Obrona narodowa

Obrona narodowa

Płonie ognisko na pasie ziemi niczyjej, gdzie niczyi ludzie dogorywają bez wody, żywności i pomocy medycznej, knieje szumią o obrońcach naszych polskich granic, którzy za bohaterską postawę dostają nagrody od ministra. Naród jest dumny ze swoich wojowników, tylko czekać, aż się pojawią nowe ronda imienia Obrońców Usnarza, w jednym ciągu z tymi spod Westerplatte, cóż, łatwo dziś zostać bohaterem pisowskiej Polski. Władysław Frasyniuk, człowiek, który się ch…om nie kłaniał, nazywa po imieniu, choć nadzwyczaj łagodnie, mundurowych, co to mówią no pasaran pomocy humanitarnej. Poetycko wręcz ich porównuje do watahy psów, choć błędnie, bo skoro psy, to najwyżej sfora, a także uznaje za śmieci, nie bez racji, bo mundur zhańbiony traci wszelkie dystynkcje, staje się szmatą, przepoconym przyodziewkiem w barwach maskujących; żołdaków ganiających za posłem z reklamówką wiktuałów można więc uznać za szmaciarzy.

Szmatławe to nasze wojsko, które pilnuje, żeby grupka uchodźców z duszą na ramieniu przymierała głodem i marzła, wodę mają chłeptać z potoku, żreć trawę, srać pod siebie, jak zwierzęta. Tak, to śmieci, nie żołnierze, skoro w świetle kamer z dumą odczłowieczają garstkę Bogu ducha winnych cywilów – ta pokazówka jest nikczemnością i blamażem polskich sił zbrojnych na miarę bratniej interwencji w 1968 r. Kto tego nie dostrzega, jest podły albo głupi. Nasza dzielna armia dowiodła niedawno na ćwiczeniach, że zdoła utrzymać niepodległość ojczyzny pięć dni – tyle wedle symulacji potrzebowałaby Rosja, by zająć Warszawę i przyprawić drugą koronowaną głowę naszemu orłu, co to się w kuraka zmienił na reprezentacyjnej sukni Miss Polonii. Nie należy więc się dziwić, że chłopcy Błaszczaka muszą sobie podnieść morale na łatwiejszym przeciwniku.

Mdli mnie od ciebie, Polsko; wpuściłabyś trochę świeżego powietrza, trochę smagłej, innowierczej, obcojęzycznej swobody, zamiast międlić tromtadrackie litanie do dumnego narodu. Zażywam krople na żołądek, opijam się miętą, ale nic nie pomaga, dławi mnie, jakbym połknął kawałek drutu kolczatego czy tam żyletkowego, który władza dumnie rozciąga przed obiektywami kamer prorządowych stacji. Władza ciągnie druta w biały dzień i nie widzi w tym nic obscenicznego, ba, jeszcze się za to premiuje, sama sobie ciągnie, toż to autominetodon prawdziwy, czyli, jak mawiał Witkacy, „schujowacenie mózgowia”.

Drut, płot, mur – najlepiej zwieńczony pastuchem elektrycznym w kształcie różańca – cokolwiek tam zechce Polska postawić, niechże pierwej dopuści lekarzy do tych kilkudziesięciu istot ludzkich, które dogorywają na gołej ziemi, w przeciwnym razie inaczej niż torturami i ludobójstwem tego, co wyczyniają nasze zielone ludziki na granicy, nazwać nie będzie można. Wszystkie reduty dobrego imienia z ich świętym oburzeniem na „polskie obozy koncentracyjne” winny się teraz przyjrzeć temu anus mundi pod Usnarzem Górnym, gdzie bezwzględność i okrucieństwo w uzwierzęcaniu człowieka, w odmawianiu mu jakichkolwiek praw, mogłyby zaimponować hitlerowskiemu naczalstwu. Trzydzieścioro nieszczęśników nie ma umrzeć, ma zdechnąć w męczarniach ku przestrodze – żeby Polska, ów „dumny kraj”, pokazała światu, że tu żadnego kanału przerzutowego nie będzie, operacja Śluza się nie powiedzie; nagle pogardzana przez kaczystów Unia, z której chcieliby nas wyprowadzić, może liczyć na niezłomność strażników jej granicy. Reakcje narodu, który się w sondażach opowiada po stronie uszczelniania granic za wszelką cenę i współczucie uchodźcom okazuje, przyznając, że faktycznie humanitarniej byłoby ich po prostu zastrzelić, tylko moje mdłości doprawiają. Stanisław Skarżyński opisuje na Facebooku stan, którego chwilowo z racji mentalnych duszności nie umiałem nazwać: „… polska endecka prawica po raz kolejny dowiodła, że za Jedwabne i inne pogromy nie odpowiadał wcale żaden margines albo degeneraci, tylko jakaś bezbrzeżna podłość, która chyba jest nieodłączną częścią polskości”.

W Usnarzu coraz zimniej, za to miasto stołeczne rozgrzewa wernisaż w Centrum Sztuki Współczesnej, zawładniętym przez pisowskiego nominata. Mamy tu wystawę „sztuki politycznej”, na którą zaproszono m.in. jawnych neofaszystów ze Skandynawii, co to rozlepiali po ulicach plakaty z Hitlerem w koronie cierniowej. Minister dziewictwa narodowego zapewne uświetni swoją obecnością otwarcie. Zapowiada się frekwencyjny sukces w brunatnym kolorze.

w.kuczok@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 2021, 36/2021

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy