Pacyfikacja

Pacyfikacja

Depresja mi odpuściła, by wrócić, leki nie działają, sam sugeruję lekarce elektrowstrząsy, co pani profesor od razu podchwytuje. Jadę więc do Tworek, jak na Hawaje – zamiast masaży elektrowstrząsy. Na miesiąc. Nie mogę się doczekać. Wezmę komputer, ale warunki mogą być bojowe. Postaram się słać stamtąd małe donosy. Mityczne Tworki, które weszły do języka, staną się moim domem; w ilu powiedzeniach występują: „do Tworek się nadaje”, „jak w Tworkach”. A na razie garść okruszków z kraju i ze świata i trochę cytatów. Słaby jestem i muszę się podpierać cudzą myślą.

Zewsząd napływają meldunki z pacyfikacji kraju przez PiS. Spotykam po latach kolegę, pracuje w Polimeksie – duża firma, ok. 15 tys. zatrudnionych. Robią teraz dwa strategiczne dla Polski kontrakty. Firma została kiedyś uratowana przed bankructwem przez państwo, które zainwestowało w Polimex ok. 500 mln zł. Do tej pory w mianowanych zarządach zasiadali fachowcy obyci w dużym biznesie, również międzynarodowym. I zaczęło się wszystko porządkować, pojawiły się zyski, pomysły na przyszłość. Ale nagle przyszła „dobra zmiana”. Kolega opowiada: „Zmiany poszły po kolei, zgodnie z prawem ciążenia – najpierw w Ministerstwie Skarbu, potem powołanie ministra energii, następnie zmiany w Agencji Rozwoju Przemysłu, wreszcie rada nadzorcza u nas i od razu po tym zmiana w naszym zarządzie. Za dwóch wyrzuconych prezesów przyszło trzech, z tego żaden z doświadczeniem w tej skali biznesu. Jeden kierował wcześniej zakładem utylizacji odpadów w Siedlcach, a stamtąd pochodzi minister energii Tchórzewski, więc to kolega. A nasz nowy naczelnik? Jako główne kwalifikacje ma chyba to, że kiedyś był delegatem na zjazd PiS. Nie mogę widzieć tego optymistycznie. Z tego, co słyszałem, tak jest prawie wszędzie. Zupełnie bez jakiegokolwiek zahamowania wsadzają swoich. To jak okupacja kraju przez wrogie siły. Nie mam wątpliwości, że rozwalą naszą gospodarkę”.

Tyle inżynier, a teraz poeta Adam Zagajewski: „Panie i panowie, opinia publiczna świata cywilizowanego patrzy na was niechętnie nie dlatego, że jesteście prawicą czy konserwatystami, nie dlatego, że jesteście katolikami, nie dlatego też, że jesteście patriotami (w co nikt chyba nie wątpi), i nie dlatego, że lubicie koty – to akurat bardzo wam się chwali – ale dlatego, że wasze zachłanne, fanatyczne próby błyskawicznego opanowania władzy we wszystkich dziedzinach życia publicznego, od Trybunału Konstytucyjnego, prokuratury, sądów powszechnych i służby cywilnej po media i stadniny koni, mogą się kojarzyć tylko z jednym, z faszyzmem, rozumianym jako typ idealny – w sensie nadanym temu terminowi przez Maksa Webera. Nie z nazizmem, tylko z faszyzmem właśnie. Różnica jest całkiem spora. Opinia publiczna cywilizowanego świata nie jest dotknięta amnezją i wie, że połączenie nacjonalizmu, populizmu, kłamstwa i autorytaryzmu nazywa się tak właśnie. To jest zapowiedź faszyzmu. Możliwość faszyzmu”.

Raczej liczyłbym na faszyźmik, język polski pozwala na takie subtelności. A polska tradycja także w tym, co złe, jest na szczęście niechlujna i niedopracowana. Jarosław Kaczyński ujawnił za to głębinowe powody swojej polityki: „Za KOD-em stoją siły, które chcą utrzymać Polskę jak najniżej, by służyła innym, by była kolonią. Nie będziemy kolonią i niech nikt nie spodziewa się od PiS, że się na taki status zgodzi. (…) Polska pod naszymi rządami na to się nie zgodzi. Nie zgodzimy się na upokarzanie Polaków. Sami będziemy rozwiązywali polskie sprawy, ale bez obcej interwencji”. Upokorzenie to ważny motyw, był u źródeł większości dyktatur. Upokorzeni odgrywają się, upokarzając innych, czasami całe narody. U źródeł nazizmu było upokorzenie Hitlera – bito go w dzieciństwie, ale też Niemców po przegranej wojnie.


Odpłynęła już Wielkanoc w stronę następnego roku. Próbowałem dzieciom przybliżyć istotę tego święta i niezwykłą opowieść, która uwiodła połowę świata. Antoś chodzi na religię, ale to mu się w główce za bardzo nie układa. Opowieść o ukrzyżowaniu stanowczo nie jest dla dzieci. To, co mnie samego w Nowym Testamencie najbardziej porusza, to okrzyk Chrystusa na krzyżu, gdy dręczył go ból i miał dosyć: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. Pamiętam z dzieciństwa, jak ojciec przeczytał ten fragment na głos i westchnął: „Tak, ten człowiek istniał naprawdę i wierzył, że jest synem Boga”. Czytam znowu Ewangelię, fragment, gdy mój imiennik Tomasz, błędnie nazywany niewiernym, bo był tylko wątpiącym, żąda dowodów (tu jestem podobny do mojego patrona). I słowa Chrystusa: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Niepokojące słowa. Za często ludzie wierzyli w coś, czego nie widzieli. Czego nie sprawdzili, też we własnym sumieniu.

Wydanie: 14/2016, 2016

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun

Komentarze

  1. Andrzej Tadeusz Kijowski
    Andrzej Tadeusz Kijowski 12 maja, 2016, 20:36

    Zaiste wariat na swobodzie, największa klęską jest w przyrodzie.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy