Oszukać śmierć

Oszukać śmierć

Nawet z sytuacji beznadziejnych można się uratować – twierdzi amerykański dziennikarz

Wypadki lotnicze, klęski żywiołowe, morskie katastrofy – śmierć nieustannie krąży wokół nas. Lecz istnieje formuła, która często decyduje o ocaleniu. Tak przynajmniej twierdzi amerykański dziennikarz Ben Sherwood.
„Gdy chodzi o przeżycie, istnieje zdumiewająco wiele rzeczy, które możemy kontrolować”, zapewnia Sherwood, który przeszedł ćwiczenia wojskowego survivalu oraz kurs zachowania się w przypadku katastrofy lotniczej. Przeanalizował również przypadki niezliczonych osób, które uratowały się z pozornie beznadziejnych sytuacji. Wśród nich znalazła się kobieta, która w obozie koncentracyjnym przeżyła spotkanie z doktorem Mengele, samobójca skaczący z mostu na pewną śmierć czy bibliotekarka, która przypadkowo przebiła sobie serce drewnianym szydełkiem. Owocem mrówczej pracy Sherwooda stała się książka „The Survivors Club: The Secrets and Science that Could Save Your Life” („Klub ocalonych. Tajemnice i wiedza, które mogą uratować twoje życie”). Ta 383-stronicowa praca od razu stała się bestsellerem na amerykańskim rynku. Sherwood przedstawia czytelnikom bardzo optymistyczny wniosek: „Ten, kto szybko myśli, szybko działa i nie popada w histerię, często uchodzi z życiem w sytuacji, w której inni giną”.
25-letni amerykański szeregowiec Daniel Pharr miał swój pierwszy w życiu skok spadochronowy. Tę rozrywkę dla ludzi o mocnych nerwach zafundowała mu na urodziny przyjaciółka. Jako debiutant Pharr skakał wraz z instruktorem na jednym spadochronie. Jedwabna czasza otworzyła się, jednak instruktor, 49-letni weteran przestworzy Chip Steele, mający za sobą 8 tys. skoków, nagle doznał ataku serca i skonał na wysokości 13 tys. stóp. Daniel początkowo był przerażony, gorączkowo mówił do instruktora, oczywiście nie otrzymał odpowiedzi. Wiatr zaczął nieść skoczka daleko od strefy lądowania. Na szczęście Daniel opanował strach. „Szybko włączył się mój instynkt przeżycia. Zauważyłem, że chociaż mój partner był martwy, spadochronem wciąż można sterować, aczkolwiek tylko w prawą stronę. Kiedy znosiło mnie na wieżowiec, wykonałem gwałtowny zwrot w prawo. Gdy miałem uderzyć w drzewa, zrobiłem to samo. W końcu udało mi się bezpiecznie opaść na ziemię”. Gdyby szeregowiec Pharr wpadł w panikę, przypuszczalnie powędrowałby za swym niefortunnym instruktorem na tamten świat.
Kevin Hines postanowił umrzeć

i skoczył z mostu Golden Gate

w San Francisco. Kiedy spadał z wysokości 73 m z szybkością 120 km na godzinę, uświadomił sobie w ułamku sekundy, że jednak woli pozostać przy życiu. Zdążył przybrać jedyną pozycję, która dawała cień ocalenia. Uderzył w wodę stopami, skulony, pod kątem 45 stopni. Kevin doznał wielu obrażeń, w tym złamań kości, ale ocalał.
53-letnia Ellin Klor, bibliotekarka z kalifornijskiego Santa Clara, bardzo spieszyła się na kurs szydełkowania. Niestety, objuczona torbami upadła na schodach, i to tak nieszczęśliwie, że drewniane szydełko przeszyło jej serce. Rana właściwie była śmiertelna. Zatrwożone towarzyszki z kursu zastanawiały się, co robić. Ellin położyła się na kanapie i wykazała zadziwiające opanowanie. Zabroniła koleżankom wyciągać szydełka. Była to pierwsza decyzja, która ocaliła jej życie. Tkwiące w ranie szydełko działało jak korek, bez którego bibliotekarka od razu by się wykrwawiła. Ben Sherwood zwraca uwagę, że taki fatalny błąd popełnił sławny australijski łowca krokodyli, Steve Irwin, który w 2006 r. na Wielkiej Rafie Koralowej został ukłuty przez płaszczkę. Jad płaszczki nie jest śmiertelny i Irwin przeżyłby tę przygodę, gdyby nie wyrwał kolca z rany. Natychmiast doszło do gwałtownego krwotoku, który spowodował śmierć poszukiwacza przygód.
Koleżanki postanowiły przewieźć Ellin Klor do szpitala. Ta jednak sprzeciwiła się ostro i poleciła wezwać pogotowie. To druga decyzja, która ją ocaliła. Zbyt gwałtowne ruchy i jazda w pozycji siedzącej z pewnością przyniosłyby kobiecie z przeszytym sercem zgubę. W szpitalu lekarze przeprowadzili skomplikowaną operację, która skończyła się powodzeniem. Zabieg wykazał jednak, że Ellin cierpi na raka. Niezłomna kobieta w końcu pokonała tę straszną chorobę. Jak przypuszcza dziennikarz Sherwood, dokonała tego także w wyniku mocnej woli przeżycia. Tylko dzięki takiej woli można ujść z życiem z tragicznych katastrof.
Paul Barney przetrwał tragedię promu „Estonia”, który zatonął w 1994 r. Zginęło wtedy 852 ludzi. Barney wspomina: „Po prostu miałem wtedy poczucie, że nie osiągnąłem jeszcze wszystkiego w życiu, i dlatego w ogóle nie brałem pod uwagę, że mogę po prostu stracić przytomność i umrzeć z zimna pośrodku Bałtyku”. Barney tak długo poruszał się w wodzie, aż został uratowany.
Woli przeżycia nie brakowało także Timowi Searsowi, który w stanie upojenia alkoholowego wypadł za burtę statku wycieczkowego „Celebration”. Uderzył w wodę z wysokości 20 m. Kiedy doszedł do siebie, stwierdził wstrząśnięty, że unosi się samotnie w ciemnościach na falach Zatoki Meksykańskiej. Rano wzeszło palące słońce i Tim zaczął cierpieć męki pragnienia. Ale rozbitek zachował jasność umysłu. Obserwował smugi kondensacyjne samolotów na niebie, aby nie pływać w kółko. Nie zdjął koszulki i bluzy, dzięki temu miał ochronę przeciwsłoneczną. Po 17 godzinach zobaczył statek na horyzoncie. Zaczął machać swym jaskrawym T-shirtem, aż został spostrzeżony i uratowany z pozornie beznadziejnego położenia,

80 km od brzegu.

Ben Sherwood stanowczo zwalcza pogląd, że katastrofa lotnicza oznacza śmierć dla wszystkich na pokładzie samolotu. Powołuje się przy tym na dane National Transportation Safety Board (Narodowej Komisji Bezpieczeństwa Transportu), która przeanalizowała wszystkie wypadki lotnicze z lat 1983-2000. Uczestniczyło w nich 53.487 osób, z których 51.207, czyli 95,7%, przeżyło. Nawet z najpoważniejszych katastrof ocalało 76,6% uczestników. Według danych Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu, cztery na dziesięć śmierci w wypadkach lotniczych następuje w sytuacjach, w których ludzie właściwie powinni przeżyć.
Dziennikarz Sherwood walczy więc z tym, co nazywa mitem beznadziejności. Nawet w powietrzu ludzie zazwyczaj mają swój los w swoich rękach. Pasażerowie samolotów postępują jednak niefrasobliwie, przed lotem często alkoholizują się w barze, na pokładzie w ogóle nie interesują się instrukcjami bezpieczeństwa, przyjmują od stewardes drinki, zdejmują buty, zakładają na oczy maseczki na lepszy sen. Inaczej postąpił Jerry Schemmel, który 19 lipca 1989 r. leciał z Denver do Chicago. Nie pił mocnych trunków, zorientował się, gdzie znajduje się najbliższe wyjście bezpieczeństwa, nie drzemał, został w butach. Ponadto zachował zimną krew, kiedy samolot linii United Airlines rozbił się

i stanął w płomieniach.

„Zapytałem się tylko: Czy żyję, czy już umarłem?”, wspominał Schemmel, który uratował z trawionego przez ogień kadłuba nie tylko siebie, lecz także dziecko. Spośród 296 osób na pokładzie samolotu zginęło wtedy 111.
Ben Sherwood demaskuje również mit, że w obliczu tragedii ludzi ogarnia panika. 80% uczestników wypadków po prostu zachowuje się biernie, sparaliżowani strachem mężczyźni i kobiety pasywnie czekają na swój los. 10% działa, ale niebezpiecznie lub głupio. Tylko 10% postępuje racjonalnie, starając się ocalić siebie i innych. Chodzi o to, aby w sytuacji ostatecznej należeć do tej ostatniej grupy – wywodzi autor „The Survival Club”. Przypomina też elementarną zasadę: w samolocie najbezpieczniejsze są miejsca w pięciu rzędach najbliższych wyjściu bezpieczeństwa, najlepiej za skrzydłem.
Ben Sherwood snuje przypuszczenia, że istnieje gen przeżycia. Powołuje się przy tym na badania Instytutu Psychiatrii w Londynie, którego naukowcy przebadali związki tzw. genu transportera serotoniny (5-HTT) z odpornością na stres. Okazało się, że aktywność tego genu umożliwia niektórym osobom zachowanie zimnej krwi nawet w sytuacjach ekstremalnie niebezpiecznych.
Autor dzieli osoby, mające największe szanse na przeżycie, na pięć typów: bojownik, realista, człowiek otwarty na innych, myśliciel oraz wierzący. Ben Sherwood uważa, że w beznadziejnym położeniu może pomóc modlitwa. „Religia jest najbardziej uniwersalnym, jeśli nie najpotężniejszym, narzędziem przeżycia”, pisze dziennikarz. Powołuje się przy tym na relację mieszkańca Nowego Jorku o imieniu Stan, który ocalał z zamachów terrorystycznych 11 września 2001 r. „To prawdziwy cud boski, że od razu nie byłem martwy”, opowiadał Stan, znajdujący się feralnego dnia w World Trade Center, na piętrze, w które uderzył uprowadzony samolot.
W każdym razie nigdy nie należy tracić nadziei. Niedoszły samobójca Kevin Hines właściwie skazany był na śmierć w morzu. Z połamanymi kośćmi nie potrafił utrzymać się na powierzchni. Nieoczekiwanie nadpłynęła foka, która trącała poturbowanego mężczyznę pyskiem tak, że nie utonął i doczekał ratunku.
Recenzenci wykpili książkę Sherwooda jako zbiór powszechnie znanych ogólników i irracjonalnych stwierdzeń. Z uznaniem przyjęli jednak zaprezentowany przez autora zbiór niezwykłych opowieści i anegdot. Z pewnością wynika z nich jedno – nawet gdy śmierć porywa cię w lodowate ramiona, myśl i walcz do końca.

Wydanie: 19/2009, 2009

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy