Obrotowa

Obrotowa

Politycznie Liz Truss była już wszędzie, ale dopiero teraz weszła na szczyt

Przez ostatnie tygodnie w brytyjskich mediach społecznościowych popularność zyskiwała anegdota o niezwykle skutecznej młodej działaczce politycznej. Rzecz działa się podczas Freshers’ Fair, jednego z najważniejszych elementów początku roku akademickiego na brytyjskich uczelniach. W czasie tych swoistych targów kół i stowarzyszeń studenckich pierwszoroczniacy mają szansę zapoznać się z uczelnianą ofertą sportową, naukową i polityczną. Smutni i sfrustrowani przedstawiciele oksfordzkiej młodzieżówki Partii Pracy narzekali, że nikt nie odwiedza ich stoiska, z wściekłością patrząc na sąsiedni stolik Liberalnych Demokratów. Tam z kolei waliły tłumy, a przyciągała je przewodnicząca młodzieżówki, obiecując, że jeśli jej partia wygra wybory, doprowadzi do legalizacji marihuany na Wyspach.

Ową przewodniczącą była Liz Truss, od ubiegłego tygodnia nowa szefowa Partii Konserwatywnej i trzecia kobieta w historii na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii. Choć dzisiaj wszyscy widzą w niej uwspółcześnioną kopię Margaret Thatcher, zdecydowanie bardziej adekwatne byłoby zestawienie jej z Jamesem Stromem Thurmondem. Ten mało znany amerykański senator po raz pierwszy wybrany został do Kongresu w 1954 r. jako kandydat niezależny. Dwa lata później, już w trakcie kadencji, przeszedł do Partii Demokratycznej, z członkostwa w której zrezygnował jednak w 1963 r. Od tego momentu był republikaninem, którym pozostał do śmierci w 2003 r. Porównanie to może być na pierwszy rzut oka dziwne, lecz trafnie ukazuje naturę politycznego zwierzęcia, jakim jest Truss. Skuteczna, zdecydowana, niezła w pracy w trybie kampanijnym, ale przede wszystkim to polityczna oportunistka, doskonale umiejącą wyczuć, skąd w elektoracie wieje wiatr.

Wybrać jak najlepiej

Sprzeczności w jej życiorysie nie brakowało, radośnie zresztą zapełnił się nimi internet w czasie ostatnich wakacji. Odkopano przemówienie z czasów studenckiego zaangażowania Truss w ruch liberalno-demokratyczny – niemal wykrzyczaną płomienną krytykę monarchii. Niejeden komentator na Wyspach zastanawiał się, czy temat owego wystąpienia pojawi się, gdy Truss – twierdząca w nim, że w Wielkiej Brytanii wszystkie rodziny są równe, poza rodziną królewską, niepoddaną żadnemu nadzorowi – będzie całować w rękę królową Elżbietę II, odbierając nominację na szefową rządu.

Znacznie mniej komiczny jest wątek jej stosunku do Unii Europejskiej i miejsca Wielkiej Brytanii we Wspólnocie. Jeszcze w czasie kampanii referendalnej z 2016 r. Truss była gorącą orędowniczką pozostania Londynu w unijnych strukturach, by potem ujawnić się jako twarda agitatorka probrexitowa. Teraz przejmuje władzę, jednocześnie w partii i w całym kraju, z programem gospodarczym niemal żywcem wyjętym z epoki, gdy pod sztandarem liberalizmu i demokratyzacji miała się kończyć historia.

Do torysów wstąpiła zaraz po skończeniu studiów. Znajomi z Oksfordu wspominają, że kierowała nią głównie ambicja. W połowie lat 90. Liberalni Demokraci nie mieli najmniejszych szans na przejęcie władzy w kraju. Truss przeszła więc do partii, w której mogła przynajmniej walczyć o taki cel. Andrew Mueller z magazynu „Monocle”, kreśląc sylwetkę Truss, zauważył, że nowa premier od zawsze była świadoma wagi politycznej marki, z którą zestawiała swoje nazwisko. Jeśli ta marka traciła na wartości, jak obóz pozostania Wielkiej Brytanii w Unii, lub okazywała się niewystarczająco prestiżowa, jak Liberalni Demokraci, Truss po prostu ją zmieniała na inną.

Gdzie Donbas, gdzie Krym

Początkowo jednak u konserwatystów nie szło jej najlepiej. Po krótkiej karierze w roli asystentki i młodszej działaczki otrzymała od partii szansę ubiegania się o mandat w Izbie Gmin. Tyle że rzucono ją na pożarcie, bo kandydowała z Hemsworth, okręgu na północy kraju, w którym monopol na wygrywanie miała Partia Pracy. Dostała straszne bęcki, ale jej wynik był i tak o 3,2 pkt proc. lepszy od uzyskanego poprzednio przez kandydata torysów. Pięć lat później spróbowała ponownie, znów na północy, w Calder Valley. I znów poniosła porażkę. Do Westminsteru dostała się dopiero w 2010 r., lecz od tej pory zaczął się równy i zdecydowany marsz w górę. Gdy już weszła do rządu w 2012 r., nie wyszła z niego aż do teraz, choć po drodze zaliczyła troje szefów. David Cameron powierzył jej ministerstwo środowiska, którym kierowała też w gabinecie Theresy May. Za czasów Borisa Johnsona zajmowała się handlem międzynarodowym, a od ubiegłego roku szefowała brytyjskiej dyplomacji. To jak dotąd jej najważniejsza rola w polityce. I dowód, że choć ambicji jej nie brakuje, to niewykluczone, że pierwsza liga jest dla niej kapeluszem o zbyt dużym rozmiarze.

W roli ministra spraw zagranicznych Truss zapisała się przede wszystkim zdecydowanie proukraińskim nastawieniem w wojnie. Intencje miała szlachetne, ale nie ustrzegła się wstydliwych wpadek. Jeszcze przed rosyjską inwazją spotkała się z Siergiejem Ławrowem, próbując go przekonać, by Rosja wycofała 100 tys. swoich żołnierzy spod ukraińskiej granicy. Przy okazji niestety dała dowód geograficznej ignorancji, stwierdzając, że Wielka Brytania nigdy nie uzna rosyjskiego zwierzchnictwa nad Rostowem i Woroneżem. Oba miasta leżą oczywiście na terytorium Federacji Rosyjskiej i Ławrow z Putinem mogą tam robić ze swoim wojskiem, co chcą, Truss południowo-wschodnią Rosję pomyliła z Donbasem i Krymem. Rosyjskie (i nie tylko) media natychmiast gafę podchwyciły, a sam Ławrow, znany z upokarzania zachodnich dyplomatów, publicznie stwierdził, że rozmowa z szefową brytyjskiego MSZ była dla niego „konwersacją z głuchym”.

Po wybuchu konfliktu wcale nie było lepiej. Truss szybko zaangażowała się w pomoc dla Ukrainy, choć nie do końca wiedziała, jak to robić. Publicznie zachęcała brytyjskich ochotników do walki w ukraińskim legionie cudzoziemskim, za co spotkała ją krytyka ze strony angielskich generałów. Okazało się bowiem, że udziału Brytyjczyków w cudzych wojnach zakazuje tamtejsze prawo, Truss narażała się więc nawet na oskarżenia o zdradę stanu. Krytykowana jest, choć tylko częściowo słusznie, także za opieszałość Downing Street w przyjmowaniu na Wyspach ukraińskich uchodźców. Do dziś Brytyjczycy wydali ponad 142 tys. wiz uchodźczych, ale skorzystało z nich jedynie 86 tys. osób, osiedlając się w kraju w ramach programu pomocowego. Tutaj MSZ Truss współpracowało jednak z MSW, które odpowiedzialne było za pomoc w znajdowaniu Ukraińcom sponsorów wiz i rodzin, z którymi mogliby zamieszkać na początku ich życia w Wielkiej Brytanii. Fiasko operacji to niezupełnie kamyczek do jej ogródka.

W czerwcowych przepychankach w Partii Konserwatywnej, które ostatecznie doprowadziły do dymisji Borisa Johnsona, Truss taktycznie nie brała udziału. W czasie feralnego dwudniowego spektaklu 6 i 7 lipca, zakończonego ponad 50 dymisjami członków rządu w niecałe 48 godzin, była w podróży do Dżakarty na szczyt ministrów spraw zagranicznych krajów G20. Kiedy z gabinetu Johnsona odchodzili inicjatorzy rebelii, w tym jej późniejszy kontrkandydat na stanowisko szefa partii Rishi Sunak, Truss leciała samolotem, przez co była nieuchwytna dla prasy, zastanawiającej się, czy i ona zdecyduje się odejść. Zaraz po lądowaniu w Indonezji, kiedy dowiedziała się o kryzysie, zdecydowała się wracać na Wyspy, a więc wpakowała się w kolejną wielogodzinną podróż poza radarem dziennikarzy. Zanim postawiła stopę w Londynie, było już po wszystkim. Swój udział w wyścigu po władzę mogła ogłosić bez żadnej presji.

Pod górkę

W tym miejscu opowieść o politycznych przygodach Liz Truss zmienia nieco ton. Oddać jej należy, że startowała jako przyszła ofiara Sunaka. To właśnie były kanclerz skarbu początkowo uchodził za bezsprzecznego faworyta. Miał większe niż starsza o pięć lat koleżanka doświadczenie na najwyższych szczeblach władzy, ale też uważany był za bardziej „wybieralnego”. A to miało kluczowe znaczenie w kontekście sposobu, w jaki Brytyjczycy decydowali o przyszłości swojego rządu. Warto podkreślić, że robiło to zaledwie 172 tys. osób, bo tyle formalnie zarejestrowanych członków ma Partia Konserwatywna. Oni jako jedyni mogli wyrazić swoje zdanie, co wynika z tradycji politycznej na Wyspach. Tam premierem jest zawsze lider partii, która wygrała wybory. A ponieważ Johnson zrezygnował z funkcji szefa rządu, nie rozwiązując parlamentu, przekazał następczyni również schedę na 10 Downing Street. W efekcie o przywództwie w kraju, w którym uprawnionych do głosowania w wyborach powszechnych jest 46,5 mln osób, zadecydowało nieco ponad 20 tys. obywateli, bo taka była ostatecznie różnica głosów pomiędzy Truss i Sunakiem. Mało jak na państwo chlubiące się mianem ojczyzny współczesnej demokracji.

Na zwycięstwo byłej już szefowej MSZ sondaże wskazywały od kilku tygodni, z porażką pogodzony był także sam Sunak. Jednak ostateczne wyniki ukazały obraz partii wewnętrznie podzielonej, nieprzekonanej co do osoby Truss. Wygrała, zdobywając zaledwie 57% głosów. Mniej od Borisa Johnsona, a nawet od nielubianej we własnym ugrupowaniu Theresy May. Od samego początku nowa premier ma więc pod górkę. Sukces okazał się niewyraźny, i to mimo kuszenia twardego konserwatywnego elektoratu ostrym skrętem na prawo. Komentatorzy nazywają Truss ambitną kontynuatorką polityki Margaret Thatcher. Ale od czasów rządów „Żelaznej Damy” minęły już trzy dekady, podczas których zmieniły się świat, Wielka Brytania, a nawet podstawy myśli ekonomicznej, próba powrotu do neoliberalizmu może zatem się przekształcić w śmieszno-straszną rekonstrukcję historyczną.

W dodatku zdaje się, że Truss właśnie to chce osiągnąć. Naśladuje Thatcher nie tylko w programie, ale nawet w stylizacjach. Pozuje tak samo do zdjęć, a na niektórych fotografiach, upozorowanych na prywatne, widać w tle portrety samej Thatcher. Oferta programowa nowej pani premier to przede wszystkim cięcia podatków. Z kryzysem energetycznym chce sobie radzić poprzez eliminację VAT na rachunkach za prąd. Jest zdecydowaną przeciwniczką redystrybucji – na antenie BBC pod koniec sierpnia przyznała wręcz, że frustruje ją stopień, w jakim ta kwestia zdominowała brytyjską politykę przez ostatnie dwie dekady. W czasie partyjnej kampanii wyborczej dobrze odczytała nastroje panujące wśród aktywu, zdenerwowanego rozrostem państwa z powodu pandemii koronawirusa. Truss oczywiście obiecała to biurokratyczne i budżetowe rozpasanie ukrócić. Jej obsesją jest wzrost gospodarczy, który planuje doprowadzić do poziomu 2,5% rocznie (obecnie brytyjska gospodarka wciąż się kurczy). Przyczyn recesji szuka, trochę idąc w ślady Johnsona, poza granicami kraju. Dlatego zapowiada usunięcie wszelkich pozostałych na Wyspach regulacji unijnych do końca bieżącego roku.

Nie mówi jednak, o jakie dokładnie regulacje chodzi. Ani jak chce zrealizować zapowiedziany wzrost krajowej produkcji energii. Ani jak opanować inflację. Zreformować tzw. protokół północnoirlandzki, regulujący relacje gospodarcze na granicy między Irlandią i Irlandią Północną. Jak bowiem zauważyła na łamach „Washington Post” amerykańska publicystka gospodarcza Therese Raphael, większość jej kampanijnych obietnic nie opierała się na konkretach, lecz była listą życzeń. Dobrze skonstruowaną, bo ostatecznie dała jej zwycięstwo w walce o fotel premiera, ale do teraz Truss nie ujawniła żadnego z cudownych mechanizmów, którymi zamierza uzdrowić brytyjską gospodarkę. Czasu ma bardzo mało, bo zbliżająca się zima będzie na Wyspach trudna. Ubóstwo energetyczne grozi aż 10 mln gospodarstw domowych, a w to nie wlicza się osób, których zwyczajnie nie będzie stać na opłacenie rachunków. Do tego dochodzą stały od momentu brexitu brak siły roboczej oraz inflacja, która może dobić do 22% na początku 2023 r.

Poza granicami kraju Truss planuje iść jeszcze dalej niż wielbiona przez nią Thatcher. „Żelazna Dama” żyła przynajmniej w stałym sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, nowa pani premier zdaje się wierzyć w mit o odbudowie samodzielnej brytyjskiej potęgi. Ale ponieważ realnie szans na to nie ma żadnych, pod jej wodzą kraj płynąć będzie raczej w stronę globalnej izolacji i niespełnionych, podlanych frustracją snów o potędze. Chyba że Liz Truss nagle zmieni kurs. Jak wiemy, to akurat potrafi robić bardzo dobrze.

Fot. Facebook/Liz Truss

Wydanie: 2022, 38/2022

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy