Otwarte drzwi do Europy

Otwarte drzwi do Europy

Znaczenie wydarzenia w Atenach zrozumiemy za kilka lat. Jako bogaci członkowie UE

Nie tylko dziennikarze, ale i politycy mają często kłopoty z odpowiednim nazwaniem zdarzeń o charakterze dziejowym. Wielkie słowa wydają się czasami zbyt patetyczne, rażą uszy przyzwyczajone do pragmatycznego języka naszych czasów. Pozbawione emocji, neutralne określenia wydają się z kolei dysonansem wobec wagi rozgrywających się wydarzeń.
Jaką miarę i jakie słowa wybrać w tej sytuacji dla ceremonii podpisania traktatu akcesyjnego do Unii Europejskiej? 16 kwietnia w Atenach, gdzie zebrali się przywódcy Piętnastki i politycy reprezentujący dziesiątkę państw, które przystąpią do UE od 1 maja przyszłego roku, nie wydarzyło się przecież – na pozór – nic specjalnie ekscytującego. W świecie przyzwyczajonym do przewagi obrazu (telewizyjnego) nad treścią kolejne przemówienia 25 liderów nowej Europy musiały wielu wydawać się nudne. Ba, w większości były nudne!
Celebrowanie podpisów pod traktatem też nie budziło szczególnych emocji. Ktoś powiedział nawet, że to wszystko dłużyło się po prostu niemiłosiernie.
Niektórzy mówią wręcz: przecież nic wielkiego się nie stało. Potężna gospodarczo Piętnastka przyjmuje do swego grona kraje, których dochód narodowy to raptem 5% dochodu Unii. UE prawie tego nie odczuje.
A jednak stało się! Bo my to odczujemy na pewno. Będzie nam lepiej. A za jakiś czas odczuje to równie pozytywnie także dzisiejsza, bogatsza część UE.
Premier Leszek Miller powiedział dzień po podpisaniu traktatu akcesyjnego: „Mamy już otwarte drzwi do Europy. Trzeba tylko przez nie przejść (do lepszego życia)”. Jeszcze piękniejsze słowa znalazła dla procesu integracji europejskiej przewodnicząca węgierskiego parlamentu, Katalin Szili, która stwierdziła: „Dzisiaj napisaliśmy Historię”.
Trochę to potrwa, zanim wszyscy uświadomimy sobie tę prawdę. Zwłaszcza w Polsce, gdzie ważną częścią narodowej psychiki jest nuta ksenofobii, cień podejrzliwości wobec obcych. Przekonanie, że ci inni mogą nam zrobić krzywdę. Dlatego jak motto każdej debaty na temat zjednoczonej Europy powinny brzmieć w polskich uszach słowa komisarza UE, Günthera Verheugena, który pytany o nasze ewentualne straty spowodowane członkostwem w UE zawołał: „Na Boga, przestańcie patrzeć na szklankę ciągle w połowie pustą! Uwierzcie, że wstępując do Unii, uzyskaliście najlepszy ze wszystkich państw kandydatów wynik”.
Przez kilka najbliższych tygodni przed referendum europejskim, ale także przez kilka następnych lat, Polacy będą o to się spierać. Analizować efekty członkostwa w Unii. Uważnie obserwować zmiany (generalnie bez wątpienia na lepsze). Obrazy z Aten i ceremonii podpisywania traktatu akcesyjnego rozpłyną się w naszej pamięci, ale data – 16 kwietnia 2003 r. – w polskiej historii zostanie. Nie ma wątpliwości, że jako jedna z dobrych dat dla obecnych i przyszłych pokoleń Polaków.


Nasza droga do Unii

1990 r. – rząd Tadeusza Mazowieckiego ogłasza: uzyskanie pełnego członkostwa w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej to strategiczny cel polskiej polityki zagranicznej.
8 kwietnia 1994 r. – Polska składa wniosek o członkostwo w UE.
16 lipca 1997 r. – Komisja Europejska wydaje przychylną opinię w sprawie przyjęcia Polski do UE.
31 marca 1998 r. – UE rozpoczyna negocjacje członkowskie z Polską.
15-16 czerwca 2001 r. – przywódcy UE zobowiązują się w Göteborgu, że kandydaci, którzy będą gotowi, mogą zakończyć negocjacje członkowskie przed końcem 2002 r. i przystąpić do Unii w 2004 r.
13-14 grudnia 2002 r. – Polska na szczycie UE w Kopenhadze kończy negocjacje akcesyjne.
8 kwietnia 2003 r. – rząd zgadza się na podpisanie przez Polskę traktatu akcesyjnego 16 kwietnia.
9 kwietnia 2003 r. – Parlament Europejski popiera przyjęcie Polski do UE 1 maja 2004 r.

 

Wydanie: 17/2003, 2003

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy