Odchudzanie armii

Odchudzanie armii

Dzisiaj mamy w Polsce ponad 230 garnizonów. Około jedna trzecia jest do zamknięcia

Rozmowa z gen. bryg. Mieczysławem Cieniuchem, szefem Generalnego Zarządu Planowania Strategicznego SG WP

– Prasa ogłosiła, że przygotowany został program modernizacji sił zbrojnych na lata 2001-2006. Wojska ma być mniej, armia pozbędzie się części sprzętu i zlikwiduje wiele garnizonów. Niektórzy pytają: Po co jemy tę żabę?
– Zmiany, które chcemy przeprowadzić, wynikają z nowych zadań, jakie stoją dzisiaj przed armią. Jesteśmy członkiem NATO, zmienia się technologia prowadzenia działań bojowych, najwyższy czas na unowocześnienie polskiego wojska. Celem – którego fragment znajduje się w tzw. części tajnej programu – jest armia, za trzy lata w jednej trzeciej przystosowana do standardów i wymagań Sojuszu Północnoatlantyckiego, bardziej mobilna i wyposażona w nowy, lepszy sprzęt, a także bardziej profesjonalna, w której więcej będzie żołnierzy zawodowych, kontraktowych i nadterminowych, a mniej ludzi z tzw. poboru.
– Wspomniał pan o konieczności dostosowania wojska do standardów natowskich. Nasuwa się pytanie: Chcemy, czy po prostu musimy akurat teraz modernizować polskie wojsko?
– Sojusz ma taką zasadę, że niczego bezpośrednio nie narzuca swoim członkom. Nie określa, ile trzeba mieć czołgów i jakiego typu, które jednostki mają jak wyglądać. Harmonizacja współpracy wynika z negocjacji, porównywania możliwości i deklaracji. To w gruncie rzeczy odpowiedź na pana pytanie. Program modernizacji nie został Polsce narzucony z innego kraju czy z Kwatery Głównej NATO. Sami mieliśmy świadomość, że trzeba to zrobić. Polskie wojsko potrzebowało zmian, o których mowa w programie. Powiem więcej. Dzięki członkostwu w NATO ta modernizacja może być mniej forsowna. Mamy zaplecze w postaci militarnego i politycznego wsparcia Sojuszu. Nie musimy polegać tylko na własnych siłach, a to zawsze oznacza niższe wydatki.
– Dokument na temat modernizacji był długo przygotowywany.
– Niektórzy narzekają, że nawet nieco za długo, ale nie była to wina wojskowych. Trudna sytuacja budżetu, ścierające się koncepcje rozwoju sił zbrojnych, nawet zmiany polityczne odkładały zapięcie wszystkiego na ostatni guzik. W Sztabie Generalnym praca nad reformami trwała jednak non stop. Przypominam zresztą, że armia cały czas jest reformowana. Na początku lat 90. mieliśmy 400 tys. żołnierzy. Stan tzw. etatów w wojsku (nie wszystkie były obsadzone) wynosił 1 stycznia 2001 roku około 202 tys. Już to daje wyobrażenie o skali zmian.
– Program modernizacji to jednak co innego.
– To rzeczywiście nowa jakość. Całościowa koncepcja przekształceń, oparta także na badaniach, symulacjach technicznych, strategicznych, logistycznych i finansowych. Warto wiedzieć, że choć sam program w jego oficjalnej wersji liczy tylko i aż 89 stron maszynopisu plus 42 strony załączników, to gdyby liczyć wszystkie przymiarki i analizy prowadzące do tej finalnej wersji, uzbierałaby się prawie biblioteka. Tzw. plany szczegółowe dla poszczególnych dziedzin i rodzajów sił zbrojnych, będące rozwinięciem programu modernizacji, to kolejne tysiące stron tekstu i tysiące godzin pracy.
– To bez wątpienia imponujące. Ale porozmawiajmy też o wątpliwościach i obawach. Póki mówi się ogólnie, rzadko kiedy są kontrowersje. Ale wie pan z pewnością, że wynikające z programu modernizacji plany likwidacji garnizonów – mowa nawet o 74 takich miejscach – już wywołują przysłowiowy płacz i zgrzytanie zębów. Nie tylko zawodowych wojskowych, ale także społeczności lokalnych, które po części “żyły” z funkcjonujących pod bokiem koszar?
– Podana przez pana liczba niekoniecznie jest dokładna, choć rzeczywiście plany przewidują poważne redukcje w tej dziedzinie. Dzisiaj mamy w Polsce ponad 230 garnizonów. Około jedna trzecia jest do zamknięcia.
– Koszary zamknięte na cztery spusty?
– Tereny byłych garnizonów, budynki, infrastruktura zostaną przekazane Agencji Mienia Wojskowego. Zyski ze sprzedaży w 93% zasilą budżet MON i ułatwią realizację programu modernizacji.
– A ludzie? Ich sprzedać się nie da.
– Konieczność ograniczenia stanu liczebnego armii to oczywiście także wymiar bardzo ludzkich, indywidualnych obaw o przyszłość. Na dodatek znaczna część redukcji osobowych przypadnie na lata 2001-2003. Dotyczy to także rozformowywania jednostek i likwidacji garnizonów. Innymi słowy – czuć już na karku powiew zawiadomień, że konkretni oficerowie, konkretne pododdziały są na liście redukcji. Jako oficer Sztabu Generalnego chcę jednak podkreślić, że wprowadzając do programu modernizacji zapisy o zmniejszeniu liczby żołnierzy do 150 tys. w roku 2006, kierowaliśmy się zasadą efektywności działania sił zbrojnych – przy funduszach, na jakie z budżetu państwa możemy liczyć. Taka była też wola polityków, którzy sprawują przecież cywilną kontrolę nad armią.
– Zapytam raz jeszcze: A ludzie?
– Rozwiązanie tego problemu to zadanie głównie władz państwowych. Są przymiarki do tzw. osłon socjalnych, ale czy one wystarczą? Jakiś czas temu wizytował Polskę szef sztabu generalnego armii francuskiej i kiedy usłyszał o planach redukcji, zapytał, jakie odszkodowania dostaną oficerowie zwalniani z wojska. Znam też opinie kadry oficerskiej, że nie jest sprawiedliwe, kiedy absolwent np. Wojskowej Akademii Technicznej, który decyduje się na podjęcie pracy cywilnej, musi zwrócić wojsku koszty nauki, a kiedy zwalnia się młodych oficerów z armii w ramach redukcji, nie ma wyraźnej rekompensaty. Ale – powtarzam – to problem polityków, a nie wojskowych planistów.
– A czy prawdziwe są tezy, że mamy dziś nadmiar oficerów?
– Mamy nadmiar nie tylko oficerów starszych, ale także tzw. oficerów młodszych, w tym tych z niewielkim stażem służby. Dlatego częścią szerokiej reformy sił zbrojnych jest tzw. etatyzacja, w ramach której spora część kadry stanie przed dylematem: albo zaakceptować niższe stanowisko, niż miało się do tej pory, albo odejść z wojska. Jest to sytuacja trudna, ale brak lepszej alternatywy.
– Nie wydaje się to panu niesprawiedliwe? Ktoś dosłużył się stopnia pułkownika, a proponują mu stanowisko majora albo – nie daj Boże – kapitana?
– Po pierwsze – za te same pieniądze. To ważne. A po drugie – operacja etatyzacji, choć indywidualnie może być bolesna, jest po prostu uczciwa. Za dużo mamy dzisiaj oficerów, zwłaszcza tych wyższych stopniem, którzy służą na poboczach armii. Kompanią także nie może dowodzić major czy pułkownik. To chore organizacyjnie i nieuczciwe. Program modernizacji nie będzie dziesiątkował kadry, która jest naprawdę potrzebna z punktu widzenia sprawności wojska. Największe cięcia personalne dotyczą tzw. pionu logistyki, szkolnictwa wojskowego, które rozbudowaliśmy ponad obecne potrzeby, wreszcie tzw. zaplecza, np. magazynów czy obiektów sportowych, którymi naprawdę nie muszą kierować oficerowie służby czynnej, ale jest to dobre miejsce dla żołnierzy rezerwy.
– Prezesem Legii Warszawa rzeczywiście nie musi być wojskowy. Ale czy za jakiś czas nie zabraknie wam kadry, kiedy likwidujecie znaczną część wojskowych uczelni?
– Na razie mamy kłopot z nadprodukcją. Dlatego w większości uczelni nie będzie w tym roku rekrutacji. Niewielkie grupy przyjmie WAT, AMW i WSOSP w Dęblinie. Ale groźby, o której pan mówi, nie ma. Program modernizacji przewiduje, że coraz więcej będzie w wojsku żołnierzy kontraktowych, absolwentów uczelni cywilnych. Zamiast pięciu lat wystarczy szkolić takiego kandydata przez rok albo sześć miesięcy. To ogromne oszczędności. A z drugiej strony – dziś absolwent uczelni wojskowej, często niezależnie od swojej woli i planów życiowych, jest skazany na wojsko aż do emerytury. Podpisujący kontrakt na pięć lub dziesięć lat cywil ma znacznie więcej możliwości osobistego i zawodowego rozwoju po przejściu do rezerwy.
– Który rodzaj sił zbrojnych najwięcej straci na przewidywanej redukcji?
– Ilościowo straci, ale docelowo w jakości sił zyska. I w liczbach bezwzględnych i procentowo – wojska lądowe ok. 26%. Wojska lotnicze i obrony powietrznej ok. 29%, a najmniej – marynarka wojenna ok. 20%. Marynarzy jest najmniej, więc jest problem z wprowadzeniem ostrych cięć. Wojska lądowe stanowią gros polskiej armii, więc tu zmiany składu osobowego muszą być ilościowo największe. Na dodatek – ta część armii wymaga wyraźnego unowocześnienia nie tylko w sferze sprzętowej, ale organizacyjnej i szkoleniowej.
– Dlatego chcecie wysłać na złom wszystkie czołgi T-55?
– Rezygnujemy nie tylko z tzw. pięćdziesiątek piątek, także z innych rodzajów uzbrojenia, które podobnie jak T-55 na współczesnym europejskim polu walki miałyby, mówiąc najdelikatniej, znikome szanse na przetrwanie. W programie chcemy zmienić także – choć stopniowo – broń strzelecką, by dostosować ją do natowskich standardów kalibru, rodzajów amunicji itd. Wymogi standaryzacji zmuszają nas do wymiany broni w innych rodzajach wojska, np. w lotnictwie. Jedyne względnie nowoczesne samoloty, jakimi dysponujemy, to MIG-i 29.
– To będzie sporo kosztować?
– Warunkiem powodzenia programu modernizacji jest przekazanie wojsku wystarczających środków finansowych. Zapis uzgodniony z rządem obiecuje, że będzie to nie mniej niż 1,95% PKB. Uszczuplamy armię, aby udało się – przy ograniczeniach finansowych – doprowadzić do sytuacji, że w ramach rocznego budżetu MON w 2006 roku jedna piąta wydatkowana będzie na nowy sprzęt, podczas gdy obecnie wydaje się zaledwie 10%.
– Wystarczy?
– Ubranie dopina się ciągle na siłę. Dlatego liczymy na dodatkowe zyski z AMW. Wymiana sprzętu też wiąże się z oszczędnościami. Wycofujemy wszystkie 800 czołgów T-55, by zaoszczędzić także na serwisie, częściach zamiennych. Może uda się część przestarzałego w Europie, ale potrzebnego w armiach na innych kontynentach sprzętu sprzedać i będą dodatkowe pieniądze.
– A jak okaże się, że program trzeba zmienić, poprawić?
– Sztab Generalny jest na to przygotowany. Rozpoczynamy właśnie prace nad, powiązanym z planowaniem natowskim, programem rozwoju armii na lata 2003-2008. Program modernizacji realizowany będzie więc według pierwotnego planu w okresie 2001-2002. Potem możemy go dostosować do wymogów życia. W wojsku tak się właśnie planuje.


Gen. Mieczysław Cieniuch jest jednym z autorów Programu Przebudowy i Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP w latach 2001-2006.

Wydanie: 11/2001, 2001

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy