Ostrowiec w I lidze

Ostrowiec w I lidze

Kiedy grają piłkarze, kończą się demonstracje

Ludzie w Ostrowcu Świętokrzyskim mają różne pomysły. Na przykład wejść w handel. Ale już tylu weszło, że ciężko się wcisnąć. No to wejść w rolnictwo. Ziemia tu przecież dobra. Ale coraz droższa, a i tak dla wszystkich nie starczy. Może zrobić coś takiego jak w Warszawie: dać bezrobotnym po kilkaset złotych za opiekę nad zwierzętami. A może najlepiej było stąd uciec? Ale na to pytanie najczęściej pada jedna i ta sama odpowiedź: „Nie ma dokąd”. Są prognozy, że w ciągu kilku lat z blisko 80 tysięcy mieszkańców zostanie góra 60 tysięcy, a może i zaledwie 40. Gdyby zresztą zostało nawet tylko te 40 tysięcy i tak co czwarty pójdzie na mecz.
Bo w Ostrowcu Świętokrzyskim będzie piłkarska ekstraklasa. 62% wierzyło, że będzie, i to dłużej niż jeden sezon. 62% mieszkańców to ludzie w wieku produkcyjnym. Wskaźnik bezrobocia dla powiatu: 23%.

Igrzyska bez chleba
Od strony Kielc Ostrowiec Świętokrzyski zaczyna się reklamami Wyższej Szkoły Biznesu i stadionem. Obiekt już robi wrażenie, a będzie jeszcze piękniejszy. Większość miejsc pod dachem, plastikowe krzesełka, w błyskawicznym tempie kończona trybuna za bramką, a dojdzie jeszcze sztuczne oświetlenie. Cacko. Na modernizację stadionu pieniądze wyłożyła UEFA, udzielając niskooprocentowanego kredytu, rozłożonego na dziesięć lat z możliwością umorzenia części spłaty. W dużej mierze to zasługa prezesa miejscowej firmy, Stanisława Bobkiewicza, który jest członkiem władz Polskiego Związku Piłki Nożnej.
To nie koniec sportowych inwestycji w mieście. Dyrektor departamentu sportu wyczynowego UKFiS, Zbigniew Pacelt, przywiózł wiadomość, że miasto otrzyma
15 mln zł na modernizację basenu olimpijskiego. Pacelt jest wychowankiem ostrowieckiego klubu.
Lepszą frekwencję miały w tym sezonie w Polsce właściwie tylko kluby Pogoń i Wisła. Ale one grały o mistrzostwo kraju, a nie o awans z drugiej ligi. Na mecze KSZO w Ostrowcu przychodzi po osiem, dziesięć tysięcy ludzi. Więcej się nie zmieści. Tylko dlatego na przykład meczu z Odrą Opole nie mogło oglądać 15 tysięcy, a może i więcej chętnych. A gdyby stadion był na 17 tysięcy widzów, zmieściliby się wszyscy znajdujący się w Ostrowcu na liście urzędu pracy.
Wydzielone z huty zakłady padają jeden po drugim. Na ulice wychodzą pracownicy, którzy od miesięcy nie otrzymują wynagrodzeń. Demonstracja musi się skończyć, kiedy zacznie się mecz. Tak jak wtedy, gdy KSZO grało z Gorzycami. Manifestanci zdążyli wrócić z Warszawy. Pojechali pod Sejm, domagali się pomocy dla Ostrowca, protestowali przeciw degradacji miasta. Krzyczeli: “Ostrowiec umiera! Czy ktoś w tym kraju może nam pomóc?! Żądamy pracy i chleba!”. Ale najpierw niech będą przynajmniej igrzyska. Towarzyszący demonstrantom wiceprezydent miasta, Krzysztof Gruszka, jeszcze zdążył na końcówkę pierwszej połowy. – Wszystko w Warszawie odbyło się spokojnie – mówi.
– Marszałek Płażyński zadeklarował pomoc w uzyskaniu środków z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, nie mógł jednak obiecać, że Hutniczy Pakiet Socjalny obejmie nasze firmy, wyodrębnione ze starego zakładu huty.
Kiedy KSZO wygrywa, ludzie są szczęśliwi. Usiądą na trybunach i przez 90 minut nie będą myśleli, skąd wziąć pieniądze na zaległe opłaty, ubranie dla dzieci, jedzenie. Przez 90 minut będą żyli tylko grą swojej drużyny. Bójki i awantury – to nie tutaj. W ubiegłym roku klub otrzymał ministerialny puchar za najbardziej kulturalną widownię w kraju. Tu się przychodzi z dziećmi, żonami, rodzicami. Razem siadają bezrobotni, biznesmeni, politycy, młodzi i starzy.
Szalikowcom przewodzi Mariusz Śmiałek, student trzeciego roku kieleckiej WSP. Jest olbrzymi transparent z napisem „FORZA KSZO”, jest mała orkiestra z bębnem, saksofonem i trąbką. „Dyżurni” znają swoje miejsce i zadania. Zajmują miejsca w różnych częściach stadionu i dyrygują dopingiem i meksykańską falą.
– Ekstraklasa to nie tylko olbrzymia szansa dla zawodników, by zostali zauważeni – mówi wierny kibic KSZO, najstarszy szalikowiec, Andrzej Wójtowicz. – Po meczu z Odrą przejrzałem kilkanaście gazet i wszędzie mogłem przeczytać o naszej drużynie i Ostrowcu.
Po wielu tygodniach oczekiwań pracownicy upadłego zakładu walcowni otrzymali wreszcie zaległe wynagrodzenia. Kolejka przed zakładową kasą skończyła się w piątek, w sobotę ustawiła się następna – przed kasami na stadionie.

Prezydent i prezes
Srebrnym nissanem z rejestracją 777 jeździ w Ostrowcu Świętokrzyskim prezes klubu, srebrnym nissanem z rejestracją 777 jeździ w Ostrowcu także prezydent miasta, bo to jedna i ta sama osoba.
Dlaczego prezydent Jan Szostak zdecydował się zostać prezesem klubu? – Szczerze? Bo nikt inny nie chciał. Wcześniej byłem w Zarządzie sekcji piłki nożnej, pełniłem funkcję wiceprezesa. W czerwcu ubiegłego roku dotychczasowy prezes, dyrektor Huty Ostrowiec, Marian Strzelecki skończył kadencję i nie chciał ponownie kandydować. Podejmowałem się tego z mieszanymi uczuciami, bo nie wiedziałem, czy uda mi się zgromadzić finanse. Z drugiej strony, wiadomo – podjęcie takiej decyzji było sygnałem, że będziemy o coś walczyć. Było wyzwanie, ale gdyby nie udało mu się sprostać, oznaczałoby to, że sam siebie wystawiłem. Wiele osób mi to zresztą odradzało, ale ja uznałem, że jest duża szansa, aby w tym roku powrócić do ekstraklasy. Myślę, że gdybym się nie zdecydował, drużyna spadałaby do trzeciej ligi.
Prezes i prezydent mówi dalej:
– Oczywiście, że były i są do mnie pretensje. Że zamiast przeciwdziałać bezrobociu, organizuję tutaj igrzyska. Zacznijmy od tego, że samorząd nie ma żadnego wpływu na poziom bezrobocia. To zależy od stanu gospodarki państwa. Lokalnie to my tu wszystko realizujemy. A biorąc pod uwagę sytuację, jaka jest właśnie w Ostrowcu – socjologowie mogą to potwierdzić – w społecznościach, gdzie jest nadmiar czasu wolnego, trzeba go zagospodarować. Jeśli nie, człowiek może wpaść w depresję. Co my mamy? Mamy dosyć dobrze stojącą drużynę, na której mecze przychodzi osiem, dziesięć tysięcy ludzi. Może jest to bierne, ale jednak zagospodarowanie czasu wolnego. Do sekcji młodzieżowych zgłasza się coraz więcej dzieci. Sport to dla nich duża szansa. W lipcu i sierpniu Rada Osiedlowa „Ogrody” i związki zawodowe organizują turniej dzikich drużyn. Co roku gra w nich półtora tysiąca chłopaków. To jest ewenement na skalę kraju. Stadion? Skoro była możliwość, dlaczego z niej nie skorzystać? Ale trzeba było długich miesięcy spotkań, żeby w sejmiku sprawa stadionu została poparta. Każda inwestycja to nowe miejsca pracy. Czy jako biedni mamy nic nie robić prócz konsumowania pomocy? Trzeba sobie powiedzieć jasno: Ostrowiec nie będzie już miastem hutniczym. Sport jest jedną z dróg poszukiwania innego obrazu tego miasta. Tu jest 4,5 tys. podmiotów gospodarczych, ale większość to handlowe, czyli najprostszy sposób ucieczki przed bezrobociem. A może szansą dla Ostrowca jest atrakcyjna baza, świadcząca usługi sportowe?
Na ławkach w rynku trwa zagospodarowywanie czasu wolnego za pomocą nalewki na wiśniach. Na stadion nikt by flaszki nie przyniósł. Komendant miejscowej policji, Andrzej Broda, twierdzi, że zainteresowanie sportem wpływa na zmniejszenie przestępczości w mieście: – Ludzie wyżywają się na stadionie, mają jakieś zajęcie, nie w głowie im kradzieże, napady, rozboje.

Awans
Zarobki piłkarzy nie są astronomiczne, ale przyzwoite. Pensja to 1300-1900 zł netto. Przyjezdnym klub wynajmuje mieszkanie i opłaca do 500 zł. Premie – 30 tys. zł do podziału za zwycięstwo. Ostatnio na premie muszą czekać.
Nie ma w zespole wielkich gwiazd. Aidas Preiksaitis grał niewiele, Wojciech Małocha zostawił żonę i dziecko w Płocku, dla Andrzeja Toborka to 13 klub w karierze, reprezentant drużyny olimpijskiej z lat 80., Grzegorz Więzik, grał w wielu drużynach i ma dziś 38 lat. Kapitanowi zespołu, Rafałowi Lasockiemu, który zaczynał tu karierę w wieku 13 lat i zaliczył w KSZO cztery mecze w ekstraklasie, urodził się w maju syn. Są i inni. Wielu młodych, utalentowanych piłkarzy, na czele z 19-letnim bramkarzem, Pawłem Kapsą, coraz częściej powoływanym do reprezentacji Polski w swojej kategorii wiekowej. Ale na ligę ten skład może nie wystarczyć.
– Potrzebnych byłoby około pięciu zawodników – mówi trener, Krzysztof Tochel.
Skąd pieniądze?
– Znajdą się – twierdzi prezes Szostak. – Nie będą to wielkie nazwiska i definitywne transfery. Już wcześniej można było ściągnąć trzech polskich graczy z pierwszego szeregu. Kiedy usłyszałem od jednego: „100 tys. papierów za rok”, daliśmy sobie spokój.
Krzysztof Tochel to pół najnowszej historii sosnowieckiego Zagłębia. Grał tam wiele lat, zaczynał jako trener. Z samego dna doprowadził drużynę, po kolejnych awansach, do drugiej ligi. I odszedł do Ostrowca. – We mnie jest coś takiego, że szybko się nudzę. Nawet kobiety mi to wypominają. Dążę do jakiegoś celu, osiągam go i już mnie gna do czegoś nowego – zwierza się Tochel. Pisał pracę magisterską na temat amatorskiego klubu sportowego na przykładzie Zagłębia.
– Było o tym, jak zaczynaliśmy, jak działaliśmy, jak sprzedawaliśmy nalepki po 20, 30 zł, zbierając fundusze na działalność. Ryszard Kulesza zapytał mnie, do jakiego poziomu można dojść, działając w ten sposób. Odpowiedziałem, że góra do trzeciej ligi. A w Ostrowcu to było przecież zawodowstwo. Poszedłem do zawodowego klubu.
W ciągu trzech tygodni przewinęło się przez KSZO 30 zawodników.
– To taka ciekawostka – mówi Tochel. – Byłem przez pięć lat we Francji, potem pracowałem tylko w Sosnowcu, w niższych klasach. Nie znałem potencjału. Potem przyszedł Józef Antoniak, miał pod tym względem większe doświadczenie i rozeznanie. Ale dzięki temu wzrosła rywalizacja w zespole. Ja pracuję na zasadzie wzajemnego zaufania. Nie kontroluję zawodników. Nie interesuje mnie, co zawodnik robi w nocy. Dla mnie liczy się, żeby był najlepszy na treningu i w meczu.
Niektórych działaczy zbulwersowało to, że Tochel poszedł kiedyś z drużyną na piwo. – Lepiej wszyscy razem na jedno – odpowiada Tochel.
Ubrany najczęściej w dres, tłumaczy: – Dalej biegam. Jak bym przedłużał sobie życie jako zawodnik. Już kibice mnie pytali, kiedy mnie zobaczą w krawacie. Nie wiem, może na sylwestra.
Tochel jest ulubieńcem kibiców w Ostrowcu. A przed nim pracowali tu przecież między innymi Adam Topolski, Henryk Apostel, Włodzimierz Gąsior czy Czesław Palik, który jako pierwszy wprowadził KSZO do esktraklasy. Każdy pod ogromną presją. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Kiedy 10 lutego piłkarze KSZO przegrali u siebie sparing ze Stalową Wolą (na trybunach było 1,5 tys. widzów), zrobiło się gorąco, a Tochel usłyszał, że drużyna jest nie przygotowana.
W ubiegłym sezonie byli blisko strefy spadkowej. W tym, startowali do rundy rewanżowej ze stratą sześciu punktów do trzeciej drużyny w tabeli i 11 do prowadzącej Odry Opole. Odrobili straty, choć zdarzały im się wpadki, jak remis ze zdegradowanym już Dolcanem na własnym boisku. Prezes Szostak zwołał wtedy nadzwyczajne zebranie.
– Powiedziałem piłkarzom, że spotykamy się o siódmej rano. Narzekali, że tak wcześnie. Zrobiłem więc zbiórkę o… szóstej. Przyszli. Powiedziałem, że w następnych trzech meczach mają zdobyć dziewięć punktów. Usłyszałem, że to niemożliwe. Jak to niemożliwe?! Niemożliwe, to byłoby zdobycie
10 punktów, a nie 9, czyli maksimum.
Prezes poleciał potem do Turcji, żeby zachęcać do inwestowania w Ostrowcu. Drużyna zdobyła dziewięć punktów.
– Udało mi się stworzyć w klubie bardzo dobrą grupę ludzi, choć niektórzy mieli swoje uwagi – mówi prezes Szostak. – Jak wówczas, gdy angażowałem Józefa Antoniaka. Zrobił się szum, bo on tu przecież był i szybko odszedł. Odszedł, bo wtedy musiał. A to jest superfachowiec. Ułożony, dyspozycyjny.
Po awansie Krzysztof Tochel oficjalnie podziękował Antoniakowi.

Wielki świat
Trudno powiedzieć, czy cztery lata temu było łatwiej. Na pewno nie było problemów z kasą, bo nie było takich problemów z hutą. Huta dawała etaty i pieniądze. Był rok 1997, 400-lecie miasta. Też na boisku lał się szampan. Potem cała ekipa pojechała świętować do Brodów Iłżeckich, ośrodka huty. 12 miesięcy później nie było już czego świętować. KSZO spadł z ligi. Mimo wzmocnień. Na pamiątkę zostały zdjęcia i wielki miś. Misia dostali piłkarze nie za awans, ale po spadku. Dostali od kibiców w nagrodę za ambitną postawę do końca rozgrywek. Miś nadal siedzi na honorowym miejscu, na kanapie w klubowym budynku.
Huta ma umowę z klubem do końca września. I na tym koniec. Choć i teraz nie płaciła. Kiedyś to było półtora miliona zł. Połowa klubowego budżetu, który w ub.r. wynosił 3,57 mln zł. Ale teraz dojdzie prawie 3 mln zł z Canal+. Prezes Jan Szostak jest spokojny.
– Nie będziemy dysponować budżetem w wysokości 10, 12 czy 40 mln. Ale to, co będziemy mieli, powinno wystarczyć na nasze potrzeby. Szukamy strategicznego sponsora czy akcjonariusza, bo myślimy o powołaniu sportowej spółki akcyjnej. Huta? Jeśli nic się nie zmieni huta jest skazana na zaoranie.
Szostak jako prezydent ma w sprawie huty pewne pomysły, rozmawia w Warszawie i Kielcach, ale jakie będą rezultaty, nie wiadomo. Złożył też wniosek o rozszerzenie starachowickiej strefy ekonomicznej o 67 ha w Ostrowcu. Szostak ma też przeciwników i wrogów. Jedni mówią o terroryzmie i referendum, inni rozwieszają papier na słupach. Karykatura prezydenta, napis: „Czy gospodarz czuje się odpowiedzialny za bezrobocie? A z jakiej racji?”. Podpisano: „Jan Szostak”. Na górze dopisek: „Co piąty mieszkaniec Ostrowca nie ma pracy”. Karykatury wiszą między zaproszeniem na wiosenny kiermasz odzieży nowej i na dyskotekę, na którą obowiązuje zakaz wstępu w dresach.
Po meczu z Polarem wszystko stało się jasne. Wygrana 3-0 zapewniła awans. Będzie ekstraklasa w Ostrowcu Świętokrzyskim. Będzie jeden z najpiękniejszych stadionów w Polsce. Będzie basen. Właśnie rozeszła się wiadomość, że zabraknie pracy dla następnych 800 osób w hucie. Ale niedługo będą tu przyjeżdżać drużyny Wisły, Legii, Pogoni, cała pierwsza liga, a może i na tym nie koniec…

 

Wydanie: 2001, 25/2001

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy