Odrodzenie teatru

Odrodzenie teatru

Trudno było się nudzić w minionym sezonie. Teatr najwyraźniej odzyskuje wigor

Stało się. Dziś już nie wiadomo, gdzie przebiega linia demarkacyjna między tzw. teatrem panującym a teatrem niezależnym, które spektakle trzeba zaliczać do głównego nurtu, a które do offu. To pewien dyskomfort dla zwolenników jednoznacznych podziałów, którzy radzi byliby czytelnemu określeniu linii frontu – dla nich walka z rzeczywistym czy choćby urojonym wrogiem stanowi o sensie życia. Tymczasem tak się porobiło, że linie podziału niejasne, wróg niepewny, a przyjaciel nie dość wypróbowany… Oczywiście trudno pomylić Komunę Otwock z Teatrem Syrena czy też Pieśń Kozła z Ateneum, ale znacznie więcej jest dowodów na przenikanie między tymi na pozór odrębnymi światami niż na ich zamknięcie na obce wpływy. Nie ma w tym niczego niepokojącego. Przeciwnie. To krzepiące, że aktorzy o ustalonej pozycji zawodowej lgną do ryzykownych przedsięwzięć, że są otwarci na poszukiwania. Miniony sezon przyniósł liczne tego dowody, co więcej – uwieńczone sukcesem artystycznym, m.in. wielkie kreacje Mariusza Benoit w „Peer Gyncie” w Montowni, Mariana Kociniaka w „Bombie” w M25 czy Małgorzaty Rożniatowskiej w Teatrze Wytwórnia. To budujące, że w Teatrze Narodowym jest miejsce na eksperyment. I zdumiewające, że teatry prywatne biorą się do misji, poniekąd zastępując nieruchawe sceny utrzymywane z publicznych środków, o więdnącym Teatrze Telewizji nie wspominając.

Nowy zaciąg: Polonia, odmieniona Montownia, M25
To był sezon zmian na mapie teatralnej. Zapoczątkowany w latach poprzednich run na powoływanie nowych scen o rozmaitym statusie organizacyjnym (fundacje, stowarzyszenia, sceny prywatne, impresariaty, agencje produkcyjne) zbliża się do apogeum. Nie oznacza to wcale, że osiągnięty został jakiś stan docelowy. Trzeba przywyknąć, że mapa teatralna będzie się zmieniać, że nowe sceny będą powstawać i upadać. Najpierw zauważmy znaczące ubytki. Zamarła działalność dobrze zapowiadającej się sceny Teatru Nowego Praga w Fabryce Trzciny – wprawdzie jedna premiera zasługuje na życzliwą pamięć, „Miastomania” Marii Peszek, ale premiera niewiele miała wspólnego z Nowym. Znikł z powierzchni ziemi ambitny Teatr K2 (bez siedziby po wygnaniu z Wrocławia), jeden z najstarszych teatrów prywatnych – Robert Moskwa najwyraźniej miał dość nieustannej walki o egzystencję. Pod pretekstem niewypłacalności zaspawany został jeden z najciekawszych klubów warszawskich, w którym kwitło życie kulturalne – Le Madame.
Najgłośniejszy spektakl Le Madame, „Miss HIV” Macieja Kowalewskiego, przytuliła Krystyna Janda w swoim Teatrze Polonia. Otwarcie, a właściwie półotwarcie, bo remont w Polonii trwa w najlepsze, stało się jednym z najważniejszych wydarzeń sezonu, i to zarówno z uwagi na niebanalny program sceny, jak i na niezłomność ducha Jandy, której udaje się z sukcesem pokonywać opór materii. Niemal wszystkie premiery u Jandy cieszyły się zasłużonym wzięciem.
Oprócz monodramów samej Jandy z wielkim aplauzem spotkał się „Darkroom”, przezabawna komedia społeczno-obyczajowa z Radiem Maryja i ojcem dyrektorem w tle, mądry spektakl o potrzebie tolerancji i życzliwości.
Po dziesięciu latach bezdomnych osiadł we własnej siedzibie Teatr Montownia, słynący z temperamentu artystów i ich otwarcia na rozmaite eksperymenty. Ponieważ za siedzibę obrali oni były basen przy ul. Konopnickiej, śmiechom i żartom nie było końca – „życzliwi” liczyli, że Montownia utonie, zwłaszcza po ambitnym otwarciu znakomitym „Peer Gyntem”. Ale nie utonęła, mimo chłodnego przyjęcia przez znudzonych recenzentów publiczność dostrzegła w przedstawieniu wielką energię, a w kreacji Mariusza Benoit niepospolitą siłę. Montowniacy potrafili stworzyć wokół swego teatru ruch, nie poprzestają na pokazywaniu spektaklu, organizują dyskusje i warsztaty, obrastają też licznymi występami gościnnymi – grała tu m.in. grupa Arteria, dając „Sallingera”, tu swoją warszawską premierę miała „Historia przypadku” Redbada Klynstry (współprodukcja Montowni), tu odbył się pokaz warsztatów muzycznych studentów warszawskiej akademii teatralnej („MP3” pod opieką Mariusza Benoit). Tu wreszcie Montownia przygotowała premierę „Lovv”, sztuki szwedzkiego autora przeznaczonej dla gimnazjalistów. W Polsce nikt o widzu w tym wieku nie myśli, chwała więc Montowni, że wchodzi na ten niezaorany ugór. „Lovv” to sztuka o trudnym okresie dojrzewania, o odkrywaniu erotyki, o wierze, miłości i przyjaźni. Przy czym wolna od taniej moralizny i przemądrzałej głupoty. Aktorzy grający młodszych od siebie bohaterów nie popadają w infantylizm, ale potrafią odnaleźć w nich skomplikowane, niebanalne wnętrze – taką poruszającą kreację stworzył Michał Żurawski jako Hakan Hakanson.
Z impetem rozpoczął działalność teatr w praskim klubie M25, który zapełnia puste miejsce po Le Madame. Wydarzeniem i zaskoczeniem stała się „Bomba”, współczesna, drapieżna sztuka Macieja Kowalewskiego w jego reżyserii, wyprodukowana przez prywatnego producenta. Godna zauważenia jest skala przedsięwzięcia. W przedstawieniu bierze udział 23 aktorów, większość o ustalonej pozycji zawodowej, którzy w tej offowej produkcji dają z siebie wszystko – dawno nie widziałem tak skupionego na zadaniu aktorskim Mariana Kociniaka czy Włodzimierza Pressa. Przy tym jest to w pełni profesjonalne przedsięwzięcie, także pod względem organizacyjnym. Odpowiedzialność za spektakl ponosi producent – jeśli nie sprzeda 200 biletów, dopłaca z własnej kieszeni.

Nowe i stare impresariaty
Wieloosobowym spektaklem zaskoczyli publiczność aktorzy skupieni wokół stołecznego ZASP – pod kierunkiem Jana Kulczyńskiego przygotowali premierę szekspirowskiego „Henryka IV” (w roli Falstaffa sugestywny, wiarygodny Tomasz Grochoczyński) w wersji teatru ubogiego, wędrownego. Aktorom nie udało się uzyskać stałego adresu dla ich produkcji, ale od czasu do czasu można ich zobaczyć to tu, to tam.
Teatrem impresaryjnym jest od lat Teatr na Woli. W ostatnim sezonie Bogdan Augustyniak znowu wszystkich zaskoczył. Po pierwsze, to właśnie w tym teatrze odbyła się najbardziej widowiskowa premiera sezonu, „Król Lear” z udziałem rzadko widywanego na scenie Daniela Olbrychskiego. Po drugie, Augustyniak otworzył w Teatrze na Woli scenę prezentacji dokonań często (a niesłusznie) traktowanych jako marginalne – „A to Polska właśnie”. Zaprezentował w tym cyklu m.in. nowy spektakl Leszka Mądzika „Odchodzi” i „Cholonka” Teatru Korez z Katowic według Janoscha w reż. Mirosława Neinerta i Roberta Talarczyka, mądrą opowieść o skomplikowanych śląskich losach i korzeniach. Augustyniak wraz ze swoją ekipą stworzył w Teatrze na Woli żywy ośrodek, w którym aż huczy od pomysłów adresowanych do szerokiej publiczności. W minionym sezonie po raz piąty odbywał się przegląd lekkiego repertuaru („Komedie lata”), także po raz piąty międzynarodowy festiwal sztuki mimu, święto nadsceny muzycznej („Biała lokomotywa” też ma pięć lat!), jubileusz Stanisławy Celińskiej, wreszcie doroczny przegląd „Małe sztuki z wielkimi aktorami”.
Wierną publiczność ma Komedia, dosłownie oblegana przez widzów spragnionych śmiechu. Na koniec swej dyrekcji Zenon Dądajewski, który odchodzi po 20 latach, sprawił miłośnikom farsy smakowity upominek – „Jeszcze jeden do puli” w reżyserii Jerzego Bończaka to przykład solidnej i zazwyczaj niedocenianej roboty.
Oczywiście nie od farsy zależy przyszłość teatru, ale to farsom i komediom teatr zawdzięcza frekwencję. Niestety, permanentnie brakuje dobrego polskiego materiału, stąd niepodzielne panowanie sztuk z importu. Dobrze to rozumie Marek Rębacz, niegdysiejszy twórca Teatru Niepoprawnego, który założył właśnie Polską Scenę Komediową i w nadziei, że powstaną nowe (dobre) polskie komedie, rozpisał konkurs. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Obraz teatru impresaryjnego byłby niepełny bez licznych inicjatyw prywatnych, spektakli jednoosobowych, wśród których zdarzają się prawdziwe perły, np. wyborny „Yorick” w wykonaniu Wiesława Komasy, z premierą w Kazimierzu Dolnym, czy pełen energii muzodram Marcina Przybylskiego „Vernix”.

Teatr repertuarowy łapie oddech
Ten sezon miał dowieść, jak zmurszały i niereformowalny jest tzw. stary teatr. Pod hasłem wykurzenia starego kontestowali studenci akademii teatralnej skupieni w grupie Trans-fuzja. Akcja była dęta, a na jej zapleczu znalazł się warszawski przegląd-festiwal twórczości Jana Klaty, który okazał się klapą – przynajmniej w tym sensie, że nie potwierdził „wielkości” odkrywczych poczynań Klaty. Owszem, ożywił dyskusję, ale dowiódł, że przed młodym, utalentowanym reżyserem jeszcze wiele pracy nad sobą.
Tymczasem stary teatr okazał się jary, w szczególności Teatr Narodowy kierowany pewną ręką Jana Englerta. To był bardzo dobry sezon Narodowego – dość spojrzeć na dołączone „tuziny osiągnięć” sezonu, aby zauważyć prymat największego polskiego teatru. I tak być powinno. Na początek i koniec sezonu Narodowy dał wybitne przedstawienia Jerzego Jarockiego („Kosmos”) i Antoniego Libery („Czekając na Godota”), a po drodze też nie brakowało wydarzeń na wszystkich czterech scenach. Nawet kiedy przedstawienie pozostawiało niedosyt, szacunek budziło otwarcie Narodowego na eksperyment (np. w kontrowersyjnej „Norze” Ibsena w reż. Agnieszki Olsten), co bywało powodem zarzutów pod adresem dyrekcji (że niby Narodowemu nie wypada).
Ożywcze dla „starego” teatru stały się gościnne reżyserie artystów zagranicznych (o Konczałowskim już napomknąłem), zwłaszcza Jacques’a Lassalle’a, który koncertowo poprowadził „Tartuffe’a” w Narodowym. Sukcesem zaowocowała także współpraca aktorów z Rimasem Tuminasem, który przygotował w Teatrze Studio brawurowego „Sługę dwóch panów”. Wszystko to były spektakle wyraziste, oryginalne w interpretacji, choć w zasadzie „klasyczne”, a nawet akademickie (Lassalle!). Klasyczną opowieść realistyczną w duchu tradycji Stanisławskiego pokazała we Współczesnym Izabella Cywińska („Wasza Ekscelencja”), dowodząc, jak ważny w teatrze pozostaje solidny warsztat. Warsztatową zabawą zabłysnęli aktorzy Ateneum, przygotowując pod kierunkiem mistrza Gustawa Holoubka „Cyrulika sewilskiego”, a w Teatrze Polskim w swojej ostatniej, pełnej subtelnej emocji roli Krzysztof Kołbasiuk u boku Grażyny Barszczewskiej w sztuce Yasminy Rezy „Przypadkowy człowiek”.

Teraz Polska
Z Polską na ustach wszedł w nowy sezon najmodniejszy na świecie polski teatr, Teatr Rozmaitości. Jarzyna tym razem szeroko otworzył podwoje sztukom rodzimym. TR podszedł do zadania poważnie, organizując warsztaty, zamawiając teksty, wydając antologię nowej dramaturgii, dając próby czytane i cztery premiery. Udała się właściwie jedna – „Weź, przestań” Jana Klaty w reżyserii autora, poruszające zderzenie świata yuppies i bezdomnych rozbitków z warszawskiego Dworca Centralnego. „Helena S.” Moniki Powalisz w reż. Aleksandry Koniecznej to przedstawienie nazbyt ekscentryczne, podobnie jak „Strefa działań wojennych” Michała Bajera – wyglądały na ćwiczenia z tekstami postdramatycznymi. Zwłaszcza tekst Bajera, okraszony nadmiarem działań scenicznych, utonął w morzu gagów i dziwności. Najbardziej obiecująca była próba czytana sztuki Doroty Masłowskiej „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku”, ale jak się sprawdzi na scenie, przekonamy się w następnym sezonie.
O ile TR to właściwie zapowiedzi, o tyle wspomniana „Bomba” Kowalewskiego trafia w środek tarczy. Autor bezlitośnie obnaża polski prowincjonalizm, zagubienie i wyczekiwanie na nadprzyrodzone rozwikłanie węzła gordyjskiego doby żarłocznego kapitalizmu. A o tym, że tragikomedia Kowalewskiego dobrze odczytuje stan polskiego ducha, świadczy nie tylko jej powodzenie, ale również prawie 70 tys. odwiedzin na stronie internetowej spektaklu w ciągu paru miesięcy.
Kowalewski celuje w mity i wmówienia zbiorowe, Michał Walczak zaś bierze na warsztat mikrokosmos społeczny, dziewczynę i chłopca przed ich „Pierwszym razem”. To najlepsza polska komedia ostatnich lat, znakomicie zagrana przez Kamillę Baar i Wojciecha Solarza.
Swój sezon miał też Marek Modzelewski – rozpoczął „Dotykiem” w Garażu Poffszechnym, a zamknął „Imieninami” w Studiu Dramatu Narodowego, oba przedstawienia dowiodły wrażliwości autora na swój czas – Modzelewski jest czułym obserwatorem obyczajów, trafnie rozpoznaje objawy i stawia ostre diagnozy.
Trudno było się nudzić w minionym sezonie. Teatr najwyraźniej odzyskuje wigor, tak jak zawsze, kiedy w tkance społecznej pojawiają się pęknięcia. Stąd wyraźnie podwyższona fala nowej dramaturgii, stąd odrodzenie teatru politycznego i teatru społecznej interwencji. To prawdziwe przegrupowanie sił i środków.
Tomasz Miłkowski


Najlepsze spektakle sezonu

  1. „Kosmos” wg Witolda Gombrowicza w reż. Jerzego Jarockiego w Teatrze Narodowym
    2. „Peer Gynt” wg Henryka Ibsena w reż. Marka Piasecznego w Teatrze Montownia
    3. „Czekając na Godota” Samuela Becketta w reż. Antoniego Libery w Teatrze Narodowym
    4. „Tartuffe albo Szalbierz” Moliera w tłum. Jerzego Radziwiłowicza, w reż. Jacques’a Lassalle’a w Teatrze Narodowym
    5. „Bomba” Macieja Kowalewskiego w reż. autora w Teatrze M25
    6. „Król Lear” Szekspira w reż. Andrieja Konczałowskiego w Teatrze na Woli
    7. „Pierwszy raz” Michała Walczaka w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Narodowym, Scena Studio
    8. „Sługa dwóch panów” Carla Goldoniego w reż. Rimasa Tuminasa w Teatrze Studio
    9. „Cyrulik sewilski” Pierre`a Beaumarchais’go w reż. Gustawa Holoubka w Teatrze Ateneum
    10. „Darkroom” wg powieści Jurany Jeger w reż. Przemysława Wojcieszka w Teatrze Polonia
    11. „Wasza Ekscelencja” wg Fiodora Dostojewskiego w reż. Izabelli Cywińskiej w Teatrze Współczesnym
    12. „Lovv” Stefana Lindberga w reż. Marka Piasecznego w Teatrze Montownia

Najlepsze role kobiece

  1. Anna Seniuk – Kulka w „Kosmosie” wg Witolda Gombrowicza w reż. Jerzego Jarockiego w Teatrze Narodowym
    2. Stanisława Celińska – Grace w „Grace i Gloria” Toma Zieglera w reż. Bogdana Augustyniaka w Teatrze na Woli
    3. Aleksandra Górska – Matka w „Peer Gyncie” wg Henryka Ibsena w reż. Marka Piasecznego w Teatrze Montownia
    4. Małgorzata Rożniatowska – Panna Pieriepielcina w „Waszej Ekscelencji” wg Fiodora Dostojewskiego w reż. Izabelli Cywińskiej w Teatrze Współczesnym oraz Anita w monodramie „Uwaga – złe psy!” Remigiusza Grzeli w reż. Michała Siegoczyńskiego w Teatrze Wytwórnia
    5. Gabriela Kownacka – Matka w „Rzeźni” Sławomira Mrożka w reż. Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w Teatrze Narodowym, Krystyna Wielkowska w „Imieninach” wg Marka Modzelewskiego w reż. Aleksandry Koniecznej w Teatrze Narodowym, Scena Dramatu
    6. Beata Ścibakówna – Doryna w „Tartuffie” w reż. Jacques’a Lassalle’a w Teatrze Narodowym
    7. Irena Jun w „Filozofii po góralsku” wg Józefa Tischnera w reż. aktorki i Wiesława Komasy
    8. Maria Seweryn – Lena w „Darkroomie” wg Jurany Jeger w reż. Przemysława Wojcieszka w Teatrze Polonia, bizneswoman w „Bombie” Macieja Kowalewskiego w reż. autora w Teatrze M25
    9. Agata Buzek – Solvejg w „Peer Gyncie”
    10. Anna Chodakowska – Pani Parnelle w „Tartuffie”, Grażyna Sochańska w „Imieninach”
    11. Dorota Nowakowska – Rozyna w „Cyruliku sewilskim” Pierre`a Beaumarchais’go w reż. Gustawa Holoubka w Teatrze Ateneum
    12. Kamilla Baar – Ona w „Pierwszym razie” Michała Walczaka w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Narodowym, Scena Studio

Najlepsze role męskie

  1. Zbigniew Zapasiewicz – Leon w „Kosmosie” wg Witolda Gombrowicza w reż. Jerzego Jarockiego w Teatrze Narodowym
    2. Mariusz Benoit – Peer w „Peer Gyncie” wg Henryka Ibsena w reż. Marka Piasecznego w Teatrze Montownia
    3. Wiesław Komasa – w monodramie „Yorick” wg Szekspira wg scenariusza Andrzeja Żurowskiego
    i we własnej reżyserii
    4. Wojciech Malajkat – Didi w „Czekając na Godota” Samuela Becketta w reż. Antoniego Libery w Teatrze Narodowym, tytułowa rola w „Tartuffie” w reż. Jacques’a Lassalle’a w Teatrze Narodowym, Dyrektor Filharmonii w „Rzeźni” Sławomira Mrożka w reż. Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w Teatrze Narodowym
    5. Zbigniew Zamachowski – Paganini w „Rzeźni”, Gogo w „Czekając na Godota”
    6. Jerzy Radziwiłowicz – Orgon w „Tartuffie”, Pozzo w „Czekając na Godota”
    7. Daniel Olbrychski – rola tytułowa w „Królu Learze” Szekspira w reż. Andrieja Konczałowskiego w Teatrze na Woli
    8. Andrzej Zieliński – Foma Fomicz w „Waszej Ekscelencji” wg Fiodora Dostojewskiego w reż. Izabelli Cywińskiej w Teatrze Współczesnym
    9. Jarosław Gajewski – Lucky w „Czekając na Godota”
    10. Rafał Mohr – Łukasz w „Darkroomie” wg Jurany Jeger w reż. Przemysława Wojcieszka w Teatrze Polonia
    11. Marian Kociniak w „Bombie” Macieja Kowalewskiego w reż. autora w Teatrze M25
    12. Wojciech Solarz – On w „Pierwszym razie” Michała Walczaka w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Narodowym, Scena Studio

Człowiek śmiechu

Jerzy Bończak w farsie „Jeszcze jeden do puli” Raya Cooneya i Tony’ego Hiltona we własnej reżyserii w Teatrze Komedia.

 

Wydanie: 2006, 30/2006

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy