiał spełnić, by uzyskać zgodę na połączenie obu spółek.

Głównymi warunkami była sprzedaż 30% udziałów w rafinerii w Gdańsku, zbycie spółek Grupy Lotos zajmujących się hurtowym obrotem paliwami, biopaliwami, magazynami paliw oraz produkcją asfaltu. Komisja uznała, że niezbędne będą także sprzedaż ok. 80% stacji paliw należących do Lotosu oraz pozbycie się udziałów w spółce zajmującej się paliwem lotniczym – Lotos-Air BP Polska.

Poszukiwania partnerów, którzy chcieliby dobić interesu z Orlenem i zadowolili nie tyle zarząd spółki, ile kierownictwo polityczne państwa, trwały długo. Ostatecznie najbardziej wartościową część aktywów Lotosu miał przejąć koncern Saudi Aramco, stacje Lotosu trafiły do węgierskiego MOL, magazyny paliw i produkcja asfaltu przypadły polskiej firmie Unimot, a spółka Lotos Biopaliwa została przejęta przez firmę Rossi Biofuel, która jest joint venture grup MOL i Envien.

Jak widać, fuzja PKN Orlen i Grupy Lotos sprowadziła się do rozparcelowania gdańskiej spółki. Budowany przez wieloletniego prezesa Pawła Olechnowicza nowoczesny koncern paliwowy, który był realną konkurencją dla Orlenu, przeszedł do historii. A władze Gdańska pożegnały się z sowitymi dochodami z podatków, które Grupa Lotos odprowadzała do kasy miasta. Z pewnością nie zmartwiło to liderów Zjednoczonej Prawicy. Trójmiasto to nie ich teren. Tu od lat rządzi Platforma Obywatelska.

Największe emocje wzbudza kwota, którą Saudi Aramco zapłaciło za 30% akcji Rafinerii Gdańskiej – 1,15 mld zł. Plus 1,5 mld zł za należącą do Lotosu spółkę zajmującą się hurtową sprzedażą paliw.

Sezamie, otwórz się

Główny zarzut stawiany przez krytyków władzom PKN Orlen, a zwłaszcza prezesowi Danielowi Obajtkowi, jest taki, że sprzedał udziały w rafinerii za tanio. 1,15 mld zł zwróci się Saudi Aramco w ciągu najwyżej sześciu miesięcy. Tylko w pierwszym półroczu 2022 r. zysk Rafinerii Gdańskiej sięgnął ok. 5 mld zł. Druga połowa roku zapowiada się równie dobrze.

Wojna w Ukrainie sprawiła, że branża wydobywcza i paliwowa na całym świecie stała się kurą znoszącą złote jajka. I nic nie wskazuje na to, by ta koniunktura szybko się skończyła.

Umowa PKN Orlen z Saudi Aramco została podpisana w czerwcu, gdy baryłka ropy kosztowała grubo ponad 100 dol., a za litr benzyny bezołowiowej płaciliśmy przy dystrybutorach ok. 8 zł. Diesel, w produkcji którego Rafineria Gdańska się specjalizuje, był jeszcze droższy. I dziś tylko dlatego, że produkuje ona paliwo, którego brak w Europie (ukraińskie czołgi i transportery opancerzone muszą na czymś jeździć), jej wartość jest znacznie wyższa, niż wynikałoby to z wyceny sporządzonej na potrzeby transakcji z Saudyjczykami.

Prezes Obajtek tłumaczył, że ta sprzedaż została wymuszona warunkami Komisji Europejskiej, lecz nikt nie kazał mu godzić się na tak nędzne pieniądze. Pytanie, czy to on podjął decyzję. A może odegrali w tym rolę wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin oraz premier Mateusz Morawiecki?

W każdym razie Saudyjczycy nad Wisłą stali się właścicielami istnego Sezamu. Nie dosyć, że Rafineria Gdańska położona jest nad morzem, co wybitnie ułatwia transport ropy naftowej, to jeszcze w ciągu ostatnich 15 lat Lotos zainwestował w nią ok. 15 mld zł. Jest to więc jeden z najnowocześniejszych zakładów w Europie.

Opozycja grzmi, że Arabowie mogą w przyszłości sprzedać swoje udziały zaprzyjaźnionym z nimi Rosjanom i tym sposobem znów wpadniemy w ręce Kremla. Ale to im się nie opłaci. Nawet gdyby Rosnieft, Łukoil, Sibur albo Tatnieft zaoferowały bardzo duże pieniądze, Saudi Aramco wie, że kontroluje dzisiaj część polskiego rynku przetwórstwa ropy naftowej oraz dystrybucji paliw. Co oznacza, że będzie zarabiało w Polsce niezłe pieniądze.

Częścią umowy jest bowiem także zakup saudyjskiej ropy w ilości odpowiadającej ok. 45% zapotrzebowania połączonych koncernów, czyli maksymalnie 20 mln ton ropy rocznie. Obecnie 70% dostaw tego surowca do polskich rafinerii pochodzi z różnych źródeł, a pozostałe 30% PKN Orlen nadal importuje z Rosji. O czym niedawno pisaliśmy na łamach PRZEGLĄDU. Oczywiście nie znamy ceny, jaką przyjdzie nam płacić za baryłkę saudyjskiej ropy, lecz można przyjąć, że będzie ona wyższa od oferowanej teraz i w przyszłości przez stronę rosyjską. Raporty Międzynarodowej Agencji Energetycznej (MAE) przewidują, że wydobycie ropy naftowej na świecie może być niższe niż zapotrzebowanie na ten surowiec. Oznacza to utrzymywanie się wysokich cen tego surowca – albo nawet ich wzrost powyżej 100 dol. za baryłkę. Zwłaszcza że państwa Unii Europejskiej uzgodniły zmniejszenie importu rosyjskiej ropy naftowej oraz produktów naftowych aż o 90% w roku 2023.

Eksperci MAE przewidują, że Rosjanie będą musieli zamknąć część swoich odwiertów i ograniczyć produkcję. Bruksela w ramach sankcji chce też wprowadzić cenę maksymalną, którą kraje będą płaciły Rosjanom – 60 dol. za baryłkę. W reakcji Moskwa zagroziła, że takim państwom swojej ropy sprzedawać nie będzie. Co siłą rzeczy może się przełożyć na ceny ropy naftowej na światowych rynkach.

Również Saudyjczycy mają wpływ na światowy handel ropą. Umiejętnie sterując wydobyciem i zawierając sojusze z innymi państwami producentami, są w stanie utrzymywać cenę baryłki na wysokim, odpowiadającym im poziomie. I nie są skłonni ulegać prośbom nawet bliskich sojuszników.

Boleśnie przekonał się o tym prezydent Joe Biden, który w lipcu 2022 r. odwiedził Arabię Saudyjską, by spotkać się z księciem Muhammadem ibn Salmanem. Głównym celem wizyty było namówienie gospodarzy, by Saudi Aramco zwiększyło wydobycie ropy naftowej, co przyczyniłoby się do obniżenia ceny tego surowca na rynkach światowych. A co za tym idzie, zaszkodziło Rosji. Arabowie odmówili, tłumacząc, że niewiele mogą zrobić, gdyż wydobywają ropę na granicy wydajności swoich szybów. Co gorsza, latem Rijad ostentacyjnie kupował duże ilości rosyjskiej ropy naftowej po promocyjnych cenach, by użyć jej jako paliwa w swoich elektrowniach, opalanych tym surowcem. I, jak się wydaje, ma zamiar nadal to robić. W ocenie ekspertów relacje Arabii Saudyjskiej z Rosją i Chinami nigdy nie były tak dobre jak dziś. Zarówno prezydent Putin, jak i przewodniczący Xi Jinping mogli liczyć na o wiele bardziej uroczyste i wystawne przyjęcie niż obecny gospodarz Białego Domu.

Gra Saudyjczyków na utrzymanie wysokich cen ropy oznacza dla nas, że ceny paliw na stacjach benzynowych mogą nawet wzrosnąć. Gdyby Zjednoczona Prawica zrezygnowała z fuzji Orlenu z Lotosem, a Rafineria Gdańska działała niezależnie, byłyby większe szanse na obniżki cen benzyny. A tak już mamy i będziemy mieli dyktat. Wygląda więc na to, że umowa z PKN Orlen dla Saudi Aramco to kokosowy interes. De facto bowiem sprzedaliśmy Saudyjczykom część lukratywnego rynku paliw. Wszystko to każe myśleć o Polsce jako o wyjątkowo bogatym kraju.

Bo tylko takie państwo stać na równie hojne prezenty jak sprzedaż 30% udziałów w świetnie radzącej sobie spółce za śmieszne pieniądze.

Opozycja bez szans

Opozycja zorganizowała w Senacie wspólne posiedzenie kilku komisji, by wyjaśnić kulisy transakcji z Saudyjczykami. Swoje dołożyli dziennikarze TVN 24 i Onetu. Ale senatorowie i opinia publiczna nie dowiedzieli się niczego, o czym wcześniej by nie mówiono i nie pisano. Ujawnione zostały notatki, prawdopodobnie projekt umowy, a nie jej ostateczna treść. Nie znamy i pewnie nie poznamy jej zapisów.

Przy czym prezes Obajtek umiejętnie się broni, choć jego nerwowe odpowiedzi na pytania dziennikarzy nie dodają mu wiarygodności. Warto jednak wsłuchać się w jego argumenty. Mówi on, że o wszystkim, co związane było z umową Orlenu z Saudi Aramco, wiedziały najważniejsze osoby w państwie. Innymi słowy, musiał ją zaakceptować rząd, z premierem Morawieckim na czele. I być może prezes Jarosław Kaczyński. A nad tym, by wszystko było w porządku i zgodnie z interesem państwa – jak zapewnia prezes Orlenu – czuwały odpowiednie służby. Co oczywiście niczego nie gwarantuje i jest klasyczną przykrywką dla Daniela Obajtka.

Zupełnie inny wymiar ma fakt, że o interesy obu stron dbały renomowane międzynarodowe kancelarie prawne i firmy konsultingowe. Jeśli w przyszłości, jak twierdzi opozycja, tej umowie przyjrzy się niezależna prokuratura, najbardziej kompetentni oskarżyciele publiczni w starciu z międzynarodowymi kancelariami nie będą mieli najmniejszych szans na sali sądowej. I jeśli nawet komuś zostaną postawione zarzuty, z pewnością nie zostanie on skazany przez niezawisły sąd.

W sprawie umowy PKN Orlen z Saudi Aramco ważny jest też fakt, że Polska, uniezależniając się od rosyjskiej ropy, uzależnia się od ropy saudyjskiej. A to jest decyzja polityczna, na długie lata, faktycznie najdonioślejsza zmiana, jakiej jesteśmy świadkami w naszej gospodarce. Oznacza ona np. konieczność dostosowania instalacji w Rafinerii Gdańskiej do przerobu nowego surowca. Niezbędnych zmian trzeba będzie dokonać również w płockiej rafinerii. Wszystko to pociągnie za sobą koszty. Przy czym Orlen jeszcze przez dwa lata będzie kupował rosyjską ropę, bo takie ma umowy. Co potem? Wydaje się mało prawdopodobne, by przedłużył kontrakty z Rosjanami. Jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, zapisana w projekcie umowy z Saudi Aramco kara umowna w wysokości 500 mln dol. dotyczy „istotnego naruszenia kontraktu na dostawę ropy”. Czyli interesów Saudyjczyków. Nie znamy także politycznej i militarnej przyszłości regionu Zatoki Perskiej. W Jemenie trwa wojna, w którą zaangażowana jest Arabia Saudyjska. Iran blisko współpracuje z Rosją, a rządzący krajem ajatollahowie zmagają się z protestami społecznymi. Sąsiadujący z państwem Saudów Irak pogrążony jest w chaosie. Do wybuchu wojny w Ukrainie wydawało się, że rosyjskie wpływy w tym regionie są skutecznie niwelowane przez wpływy amerykańskie. Rywalizacja mocarstw, niepokoje społeczne i niestabilność polityczna dzisiaj i w przyszłości będą się odbijać na cenie baryłki ropy. W latach 70. Europa Zachodnia, chcąc uniezależnić się od dostaw ropy i gazu z niepewnych politycznie państw arabskich, związała się na dekady najpierw ze Związkiem Radzieckim, a potem z Rosją. Teraz obserwujemy proces odwrotny.

Z tym że w latach 80. prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan mógł namówić króla Fahda, by sprzedawał saudyjską ropę naftową niemal po kosztach – 25-30 dol. za baryłkę. Amerykanom zależało na osłabieniu Związku Radzieckiego, który potrzebował walut, by kupować amerykańskie, kanadyjskie i australijskie zboże oraz by prowadzić wojnę w Afganistanie. W efekcie ZSRR upadł.

Dziś jest inaczej. To kraje arabskie, Katar, Arabia Saudyjska i Kuwejt, dyktują warunki i ustalają ceny ropy naftowej oraz gazu ziemnego. Jeśli więc w przyszłości politykom opozycji przyjdzie do głowy pastwić się nad Saudi Aramco, ktoś zwróci im uwagę, że to bardzo zły pomysł.

Fundamentalizmy się przyciągają

I jeszcze jeden element, na który mało kto zwraca uwagę. Arabia Saudyjska to państwo religijne, w którym przemożną rolę odgrywa wahabizm. Ten powstały w XVIII w. na terenie Arabii ruch religijno-polityczny w łonie sunnickiego islamu jest określany jako fundamentalistyczny, purytański i ultrakonserwatywny. Dwa kraje uznały go za wyznanie państwowe – to Katar i Arabia Saudyjska. Jest coś symbolicznego w tym, że Polska, kraj ultrakatolicki, nawiązuje bliską współpracę z krajem, w którym panuje ultrakonserwatywny islam. Z pewnością fundamentalizmy się przyciągają.

Przywódcy polityczni znad Wisły i z Półwyspu Arabskiego bez wątpienia zgodziliby się co do roli kobiet – powinny siedzieć w domach. Również w kwestii wolności mediów oraz traktowania przeciwników pewnie nie byłoby wielkich różnic. Sojusz Polski z Arabią Saudyjską nie wydaje się zatem czymś egzotycznym. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby ministrowie rolnictwa z PiS nie zniszczyli hodowli koni arabskich nad Wisłą.

Fot. REPORTER

Wydanie: 2022, 53/2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy