Ostatni sukces WSI

Ostatni sukces WSI

Czy oficerowie WSI, którzy ujęli zabójcę Milewicza, usłyszą po powrocie do kraju: panom już dziękujemy?

Po serii sukcesów, jakie ludzie polskiego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego odnieśli w Iraku, przyszedł ten najbardziej medialny. 10 lipca polscy oficerowie komórki wywiadu Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe w Iraku doprowadzili do zatrzymania poszukiwanego listem gończym dowódcy terrorystycznego komando irackiego, które 7 maja 2004 r. zorganizowało zamach na polską ekipę telewizyjną, zabijając Waldemara Milewicza i jego montażystę, Mounira Bouamrane’a.
Dowódca tej ośmioosobowej grupy działającej na południe od Bagdadu, a na północ od miast Karbala i Al Hillah, to 38-letni Salah Khabbas, były aktywista saddamowskiej partii Baas.
Do ujęcia prawdopodobnego zabójcy Milewicza doprowadziły Wojskowe Służby Informacyjne skazane przez rząd PiS na likwidację.
To już drugi sukces WSI w ostatnich dniach. 3 lipca polski wywiad zatrzymał innego irackiego terrorystę. Uczestniczył on w ataku, w którym w 2004 r. zginęło trzech polskich żołnierzy.
Teraz WSI prowadzą dalsze działania operacyjne, mające na celu ujęcie i postawienie przed sądem pozostałych zabójców z grupy Khabbasa.

Kwestia honoru

W ciągu trzech lat zginęło w Iraku 21 Polaków. Oprócz Milewicza i Bouamrane’a wśród ofiar znalazło się jeszcze 17 polskich żołnierzy i dwóch byłych komandosów GROM, którzy pracowali dla amerykańskiej firmy ochroniarskiej Blackwater.
– Tam każdego dnia nadstawia się tyłka, łatwo stracić rękę albo nawet życie – mówi wysoki rangą młody oficer, który odbył służbę w polskiej bazie w Diwanii w Iraku. – Niech pan popatrzy, jak skończyli trzy lata temu Hiszpanie!
Z ośmiu agentów hiszpańskiego Krajowego Centrum Wywiadu (CNI), którzy prowadzili rozpoznanie w terenie, w pobliżu miejsca, gdzie 14 miesięcy później zginął Milewicz, tylko jeden wyszedł cało z zasadzki. Czterech kończących służbę członków CNI zapoznawało z warunkami i terenem działania swych zmienników. Mieli ich skontaktować z jednym z irackich informatorów na tym terenie. Przypuszcza się, że informator działał na dwa fronty. I kiedy Hiszpanie jechali na umówione miejsce, zostali zaatakowani z broni maszynowej w dwóch samochodach. Gdy próbowali ratować się ucieczką, dostali się pod ogień Irakijczyków oczekujących w zasadzce przy drodze. Hiszpanie nie tylko nie zdołali wykonać zadania, ale zginęli, a tłum młodych Irakijczyków tańczył na ich zwłokach wyciągniętych z samochodów.
Odnalezienie zabójców Milewicza oficerowie WSI potraktowali jako sprawę honoru. – Nietrudno w Iraku pozyskać informatora. W grę wchodzą różne motywy. Może chcieć współpracować jako przekonany przeciwnik terrorystów, za pieniądze czy prezenty albo tylko dlatego, że pozyskasz jego przyjaźń. Ale tu czyha mnóstwo pułapek – mówi jeden z ich byłych żołnierzy. – Może chodzić o zamierzoną dezinformację. Bardzo trudno się zorientować, czy przypadkiem nie jest to donos brata… na brata, który zbałamucił mu dziewczynę lub źle podzielił się spadkowym majątkiem. Nasi najpierw sprawdzają, a dopiero potem działają z bronią w ręku. A sprawdzanie prawdziwości tych informacji to zajęcie ryzykowne i bardzo trudne. W grę może też wchodzić zwykła prowokacja, co już się zdarzało.

Stawiamy na szejków

– Podstawą – mówi mój rozmówca – są oczywiście dobre stosunki z miejscową ludnością. Gdy w pewnym momencie na jeden z dwóch polskich obozów zaczęło spadać kilkakrotnie więcej rakiet niż dawniej, okazało się, że w skomplikowanej irackiej rzeczywistości była to „kara” za to, że nowy polski dowódca zaniechał udzielania bezpośredniej pomocy budowlanej w ramach programu… miejscowemu szejkowi. Bardziej zasadne wydawało mu się kierowanie jej do obieralnych bądź mianowanych władz tego terenu. Ale gubernatorzy odchodzą, a szejk pozostaje. „Delikatny nacisk” szejka, który chciał, żeby polscy wojskowi z CIMIC (Civil-Military Cooperation – Współpraca Cywilno-Wojskowa) wyremontowali mu szkołę, poskutkował.
Amerykanie w Iraku są pełni uznania dla polskiej metody działań, dla naszego wyczucia w stosunkach z Irakijczykami. Dotyczy to nie tylko pracy WSI i wywiadu cywilnego, którego słynna, uwieńczona powodzeniem akcja wydostania z rządzonego przez Saddama Husajna Iraku kilku Amerykanów została uwieńczona spektakularnym sukcesem.
Wśród osiągnięć naszego wywiadu w Iraku jest również ujęcie człowieka Al Kaidy, który kierował atakiem na agentów hiszpańskiego CNI. Przekazali go Amerykanom i początkowo został osadzony w słynnym więzieniu Abu Ghraib. Później słuch o nim zaginął.
Jedną z osób bardzo cenionych przez amerykańskich sojuszników jest gen. Włodzimierz Potasiński, dowódca 25. Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego. Gdy popularny „Potas” w lutym tego roku odjeżdżał do kraju, Amerykanie żegnali go niemal ze łzami w oczach. Teraz wcielają u siebie opracowany przez „Potasa” i wprowadzony w polskich jednostkach w Iraku system pracy wywiadowczej. Ogólnie mówiąc, polega on na kompleksowym budowaniu wszechstronnych relacji z ludnością iracką w terenie, co dotąd Amerykanom przychodziło z wielkim trudem.

Dobra marka

Operacja ujęcia Salaha Khabbasa miała kilka faz. Przede wszystkim ustalono, że irackie komando, które zabiło Milewicza, dokonuje zamachów prawie zawsze w rejonie miasta Mahmudija. Teren ten leży 120-140 km od granicy polskiej strefy, na obszarze kontrolowanym przez Amerykanów. Trzeba było wystąpić do nich o zgodę na przeprowadzenie akcji w tym terenie. Udało się ją uzyskać bez przeszkód. Co więcej, Amerykanie byli skłonni wydać zgodę na wysłanie do tej operacji ludzi z jednostki GROM, ale obie strony doszły do wniosku, że nie będzie to potrzebne.
Akcję w rejonie Mahmudii przeprowadzili żołnierze irackich sił bezpieczeństwa. Zwykle w tego rodzaju operacjach, jaką było ujęcie Khabbasa, bierze udział przynajmniej jeden operus, czyli oficer operacyjny wywiadu bądź kontrwywiadu oraz iracki informator przebrany w mundur wojskowy, w kominiarce na twarzy, aby nikt go nie rozpoznał. To on musi wskazać właściwego człowieka, aby nie było pomyłki.
Przebieg operacji przedstawił z dumą na specjalnie zwołanej konferencji prasowej minister obrony, Radosław Sikorski. Khabbas sam pośrednio potwierdził podejrzenie, że to on zorganizował zamach na Milewicza i Bouamrane’a. Ujęty Irakijczyk, który działał na czele ośmioosobowej grupy zbrojnej, po aresztowaniu chciał przekupić irackich żołnierzy, proponując im 100 tys. dol. za uwolnienie – powiedział na konferencji min. Sikorski.
Nie jest to całkiem pewne, ale być może ludzie Khabbasa podjęli natychmiastową próbę odbicia go w drodze do Bagdadu. Konwój wpadł w pułapkę. Mina przydrożna zabiła jednego z irackich konwojentów terrorysty i raniła trzech. Oczywiście, nie można wykluczyć, że był to przypadek.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która rok po zabójstwie Milewicza i jego kolegi rozpoczęła śledztwo w tej sprawie, przypuszcza, że Khabbas mógł być zamieszany także w zorganizowanie porwania Polki zamieszkałej od lat w Iraku, Teresy Borcz. Z całą pewnością nie specjalizował się on wyłącznie w Polakach i istnieją poszlaki, które wskazują, że jego komando terrorystyczne atakowało żołnierzy sił koalicyjnych i cywilów współpracujących z irackimi władzami.

Ryzykowny zawód

Waldemar Milewicz półtora roku przed śmiercią w Iraku rozmawiał na Onecie z czytelnikami tego portalu. Mówiąc o swych doświadczeniach z wojen w Bośni, Kosowie i Afganistanie, podzielił się z rozmówcami dowcipną uwagą: „Nie wiem, co jest cięższe – relacjonowanie polityki krajowej czy wydarzeń zagranicznych”. I dał przykład: jego kolega, świetny reporter, już drugi raz w tym samym miesiącu miał kłopoty, był zawieszany, bo „komuś z wielkich nie spodobało się, co powiedział na antenie”.
Jednak niebezpieczna specjalność korespondent wojenny nie chroni dziennikarza przed kaprysami władzy politycznej i medialnej. Operator Jerzy Ernst, który był z Milewiczem w zaatakowanym samochodzie, ale przeżył, został fatalnie potraktowany przez ówczesnego prezesa TVP, Jana Dworaka. Podczas wielkich uroczystości dla uczczenia pamięci Milewicza w telewizji Ernsta kompletnie pominięto, traktując operatora jak osobę drugiej kategorii. Nie otrzymał również żadnego godziwego odszkodowania za utratę zdrowia (ma częściowy niedowład prawej ręki wskutek rany odniesionej w Iraku).
Nie można też wykluczyć, a nawet więcej – jest to dość prawdopodobne, że ci, którzy doprowadzili do ujęcia domniemanego zabójcy Waldemara Milewicza, po powrocie do kraju usłyszą w związku z likwidacją WSI: panom już dziękujemy!

Wydanie: 2006, 29/2006

Kategorie: Świat
Tagi: Iwo Wilkanin

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy