Odwrót Płażyńskiego

Odwrót Płażyńskiego

Po trzęsieniu ziemi w Sejmie: Platforma w dół, Lepper w górę

To był tydzień tonowania nastrojów oraz kalkulowania politycznych zysków i strat. Posłowie, rozbujani emocjami związanymi z akcjami Gabriela Janowskiego i Samoobrony, powoli dochodzili do siebie.
Dotyczy to zwłaszcza Platformy Obywatelskiej, która jeszcze w poniedziałek domagała się dymisji marszałka Borowskiego, a już w czwartek zaczęła go bronić. Za późno. W bilansie zysków i strat to właśnie Platforma okazała się najbardziej przegranym ugrupowaniem ubiegłotygodniowej batalii. Bo stając ramię w ramię z Lepperem i LPR, zachowała się w sposób zupełnie niepasujący do jej obrazu oraz oczekiwań wyborców.
Wytknął to zresztą jej liderowi, Maciejowi Płażyńskiemu, przewodniczący Unii Wolności, Władysław Frasyniuk. „Gdy kogoś biją na ulicy, to się nie patrzy, jakie ma poglądy,

tylko się go broni”,

pouczał Frasyniuk Płażyńskiego w programie „Forum”.
Miał do tego prawo – były marszałek Sejmu niemal przez cały tydzień upierał się, że Platforma powinna głosować za odwołaniem Borowskiego. Zupełnie nie przejmując się tym, że stawia to jego partię w samobójczej sytuacji. Był też głównym krytykiem regulaminu Sejmu, który daje Markowi Borowskiemu bardzo dużą władzę. Natychmiast więc wypomniano mu, że ten regulamin uchwaliła jesienią 1997 r. koalicja AWS-UW. I był on krojony na jego miarę. Więc, gdy Platforma zadecydowała, że nie poprze wniosku o odwołanie Borowskiego, stało się jasne, że Płażyński poniósł dotkliwą porażkę.
Lepiej na całej awanturze wypadło PiS. Po pierwsze, elektorat partii braci Kaczyńskich jest oczywiście jak najbardziej za prawem i sprawiedliwością, ale pod warunkiem że te przymioty służą prawicy. W tym przypadku atak na Borowskiego służył „dobrej sprawie”, kilka miesięcy temu Lech Kaczyński powiedział, że głównym wrogiem jego partii jest SLD, a nie „Samoobrona”, więc w zachowaniu PiS nie było widać tego pęknięcia,

które pogrążyło PO.

Po drugie, Kaczyńscy wykazali polityczny refleks, zwołując spotkanie „antykryzysowe”. Pod auspicjami Jarosława Kaczyńskiego posłowie mieli debatować nad tym, jak nie dopuścić do podobnych wydarzeń. Przy okazji Kaczyński jako organizator spotkania budował swoją pozycję.
To wszystko było sprytnie pomyślane, ale zakończyło się klapą. Bo koalicja nie przyszła na spotkanie, postulaty Kaczyńskich były z księżyca, a sojusz PiS, PO, Samoobrony i LPR, nie był w stanie stworzyć żadnego wspólnego dokumentu. Pomysł Kaczyńskich umarł śmiercią naturalną. Marek Borowski zwołał Konwent Seniorów, a ochotę na dalsze rozmowy pod okiem Kaczyńskiego straciły i Samoobrona, i PO.
Zresztą Samoobrona okazała się największym wygranym sejmowych wydarzeń.
Andrzej Lepper miał ostatnio złą passę, nie udało mu się zorganizować blokad przed elewatorami ze zbożem, zaczynał dreptać w miejscu. Prywatyzacja STOEN-u, która stała się pretekstem do sejmowej awantury, spadła mu więc z nieba.
Dzięki niej Lepper zablokował Sejm. Słaby na drogach, okazał się silny w sejmowej sali.
Po drugie, pokazał urbi et orbi, ile warte są zaklinania, żeby go izolować. Tymczasem zobaczyliśmy na ekranach telewizorów zwołane przez Jarosława Kaczyńskiego „antykryzysowe” spotkanie, w którym na poczesnym miejscu, obok kolegów z LPR, PiS i Platformy zasiadali posłowie w biało-czerwonych krawatach. O jakiej izolacji więc mowa?
Lepperowcy rychło dali do zrozumienia, że owe dopuszczenie na salony jest im zupełnie obojętne. Bo w środę ogłosili, że rezygnują z udziału w obradach „antykryzysowego spotkania”, gdyż ” służą one kampanii wyborczej koalicji PO-PiS”.
Co więcej, Samoobrona nie przestała straszyć pozostałych partii kolejnymi blokadami w Sejmie. Pozostawiając politykom reszty partii szukanie rozwiązań, które podobne akcje by uniemożliwiały.
Co znamienne, początkowo w tej grupie nie było posłów SLD. Dlaczego? Robert Smoleń, rzecznik klubu SLD mówił w programie „Forum” rozbrajająco szczerze: „Byliśmy tym wszystkim zaskoczeni, nic się przecież nie stało, a tu

zrobili z igły widły”.

Ano zrobili – ale wiedząc, że za parę dni wybory, można było się takich działań spodziewać.
SLD doszedł do siebie dopiero w środę. Kiedy Marek Borowski ogłosił, że zwołuje posiedzenie Konwentu Seniorów na piątek, by do poniedziałku wszystko było już wyjaśnione.
Marszałek zaproponował również, by dyskusję nad zmianami w regulaminie Sejmu przenieść na forum Komisji Nadzwyczajnej. Przypomniał też, że jest wakat na stanowisku wicemarszałka Sejmu, i opozycja powinna go zapełnić. Tylko kim? Rok temu na to stanowisko kandydowali Andrzej Lepper, Gabriel Janowski i Lech Kaczyński. Dziś dwaj pierwsi nie wchodzą w rachubę. Trzeci kandyduje na fotel prezydenta Warszawy, co oznacza, że praca w Sejmie już go nie interesuje.
Im dalej w las, tym więcej drzew. Mamy w Sejmie milczący klub SLD, walczący sam ze sobą klub PSL i opozycję, którą stać na spektakularną awanturę, ale na nic poza tym.
Co dalej?
W tym Sejmie trzeba przeprowadzić dwie operacje. Po pierwsze, stworzyć takie mechanizmy, by Lepper i spółka nie mogli blokować prac Sejmu. Po drugie, tak zmienić regulamin, by nie blokował prac Sejmu, ale dał opozycji przeświadczenie, że nie jest w Sejmie niepotrzebnym dodatkiem.
Te dwa zadania są trudne do zrealizowania. Ale Marek Borowski to doświadczony i inteligentny polityk, więc jego głowa w tym, by to się udało.

 

Wydanie: 2002, 43/2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy