Odliczanie do Manify

Odliczanie do Manify

8 marca przestrzeń publiczna należy do kobiet

Jeszcze się nie zaczęła, a już wzbudza emocje. Kolejna, dziesiąta już Manifa feministyczna 8 marca przejdzie ulicami polskich miast.
Pierwsza batalia dotyczy promocji imprezy. Organizatorki chciały wykorzystać warszawskie autobusy do jej rozreklamowania i przesłały projekty reklam do Zarządu Transportu Miejskiego, jednak ZTM uznał plakaty za kontrowersyjne i odmówił umieszczenia ich na pojazdach, wyjaśniając, że plakaty nie nadają się do pokazywania w komunikacji miejskiej. Ponieważ „projekt ma w sobie silny czynnik socjalizujący, który ma wpłynąć na mentalność i osobowość odbiorcy, a więc w konsekwencji prowadzić do rozważań”, głosi wyjaśnienie podpisane przez Grażynę Cudak z działu promocji ZTM.
Do jakich to rozważań miały prowadzić plakaty? Na jednym umieszczono sylwetkę duchownego i hasło: „Biskup nie jest Bogiem”. Na drugim różaniec z tabletek i informację: „Chcemy zdrowia, nie zdrowasiek”. Przesłanie ZTM jest zatem jasne i symptomatyczne: rola Kościoła w debacie publicznej nie podlega refleksji. A pasażer ma dojechać ma miejsce, oglądając najwyżej reklamy papierosów i centrów handlowych, byle tylko nie zaczął się nad nimi zastanawiać.
Rzecznik prasowy ZTM, Igor Krajnow, tłumaczy, że w taki sam sposób zostałyby zablokowane hasła skrajnie katolickie i wszelkie treści budzące silne emocje wśród pasażerów. Kto jednak decyduje o tym, jakie hasła należy zablokować, a jakie dopuścić? Czy funkcją pracowników ZTM jest cenzurowanie treści, które mają być pokazywane na nośnikach reklamowych? – pytają organizatorki. Jak zwykle w takich sytuacjach nie można odnaleźć osoby personalnie odpowiedzialnej za tę decyzję. Kto ją podjął? – ZTM – odpowiada wymijająco Krajnow.

Kobieca siła

Mimo przeciwności organizatorki są pełne optymizmu. To przecież nie pierwsze ich zmagania z zastałym językiem debaty publicznej i nie pierwsze akcje z ich udziałem. Już od lat walczą o prawa kobiet w Polsce, o antykoncepcję, prawo do aborcji, o godny poród, o zdrowie kobiet, prawa lesbijek…
Manifa to dla nich moment szczególny. Ma zwrócić uwagę na aktualne problemy, na te kwestie społeczne i polityczne, które najsilniej, choć czasem w ukryciu, uderzają w kobiety. Okazuje się, że od lat, niezależnie od tego, kto akurat ma władzę w kraju, wiele kwestii jest zepchniętych na drugi czy kolejny plan. Stąd hasła tegorocznej Manify to „Każda ekipa – ta sama lipa” i „Polska jest chora”.
Ale akcja potrzebna jest też samym działaczkom. – Przez parę dni w roku mamy poczucie, że przestrzeń publiczna należy do nas – mówi Katarzyna Bratkowska, organizatorka Manify, założycielka Stowarzyszenia Same o Sobie i członkini Porozumienia Kobiet 8 Marca. – To bardzo uzdrawiające doświadczenie. Okazuje się, że jeśli kobieta raz przyjdzie na Manifę, to za rok wraca z przyjaciółkami.
A to sprawia, że osób biorących udział w Manifie z roku na rok jest coraz więcej. – Na pierwszej byłyśmy właściwie tylko my, kobiety zaangażowane w organizacje feministyczne. Przychodziło jakieś 200 osób – przypomina Ela Korolczuk, współorganizatorka. – Teraz na marszach bywają 3-4 tys. osób, rodziny wraz z dziećmi, osoby publiczne i prywatne.
Co więcej, impreza, początkowo organizowana wyłącznie w Warszawie, stopniowo opanowała kolejne miasta. Niezależne organizacje kobiece urządzają marcowe marsze m.in. w Łodzi, Krakowie, Wrocławiu i Poznaniu. W szeregach Manify maszerują przedstawicielki organizacji kobiecych, takich jak Fundacja MaMa, Stowarzyszenie Same o Sobie, a przede wszystkim nieformalna grupa Porozumienie Kobiet 8 Marca. Ale razem z nimi w marszu biorą udział osoby z innych środowisk. Jak wspomina Katarzyna Bratkowska, na poprzednich Manifach byli górnicy, dołączały kobiety z Tesco, z fabryki samochodów w Tychach, pielęgniarki z Mielca – osoby, których działalność na co dzień nie wiąże się ze środowiskiem feministycznym, ale które mają świadomość, że prawa kobiet to prawa człowieka.

Zmiany

Bardzo ważnym osiągnięciem Manify jest zmiana języka, którym mówi się o sprawach kobiet. Na początku dominował niskich lotów dowcip i ignorowanie spraw naprawdę istotnych. 8 marca w mediach pokazywano radosne matki Polki, a komentarz przypominał o peerelowsko-siermiężnych goździkach i rajstopach. Dziś już w większości mediów oczywiste jest, że należy mówić o kwestiach ważnych: o dyskryminacji, zdrowiu kobiet, problemach matek i nikomu nie przyjdzie już do głowy wrócić do dyskusji, czy lepszy jest goździk, czy tulipan.
Wciąż jednak poszczególne tematy są podejmowane nierównomiernie. Te bardziej chwytliwe, jak dyskryminacja kobiet na rynku pracy, podejmują wszyscy. Nikt nie kwestionuje konieczności wyrównywania szans na awans, równych zarobków i nikt – poza marginalnymi działaczami skrajnej prawicy – nie odsyła kobiet do domów. Gorzej jest, jak podkreśla Julia Kubisa z Fundacji MaMa, chociażby z kwestiami zdrowia. Wciąż powraca sprawa dostępu do antykoncepcji i legalnej aborcji, ale nie tylko. Godny poród, sprawa ogromnie ważna przy prowadzonej rzekomo przez wszystkie rządy polityce prorodzinnej, jest wciąż spychany na margines.
– Spoczęto na laurach i uznano, że skoro powstała Fundacja Rodzić po Ludzku, to sprawa jest rozwiązana. Tymczasem wciąż większość rzeczy załatwia się prywatnymi portfelami obywateli i „po ludzku” rodzą te kobiety, które na to stać. Państwo jest przyjazne, ale tylko osobom wykształconym i dobrze sytuowanym, które są w stanie same o siebie zadbać.
Brakuje też, jak podkreśla Anna Zawadzka, założycielka Fundacji Anka Zet Studio, dyskusji o lesbijkach. Choć bowiem stanowią istotną grupę organizacji feministycznych, ich obecność jest przemilczana. Marsze równości bywają nazywane marszami gejów, a dyskurs feministyczny poświęca zdecydowanie więcej uwagi problemom kobiet heteroseksualnym. Dlatego osiągnięciem było na Manifie w 2005 r. promowanie hasła „Prawa lesbijek prawami kobiet”.

Ciężka praca

Organizowanie Manify to praca na wiele miesięcy. Pierwsze zebrania zaczynają się już nawet we wrześniu, pół roku przed terminem marszu. To jednak dopiero wstępne rozpoznanie sytuacji i pierwsze ustalenia. Najgorętsza praca zaczyna się w styczniu. Wtedy wiadomo już, jakie sprawy są aktualnie najpilniejsze, można ustalać hasła i postulaty. Przy pierwszych Manifach działaczki rozpoczynały właściwie od zera, bez wprawy w organizacji podobnych imprez, za to z mnóstwem entuzjazmu i energii. Dziś swoim doświadczeniem mogłyby obdzielić dziesiątki osób. Wiedzą już, jak zdobyć pieniądze, zapewnić ochronę policji, jak rozmawiać z mediami i promować imprezę. Atmosfera na zebraniach jest napięta – wszak każdy kolejny tydzień coraz bardziej zbliża je do granicznej daty – ale pełna życzliwości i kreatywna. Najbardziej zaangażowane osoby to ok. 20 działaczek różnych organizacji. Wspierają je w tym bliscy: rodzina, przyjaciele, swoisty łańcuszek wzajemnej pomocy. W końcu przygotowanie kilkutysięcznej imprezy nie może być proste i szybkie.
A do zrobienia pozostało dużo. W ostatnich tygodniach przed Manifą trzeba ustalić przede wszystkim aktualne postulaty. Już nie tylko ogólne hasła, nad którymi wszyscy pokiwają ze zrozumieniem głowami i przejdą do własnych spraw, tylko bardzo konkretne żądania, skierowane do osób odpowiedzialnych za dane kwestie. Trzeba przygotować plakaty, wydrukować gazetkę… Wygląda na to, że najbliższy odpoczynek czeka na kobiety dopiero po manifowej niedzieli.
Czy nie boją się agresywnych kontrmanifestacji? – Nie. Na początku czekali na nas agresywni faszyści, którzy gromadzili się zwykle pod pomnikiem Wyszyńskiego, ale odkąd ściśle współpracujemy z policją, jest znacznie lepiej – opowiada Bratkowska.
– Młodzież Wszechpolska uciszyła się, od kiedy w Manifach uczestniczą górnicy. Narodowcy zmienili też taktykę: teraz już nie rzucają w nas jajkami i zlodowaciałym śniegiem, tylko wyprowadzają do pierwszych rzędów swoje dziewczyny i żony i organizują własne happeningi z hasłami ściągniętymi od nas.

Wokół Manify

8 marca, choć jest datą najważniejszą, to jednak niejedyną w kalendarzu organizatorek. Manifa to bowiem nie tylko okazja do poważnej debaty, ale też wspólnej zabawy i ciekawych imprez. Już w listopadzie odbyła się impreza benefitowa pod hasłem „Hekatyczne andrzejki”. Atrakcją był koncert MassKotek i aukcja Maszyn Feministycznych. Te ostatnie to np. „Jan Maria Socks Machine, czyli maszyna do zbierania męskich skarpet, która działa tylko w męskich rękach” czy „Fuszarka, która paroma dmuchnięciami rozwiewa twój kobiecy dyskomfort w patriarchacie”, a ciepłym nawiewem „ogrzewa siostrzeńsko twoją zbolałą duszę”.
Kolejny benefit – „Kobiety-pistolety i laski dynamitu” odbędzie się już 28 lutego w Centralnym Domu Qultury w Warszawie. Wystąpi na nim kabaret Barbie Girls, zagrają zespół Celuloid oraz Gaba Kulka, a Rafalala przedstawi „Zabawy nocą”. Cały dochód poświęcony będzie na organizację tegorocznej Manify.
Fundusze zbierała także Yga Kostrzewa, działaczka Stowarzyszenia Lambda Warszawa, poprzez akcję „Artystki dla Manify”. Swoje prace do licytacji przekazały m.in. Monika Mamzeta, Małgorzata Dmitriuk i grupa „Ścięta głowa Marii Antoniny”. – W internetowej aukcji udało się zebrać ok. 5,5 tys. zł, licytacja była zacięta i ceny poszczególnych prac osiągały kilkaset, a nawet tysiąc złotych – mówi Kostrzewa.
W ramach akcji okołomanifowych odbędzie się także m.in. darmowe szkolenie z samoobrony dla kobiet, prowadzone przez Annę Wolską.

Wydanie: 08/2009, 2009

Kategorie: Kraj
Tagi: Agata Grabau

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy