Odgrzewane rewelacje

Odgrzewane rewelacje

Niemieckie dokumenty w sprawie Katynia, ogłoszone przez IPN i „Gazetę Wyborczą” jako sensacyjne odkrycie, są znane historykom od wielu lat

Prof. Czesław Madajczyk

– 2 sierpnia ukazał się w „Gazecie Wyborczej” artykuł „Katyń – nieznane akta”, który informuje o sensacyjnym odnalezieniu w Niemczech liczącego ponad 10 tys. stron archiwum, zawierającego dokumentację prób uwolnienia z sowieckiej niewoli kilkuset polskich oficerów. Akta owe zostały jakoby właśnie teraz odnalezione przez prokuratorów IPN w niemieckim MSZ. To jednak dosyć wątpliwe odkrycie, pan profesor bowiem 15 lat temu miał do nich dostęp i opublikował sporą część tych informacji w książce.
– W artykule jest więcej dezinformacji niż wyjaśnień. W lutym 1990 r. wraz z prof. Marianem Wojciechowskim, jako członkowie partyjnej komisji historyków polskich i radzieckich, uzyskaliśmy w Bonn dostęp do akt archiwum Departamentu Prawnego niemieckiego MSZ. Dokumenty te wydały się nam bardzo ważne, mówiły bowiem o tym, że polskie rodziny, a także niemieckie urzędy starały się drogą dyplomatyczną o uwolnienie z radzieckiej niewoli tych oficerów polskiej armii, którzy mieli niemieckie pochodzenie. Korespondencja z Rosjanami była prowadzona nadal w czasie, gdy owi jeńcy zostali już zamordowani.
– Do czego potrzebne były wtedy polskim historykom dokumenty dotyczące pobocznego epizodu tragedii katyńskiej?
– Polsko-radziecka komisja historyków PZPR i KPZR została powołana w celu wyjaśnienia białych plam w historii wzajemnych kontaktów. Szybko okazało się, że kluczowa kwestia sporna dotyczy zbrodni katyńskiej. Strona radziecka utrzymywała tradycyjnie, że zbrodni dokonali Niemcy, czego dowodów dostarczyła w 1944 r. radziecka komisja pod przewodnictwem akademika Burdienki. Trudno było wtedy podważyć wiarygodność tej ekspertyzy, a tylko to mogło zmienić twarde stanowisko Rosjan. Mówili oni – zróbmy krytyczną analizę ekspertyzy – i uważali, że na tym spór się skończy. W celu znalezienia nowych dowodów władze PZPR wysłały nas na tydzień do Bonn. Zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie i dotarliśmy do dokumentów, o których wiedziało niewiele osób. Takim rarytasem okazała się np. mapa z oryginalnymi podpisami Stalina i Ribbentropa, na której wytyczali oni granicę rozbioru Polski między Niemcami a Rosją po 17 września 1939 r. Poczuliśmy smak historii. Niemieckie archiwum było prawie nietknięte, a my mieliśmy mało czasu na znalezienie dowodów. Trafiliśmy jednak na liczne dokumenty o charakterze prawnym dotyczące Polaków na terenach zajętych przez Niemców. Rodziny oficerów polskich pochodzenia niemieckiego pisały petycje do gubernatora Franka, a poprzez niego do niemieckiego MSZ, domagając się ich uwolnienia z niewoli radzieckiej. Wnioski te trafiały do ambasadora III Rzeszy w Moskwie, Friedricha von der Schulenburga. W archiwum natknęliśmy się na bogatą dokumentację różnych zabiegów dyplomatycznych na linii Niemcy-Rosja, na raporty ambasadora, a także relacje jednego z uwolnionych z Kozielska oficerów, pochodzącego z Poznania Richarda Stillera. Z raportu Schulenburga wynika, że z niewoli powróciło ok. 90 oficerów, ale staraniami objęto 1,2 tys. osób.
– Czy znalezione w archiwum niemieckim dokumenty przydały się w rozmowach z Rosjanami?
– Tego nie mógłbym udowodnić. Zawiozłem do Moskwy kopie akt i przekazałem radzieckim historykom. W 1991 r. ukazało się w Moskwie tłumaczenie mojej książki z 1989 r. pt. „Dramat katyński”, oczywiście po uzupełnieniu i poprawieniu, jako „Katinskaja drama”. Słowo wstępne napisał sam prezydent Gorbaczow, który wspomniał, że dokumenty wskazują, iż polscy oficerowie stali się ofiarami Berii i NKWD. To był znaczący przełom w stanowisku radzieckim. Upadła wtedy wersja, że zbrodni katyńskiej dokonali Niemcy. W kwietniu 1990 r. rząd ZSRR oficjalnie potwierdził odpowiedzialność NKWD za śmierć kilkunastu tysięcy oficerów WP, policjantów i urzędników. Na ręce prezydenta Jaruzelskiego Rosjanie przekazali także niektóre listy z nazwiskami pomordowanych. Świadomość odpowiedzialności za zbrodnię postępowała jednak w środowisku historyków radzieckich stopniowo. W 1990 i 1991 r. gotowi byli poświęcić NKWD, ale bronili jeszcze przywódcy ZSRR, Józefa Stalina. Niebawem nasza komisja dwustronna przestała istnieć. Natomiast moja książka zawierająca także kopie 25 archiwalnych dokumentów ukazała się w bardzo poszerzonej wersji po niemiecku jako „Das Drama von Katyn”. Dopiero po rozwiązaniu ZSRR prezydent Jelcyn przekazał w 1992 r. prezydentowi Wałęsie ostateczny dowód – decyzję Biura Politycznego KC WKP(b) z podpisem Stalina – potwierdzający odpowiedzialność najwyższych władz ZSRR za zbrodnię i jej ukrywanie.
– Czy nie sądzi pan, że pewną dezorientację wywołało to, że pańska książka „Dramat katyński” ukazała się w trzech wersjach?
– Być może. Wersję rosyjską i niemiecką, która jest najszersza, pisałem po uzupełnieniu danych o znalezione nowe dokumenty.
– Dziś aktami z niemieckiego archiwum MSZ interesuje się Instytut Pamięci Narodowej prowadzący śledztwo w sprawie Katynia. Czy będą one pomocne w dochodzeniu prawdy?
– Z relacji polskiej prokurator Małgorzaty Kuźniar-Ploty z IPN, a także historyka prof. Wojciecha Materskiego wynika, że obecnie akta archiwalne MSZ są już w znacznej mierze uporządkowane, więc korzystanie z nich będzie łatwiejsze. Aby jeszcze wspomóc IPN w pracy, służę również kolekcją kopii dokumentów, które przywiozłem z Niemiec w 1990 r.
Prof. Czesław Madajczyk jest jednym z najwybitniejszych polskich historyków specjalizujących się dziejach Polski XX w., głównie okresu II wojny światowej. Jest członkiem PAN. Jego główne prace to: „Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce”, „Kultura europejska a faszyzm”, „Faszyzm i okupacja 1939-1945”.

 

Wydanie: 2005, 32/2005

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy