Z Pacanowa

Każdy przyjazd do Pekinu zdumiewa. Już po drodze z lotniska do centrum widać radykalną zmianę zabudowy. Wystarczy pół roku, żeby nie poznawać nowych miejsc. Przed olimpiadą, Expo i paroma innymi wydarzeniami trwa totalne modernizowanie i czyszczenie. Trwa, bo dysponujące ogromną nadwyżką w handlu zagranicznym Chiny mają do dyspozycji równie potężne nadwyżki na inwestycje. „Czasem łapiemy się na tym, że prowincje (czyli terytoria wielkości i liczebności krajów europejskich) inwestują, żeby przerobić otrzymane z Pekinu środki finansowe. Aby zaspokoić lokalne ambicje, a nie zawsze najpilniejsze potrzeby”, mówi mi Zhang Yuebang, sekretarz generalny Instytutu Problemów Międzynarodowych. O takie szastanie pieniędzmi coraz łatwiej, bo podstawowe inwestycje infrastrukturalne w Chinach zostały już zakończone. Do każdej stolicy prowincji, nawet tybetańskiej Lhasy można dojechać sześciopasmową autostradą. Albo dolecieć licznymi lokalnymi liniami lotniczymi. Każde większe miasto w Chinach ma lotnisko. Te całkiem prowincjonalne wielkości naszego, zmodernizowanego Okęcia.
W Yunnan, jednej z biedniejszych prowincji, bogato jest nie tylko od inwestycji, ale i mniejszości narodowych. Stan Dali to teren Bai, zwanych „białymi ludźmi”. Ich reprezentanci są we władzach lokalnych. Kolorowymi strojami i charakterystycznymi budowlami nadają czaru niezwykłemu Dali, ulubionemu miastu młodych Amerykanów i Australijczyków. Coraz większa turystyka sprawia, że odrębność mniejszości jest akceptowana przez centralne władze. Zwłaszcza że mniejszość Bai nie przejawia separatystycznych tendencji jak emigranci z Tybetu czy Ujgurzy z Xinjiang. Ale turystyka komercja sprawia, że autentyczna kultura przemienia się w pokazową cepeliadę. Coraz częściej słyszy się od kolorowo ubranych: „Pięć juanów za foto”.
Chiny są atrakcyjnym miejscem dla inwestycji zagranicznych, niezwykle atrakcyjnym rynkiem zbytu. Wypadliśmy z niego pod koniec lat 90., kiedy nadająca ton naszej polityce zagranicznej epoka prof. Geremka zajmowała się głównie pouczaniem Chińczyków w kwestiach przestrzegania praw człowieka. Kokietowano Tajwan, uważany przez Chiny za zbuntowaną prowincję. W Sejmie RP rozstrzygano kwestie legalności wyboru panczenlamy. Wszystko pod szczytnymi hasłami „obrony praw człowieka”. W efekcie tej polityki prawoczłowiekowy głos Polski został zlekceważony. Przy okazji zlekceważono nasze oferty handlowe. Niemcy czy Francuzi nie byli tak wojowniczy jak nasi rządowcy i liderzy parlamentarni. Dziś są obecni na chińskich rynkach.
Niedawno zacny „Tygodnik Powszechny” opublikował wywiad z panem Koziełłem, reprezentującym Fundację Helsińską. Wzywa tam Polskę do poparcia powstania w Tybecie. Utworzenia niepodległego tybetańskiego państwa. Pan Koziełł jest krajowym buddystą, reprezentantem grup bardziej radykalnych niż dalajlama. Bo ten opowiada się za autonomią Tybetu w ramach Chin. Realistycznie. Nie wzywa jak Koziełł do odtworzenia średniowiecznego państwa tybetańskiego, bo to czas przeszły dokonany. Oczywiście, można by przyjąć poglądy pana Koziełła jako wyraz koloru mniejszości w naszym kraju. Gdyby nie kłamliwość jego argumentacji, w apelach do polskich władz. Otóż pan Koziełł podpierający się tak szacowną instytucją jak Fundacja Helsińska daje za wzór europejskiej polityki czeskiego prezydenta Vaclava Havla. Przypomina, że Havel zawsze Chiny za Tybet krytykował, nigdy do Chin nie pojechał. A mimo to Chińczycy zainwestowali w Czechach. I z takiej właśnie pozycji wyższości moralnej władze polskie mają teraz rozmawiać.
Prawda jest inna. Chińskie inwestycje w Czechach pojawiły się zaraz po zmianie prezydenta. Nowy, Vaclav Klaus radykalnie zmienił czeską politykę, przekreślając Havlove połajanki. Zresztą właśnie wybiera się on na Ekonomiczne Forum Azjatyckie odbywające się na chińskiej wyspie Hajnan. Polaków tam nie będzie. Pozostają w kraju i wzdychają na deficyt handlowy w obrotach z Chinami.

 

 

Wydanie: 17/2004, 2004

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy