Napad terrorystów na szkołę w Biesłanie nie nasunął polskim mediom żadnej nowej myśli. Masakra stała się okazją do powtórzenia głoszonych od lat antyrosyjskich schematów propagandowych, do bardziej złośliwej niż kiedykolwiek przedtem krytyki prezydenta Putina i do usprawiedliwiania czeczeńskich terrorystów. Następnego dnia po masakrze, gdy niczego jeszcze nie można było wiedzieć na temat, kto jest sprawcą, katolicki „Nasz Dziennik” ustawiał swoich czytelników: „Wielu ekspertów (…) nie wyklucza, że wzięcie zakładników w Biesłanie mogło być prowokacją rosyjskich służb specjalnych”. W formie bardziej rozwiniętej pogląd ten głosi „Rzeczpospolita”. W długim artykule autorka wywodzi, że prawdopodobnie (tryb przypuszczający jest tam tylko asekuracją) za wszystkimi porwaniami i aktami terroru przypisywanymi czeczeńskim terrorystom stały rosyjskie służby specjalne. Zburzenie bloków mieszkalnych w Moskwie, Budionnowsku i Wołgodońsku, wzięcie zakładników w teatrze na Dubrowce, zabicie prezydenta Czeczenii, Kadyrowa i w końcu masakra w Biesłanie miały na celu zniesławienie Czeczenów przed światową opinią publiczną, odebranie im wizerunku bohaterskiego narodu. Autorka pisze, że „terror w szkole wydaje się odpowiedzią [rosyjskich władz] na trącące sympatią ponowne zainteresowanie świata Czeczenią” („Rzeczpospolita”, 6 września). Zresztą „dzieci z Biesłania cierpią odświętnie, na oczach przyklejonego do telewizorów świata”, podczas gdy zabijanie dzieci czeczeńskich to „codzienność”. Gdzie indziej czytamy, iż podobno „wszyscy wiedzą, że w rosyjskiej armii są ludzie, którzy mają na rękach krew tysięcy czeczeńskich dzieci”. Z „Rzeczpospolitej” można się było dowiedzieć, że 150 dzieci ginie w wyniku działań rosyjskich sił policyjnych. Prawie cała prasa, a za nią (domyślam się) telewizja w ten sposób rozkłada odpowiedzialność. Zwyrodniałych islamskich bandytów z Biesłania korespondent Krzysztof Bater nazywa „bojownikami” („Rzeczpospolita”, 4 września). Inny autor w tejże gazecie przypisuje władzom rosyjskim podły, cyniczny stosunek do tragedii: „Dramat w Biesłanie zakończony, panichida odśpiewana (…) i pora czyścić klapy pod ordery”. Demonstracja żałobna w Moskwie została zrelacjonowana w „Gazecie Wyborczej” pod tytułem „Łzy i komunały”. Punkt widzenia strony rosyjskiej w konflikcie z terroryzmem islamskim i czeczeńskim nie jest brany pod uwagę. Polityce rosyjskiej odmawia się nie tylko racji, ale także autentyczności. We wszystkim jest kłamliwa i iluzoryczna. Wacław Radziwinowicz w „Gazecie Wyborczej” stwierdza: „Putin rządzi Rosją od pięciu lat. Tragedia w Biesłanie sprawiła, że to, czego przez ten czas dokonał, rozsypało się jak domek z kart. Bo to był domek z kart”. Putin to dzisiejszy Potiomkin. „Tak jak kiedyś książę Grigorij Potiomkin budował swoje niby-wioski na Ukrainie, tak teraz Kreml zbudował na Kaukazie niby-pokój, zaprowadził tam niby-demokrację i zafundował sobie niby-liderów”. Może w tym być trochę racji, ponieważ to, co tworzy polityka, zawsze jest trochę na niby, polskiego kapitalizmu i polskiej demokracji nie wyłączając, ale masakra w Biesłanie tak na autora podziałała, że wszystko w Rosji wydaje mu się potiomkinowskie: „Potiomkinowskie są też Duma i putinowska partia Jedna Rosja. (…) W warunkach potiomkinowskiego pokoju gwarantowanego przez potiomkinowską demokrację i strzeżonego przez potiomkinowskie służby specjalne żyć też się nie da”. Początkowo warszawscy komentatorzy zaniepokoili się, że dokonanie masakry zostanie przypisane Czeczenom i żeby to zdyskredytować, usilnie przywoływali stereotyp, że władza w Rosji zawsze kłamie. Ostrzegali pismem i mową, że to wywoła rasizm antyczeczeński („Czeczenów bić w mordę!” – W. Radziwinowicz). Gdy jednak Putin uznał, że napad był dziełem międzynarodowego terroryzmu islamskiego, a nie Czeczenów, podniósł się krzyk, że chce on ukryć czeczeńskie źródła konfliktu w terroryzmie światowym i w ten sposób utrzymać Amerykę w iluzji (potiomkinowskiej), że Rosja walczy razem z nią z międzynarodowym terroryzmem. Odpowiedzią na przemówienie Putina jest w polskich mediach „czeczenizacja” masakry w Biesłanie, wykazywanie jej związku z czeczeńską walką o niepodległość. „Gazeta” szydzi z rosyjskiej telewizji, z której „Rosjanie dowiadywali się, że na szkołę w Biesłanie napadli fundamentaliści islamscy przysłani przez Al Kaidę”. Punkt widzenia prasy przyjął także polski minister spraw zagranicznych, który w chwili, gdy Rosjanie zostali niesłychanie boleśnie ugodzeni i upokorzeni, nie miał nic mądrzejszego do powiedzenia jak tylko udzielić im pouczenia, że „dopóki Rosja nie rozwiąże problemu Czeczenii, dopóty ryzyko takich tragedii będzie bardzo duże”. Oświadczenie polskiego ministra (prezydent wypowiedział się w tym samym duchu) kontrastuje z wypowiedziami polityków zachodnich, zwłaszcza amerykańskich, którzy stanęli po stronie rosyjskiej bez żadnych dwuznaczności czy zastrzeżeń i zgodnie
Tagi:
Bronisław Łagowski









