Od czytania boli… ręka

Od czytania boli… ręka

Sztuka szybkiego czytania polega na obejmowaniu wzrokiem coraz większych grup wyrazów Z głośników sączy się uspokajająca muzyka. Kilka głębokich wdechów, rozluźniam mięśnie, wyobrażam sobie swoje „bezpieczne miejsce”, a potem obserwuję piłkę pingpongową, która skacze po… półkulach mojego mózgu. Otwieram oczy i mogę przystąpić do ćwiczeń. A czego się uczę? Bynajmniej nie medytacji, tylko szybkiego czytania. Ćwiczenia relaksacyjne i koordynujące pracę obu półkul mózgowych rozpoczynają każde zajęcia, bo w stanie relaksu umysł lepiej pracuje. Teraz czas na koncentrację. Skupiam wzrok na punkcie narysowanym na tablicy. Potem trenerka kładzie na ławce zmiętą kartkę papieru, a naszym zadaniem jest narysować jej kontur bez patrzenia na powstający efekt. Trzeba to robić jak najwolniej i raz po raz prowadząca zwraca uwagę kolejnym „rysownikom”, żeby zwolnili. Po kilku chwilach nie widzę już nic poza krawędzią zmiętej kartki. Inny sposób na koncentrację to pisanie albo rysowanie obiema rękami równocześnie, tak by powstały lustrzane odbicia tego samego obrazka, wyrazu, czy serii cyfr. Przystępujemy do rozgrzewki. Ktoś, kto w tym momencie wszedłby do sali, mógłby pomyśleć, że ma do czynienia z grupą arcymistrzów szybkiego czytania. Wszyscy z zapałem kartkują przyniesione książki, jedynie raz rzucając wzrokiem na każdą stronę. Tak naprawdę nikt z nas nie czyta, ale przyzwyczaja oczy do wykonania dwóch fiksacji – czyli zatrzymań – na tekście. Na tym etapie mózg musi tylko „zarejestrować” obecność jakiegoś słowa na stronie, ponieważ początek kursu to mozolne odzwyczajanie oka od dotychczasowych nawyków związanych z czytaniem. Kolejne ćwiczenie wymaga specjalistycznego przyrządu – wskaźnika przypominającego raczej dużą wykałaczkę z pomalowaną na czerwono końcówką. Uderzam nim w dwóch punktach na każdej linijce, w ten sposób przyzwyczajając oko do czytania na dwie fiksacje. Trenerka narzuca nam ostre tempo – chodzi przecież o to, by mięśnie oka nabrały nowych nawyków. Są chwile, kiedy przesuwam wskaźnik tak szybko, że mam wątpliwości, czy trafiam w linijkę, a do tego boli mnie ręka. Dodatkowo w myślach mam śpiewać, recytować albo liczyć, żeby pozbyć się subwokalizacji (wypowiadania w myślach czytanych słów). Wydaje mi się, jakby oko wcale nie wędrowało za czerwoną końcówką wskaźnika, ale trenerka obserwuje moje poczynania i zapewnia, że to tylko złudzenie. Na kolejnych zajęciach zwalniamy tempo i staramy się coraz więcej rozumieć z tego, co czytamy. Oczywiście, trzeba zmieniać pomoce naukowe, bo po kilkukrotnym przewertowaniu, chcąc nie chcąc, zna się chociażby pobieżnie treść każdej książki. Stopniowo obejmuję wzrokiem coraz większe grupy wyrazów i – co najważniejsze – rozumiem je. Następny krok: koniec ze śpiewaniem w myślach. Bardzo proszę, mogę przestać. Od razu pojawia się znowu podświadome powtarzanie widzianych wyrazów. Niemniej proste ćwiczenie udowadnia mi, że poczyniłam w tym względzie postępy. Gdy mam powtórzyć w myślach po kolei wszystkie wyrazy w linijce, nie jestem w stanie tego zrobić, bo oko „ucieka” do przodu! A więc jednak te ćwiczenia naprawdę działają. Pomyśleć, jakie mogę osiągnąć rezultaty przy systematycznej dodatkowej pracy w domu! Szkoda tylko, że z tą systematycznością bywa różnie. Jedyne, co naprawdę udaje mi się robić codziennie, to ćwiczenie pamięci. Stosuję tzw. metodę mnicha: każdy dzień to nowy krótki wierszyk do zapamiętania. Drugi dzień to nauka nowego tekstu i powtórka z dnia poprzedniego, trzeci – kolejny wierszyk i powtarzanie dwóch wcześniejszych. I tak aż do ósmego dnia, gdy trzeba powtórzyć wszystko od dnia… drugiego. Chodzi o to, żeby osiągnąć siedem powtórzeń każdego tekstu. Nie ma w tym żadnej magii – już dawno udowodniono, że po takiej właśnie ilości powtórek informacja przechodzi do tzw. pamięci długotrwałej, a o to przecież chodzi. Metoda działa, tyle że ten mnich miał zapewne więcej czasu na jej stosowanie. Na początku kursu zapisałam w podręczniku tempo, jakie chciałabym osiągnąć po jego zakończeniu. Nie pozostaje mi nic innego, jak zmobilizować się do pracy, bo na półce czeka kilka opasłych tomów, których dotąd nie miałam czasu przeczytać. kd   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 46/2001

Kategorie: Obserwacje