Przekręt większy niż FOZZ

Przekręt większy niż FOZZ

Były prezes PZU Życie kupował konie, posłów, dziennikarzy. Przez trzy lata wyprowadził 170 mln złotych

Kiedy przegląda się akta sprawy byłego szefa PZU Życie, to – oczywiście oprócz słusznego oburzenia – zazdrość towarzyszy zdumieniu. Jak? Jak on to wszystko zrobił? Jak w ciągu kilku lat lekarz po lubelskiej Akademii Medycznej, człowiek dziś 35-letni, od roku siedzący w areszcie, dorobił się dwóch stadnin koni, pałacyku, dwóch dużych gospodarstw rolno-hodowlanych, dwóch kamienic, kilku apartamentów, paru milionów dolarów na zagranicznych kontach, kliniki stomatologicznej (dla żony), o setkach tysięcy złotych w gotówce (na drobne wydatki) już nie mówiąc?
Mowa o majątku, który odnaleziono i – częściowo – zabezpieczono. A przecież zostało jeszcze co najmniej tyle, że po ustaleniu niewyobrażalnej dla przeciętnego człowieka kaucji za zwolnienie z aresztu wynoszącej 6,5 mln zł, mec. Marek Gumowski powiedział: – Czas pokaże, jaka decyzja zostanie podjęta przez mojego klienta… (w 2001 r sąd rejonowy wypuścił Wieczerzaka z aresztu „tylko” za 300 tys. zł kaucji, ale za sprawą sądu okręgowego ponownie trafił on do celi). Niezależnie od tego, mec. Gumowski zapowiedział złożenie zażalenia na tę kaucję, uznając, iż jest ona niesprawiedliwa i rażąco za wysoka.

Idzie Grześ przez wieś

Jako prezes PZU Życie Grzegorz Wieczerzak zarabiał niewiele ponad 20 tys. zł miesięcznie. To godne pobory – ale przecież niewystarczające do zgromadzenia podobnego majątku. Szef PZU Życie skromnie wyjaśniał, iż jego osiągnięcia nie są niczym niezwykłym, bo np. obie stadniny nabył za sumę równą wartości domku pod Warszawą. Jego zdaniem, skarb państwa oddaje w dzierżawę tysiące hektarów, które można wziąć praktycznie bez pieniędzy, na takie inwestycje stać każdego. Dziś na wsi możliwe są takie zakupy.
– Nie ulega wątpliwości, że Grzegorz Wieczerzak to zdolny człowiek z otwartą głową, szybko się uczy, a przede wszystkim doskonale wie, gdzie stoją konfitury. Oszczędny, umie bardzo racjonalnie gospodarować każdym groszem – wspomina jeden z jego byłych współpracowników w PZU Życie.
Błyskotliwa kariera Wieczerzaka rozpoczęła się wtedy, gdy został drugim w Polsce maklerem i ukończył podyplomowe studium doradców podatkowych na SGH. Studiował też na uniwersytecie Illinois, zajmował odpowiedzialne stanowiska w Banku Handlowym i firmie ubezpieczeniowej Societe General, zaś w 1998 r. z rekomendacji swego przyjaciela, również lekarza, Władysława Jamrożego, został prezesem PZU Życie.

Szable panów prezesów

Jamroży i Wieczerzak mieli w poprzednim Sejmie stałe wsparcie ze strony niemałej, liczącej niemal 30 posłów części klubu AWS. Dzięki ich wspólnym działaniom parlamentarnym i lobbystycznym udawało się blokowanie prywatyzacji PZU, która nieuchronnie prowadziłaby do utraty stanowisk przez obu prezesów. W walce z szefami PZU i PZU Życie fotel utracił minister skarbu, Emil Wąsacz, który wcześniej ich popierał, tak jak i ówczesna sekretarz stanu, Alicja Kornasiewicz. Następca Wąsacza, przyjaciel Jamrożego i Wieczerzaka, Andrzej Chronowski, odszedł zaś, bo nie chciał dopuścić, by Wieczerzaka odwołano z funkcji szefa PZU Życie. Usunęła go wreszcie następna minister skarbu, Aldona Kamela-Sowińska, twierdząc, że Wieczerzak zagraża ekonomicznym interesom państwa. Bój był jednak zażarty, trwał kilka miesięcy, a na stronę Wieczerzaka przeszli członkowie Rady Nadzorczej PZU Życie powołani przez skarb państwa, którzy odmówili wykonania poleceń resortu skarbu, nie chcieli głosować przeciw Wieczerzakowi – i złożyli rezygnację z członkostwa w radzie. Klientela Grzegorza Wieczerzaka była więc rozległa i działała skutecznie.
Gdy Wieczerzak stracił wreszcie stanowisko szefa PZU Życie, zaczął w ramach rewanżu opowiadać, jak politycy AWS namawiali go, by zainwestował w TV Puls. Dał się zresztą namówić – i PZU Życie zainwestowało w tę telewizję. – Według ocen naszych analityków, ta inwestycja będzie dochodowa – mówił w ubiegłym roku. Okazało się to błędem. Dziś Puls wegetuje i nie ma szans na odzyskanie wyłożonych środków.
– Miałem przyjemność odbycia rozmowy z Marianem Krzaklewskim który sugerował, że dobrze byłoby, żeby PZU Życie weszło w tę inwestycję, a tym samym umożliwiło innym państwowym przedsiębiorstwom zaangażowanie się w takie przedsięwzięcie. Spotkaliśmy się na śniadaniu w hotelu sejmowym, był pan Marian Krzaklewski, pan Mirosław Kasza, pan Andrzej Szkaradek, pan Władysław Jamroży i ja – oświadczył Wieczerzak w Radiu Zet.
Marian Krzaklewski zaprzeczył: – Nigdy nie byłem na śniadaniu z panem Wieczerzakiem. Może raz, gdy wracałem z jakichś trudnych negocjacji, na korytarzu sejmowym pojawili się różni posłowie, to było bardzo późno w nocy i stał tam pan Wieczerzak – ale nie zamieniłem z nim nawet kilku słów.
Natomiast Andrzej Szkaradek wyjaśnił, że wprawdzie uczestniczył w śniadaniu, ale na pewno nie rozmawiał o TV Puls i dodał, iż przerażające jest to, że dziennikarze, miast zająć się przestępczą działalnością aferzystów osadzonych w aresztach, odgrzebują jakieś śniadania. Wieczerzak siedzący w więzieniu i podejrzany o poważne przestępstwa może mówić dosłownie wszystko.
Oburzenie Andrzeja Szkaradka, jednego z najbliższych współpracowników Mariana Krzaklewskiego, było poniekąd uzasadnione, bo ponoć właśnie od Wieczerzaka wyszedł „przeciek”, że jego córka, Iwona Szkaradek, prokurent IX NFI podpisała dokument zakupu przez ten NFI za 6 mln zł akcji prywatnej spółki Majewski, ewidentnego bankruta. W radzie nadzorczej Majewskiego zasiadała Mirosława Jamroży, żona Władysława Jamrożego, b. szefa PZU SA, obecnie również aresztowanego, współpracownika i przyjaciela Wieczerzaka. Sam Wieczerzak znał zaś dobrze sprawę, bo uczestniczył w udzielaniu zgody na całą transakcję z ramienia firmy zarządzającej majątkiem tego NFI.
Historia stanowi przyczynek do tego, jak się urządzają prominenci w Polsce, ale pokazuje też, iż Wieczerzak nie działał w politycznej ani towarzyskiej próżni – i znał prawie wszystkich, których warto było znać.
W lubelskiej spółce Inwex poznał Zygmunta Kapustę, dziś prokuratora apelacyjnego nadzorującego jego sprawę. – Nie przeszliśmy na ty, byliśmy w oficjalnych stosunkach. Od tamtego czasu w żaden sposób z nim się nie kontaktowałem. Wykorzystywanie dziś znajomości sprzed 11 lat jest niskie – oświadcza prok. Kapusta, którego znajomość z Wieczerzakiem „wypłynęła” niemal jednocześnie z faktem ujawnienia przez prokuratora, że tajemnicze osoby sugerowały mu wypłacenie 5 mln zł łapówki za doprowadzenie do zwolnienia Wieczerzaka z aresztu.

Im szybciej, tym lepiej

Dziś prokuratura oskarża, że działania byłego prezesa przyniosły PZU Życie 173,5 mln zł strat. Łączny koszt podejrzanych inwestycji może jednak przekroczyć 300 mln zł. (Dla porównania – afera FOZZ, gdzie proces właśnie rozpoczął się na nowo, miała przynieść straty w wysokości ponad 350 mln zł). O ile jednak mniej więcej wiadomo, jakimi kanałami pieniądze wypływały z towarzystwa ubezpieczeniowego, o tyle ustalenie, jak potem wracały one do oskarżonego, jest już znacznie trudniejsze. Cały czas pracują nad tym centralne biuro śledcze i prokuratura.
– To nietuzinkowa sprawa, chodzi o bardzo skomplikowane operacje finansowe całych grup. Zajmowali się tym inteligentni ludzie, tam nikt przecież nie wydawał księgowej polecenia przelania pieniędzy z rachunku firmowego na rachunek prywatny – mówi prokurator apelacyjny Zygmunt Kapusta.
Postępowanie dotyczące afer finansowych w PZU Życie toczy się więc nadal. Trwają żmudne badania przepływów kapitałowych. Wiadomo, iż funkcjonował skomplikowany łańcuch powiązanych ze sobą spółek świadczących sobie usługi i inwestujących w rozmaite papiery wartościowe oraz handlujących nieruchomościami. Końcowym etapem łańcucha były osobiste konta Grzegorza Wieczerzaka.
Jak stwierdziła prok. Małgorzata Wilkosz-Śliwa, prawie milion dolarów przepłynęło na prywatne konta byłego szefa PZU Życie w banku Midland Offshore na wyspie Jersey, niewiele mniej do londyńskiego banku Nordwest. Właśnie w Wielkiej Brytanii przebywa żona Grzegorza Wieczerzaka wraz z dziećmi. Oczywiście posiadanie fortun w obcych bankach nie jest przestępstwem – ale pytanie, skąd pochodzą te pieniądze?

Zdaniem prokuratury, wykrycie wszystkich mechanizmów transferu środków, udowodnienie, że funkcjonowały one tak a nie inaczej, spowodowałoby, iż akt oskarżenia jeszcze długo nie mógłby trafić do sądu.
– Naszym zamierzeniem było takie skomasowanie materiału dowodowego, żeby mógł zostać przedłożony sądowi do szybkiego osądzenia. Czas skończyć z tym, by w Polsce duże afery gospodarcze ciągnęły się latami, a prawda leżała po obu stronach. Dlatego mamy tu skondensowany, wybrany materiał dotyczący podstawowych wątków – udzielania pożyczek przez PZU Życie, wówczas gdy było to nieuzasadnione, prowadzenia działalności parabankowej, szkodliwych decyzji inwestycyjnych, przestępstw przeciw dokumentom, naruszenie ustawy ubezpieczeniowej – twierdzi prok. Kapusta.
I dlatego właśnie akt oskarżenia sporządzony przez prok. Annę Baranowską nic nie mówi o zagarnięciu mienia czy oszustwie. Jest tam wprawdzie zarzut – zresztą dość problematyczny – próby przywłaszczenia 9,4 mln zł. Ale przede wszystkim – i to jest najważniejsze – byłego szefa PZU Życie oskarża się o niedopełnienie obowiązku należytej staranności o mienie spółki, którą kierował. To zarzut nieco lżejszego więc kalibru – choć ze względu na duże rozmiary straty zagrożony nawet i 10 latami więzienia.

Nas nie dogonią

W jaki więc sposób wyprowadzano pieniądze z PZU Życie? – Zarzuty dotyczą zwłaszcza dwóch kwestii: nieuzasadnionych pożyczek oraz obrotu akcjami Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. Dowody – to głównie dokumenty, zapisy komputerowe, jest też opinia sześciu biegłych, przede wszystkim specjalistów z zakresu księgowości – mówi sędzia Wojciech Małek.
Pożyczek tych PZU Życie udzielało różnym dziwnym spółkom, zwykle o minimalnym kapitale założycielskim. Spółkom – jak można domniemywać – często fikcyjnym, funkcjonującym niekiedy tylko po to, żeby można było do nich wyprowadzić środki z PZU Życie.
Akt oskarżenia wymienia m.in. pożyczkę dla krakowskiej spółki inwestycyjnej Code. (Jej prezesowi postawiono zarzut działania na szkodę swej spółki i objęto go tym samym aktem oskarżenia, co byłego szefa PZU Życie). PZU Życie pożyczyło Code należącej do mec. Marka Gila, ok. 15 mln dolarów, a zabezpieczeniem pożyczki była działka we Wrocławiu. Mocno zawyżona wycena wartości działki dokonana przez kancelarię Wrocławskie Centrum Wyceny, została przedstawiona przez Code i zaakceptowana bez zastrzeżeń przez PZU Życie. Marek Gil był także prezesem spółki CMG Development, w której Code miała udziały. Code oczywiście pożyczki nie zwracała, zaś jej dług wobec PZU Życie przejęła właśnie spółka CMG Development. Grzegorz Wieczerzak został powołany przez spółkę CMG Development na jej pełnomocnika, po czym, będąc prezesem PZU SA, podpisał ze sobą jako pełnomocnikiem CMG Development umowę zwalniającą CMG z zobowiązań wobec PZU Życie. Dzięki tej operacji ta umowa została zawarta bez wiedzy i woli Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy PZU Życie, czyli skarbu państwa. To zwolnienie z długu było związane z przejęciem przez PZU Życie zabezpieczenia – wspomnianej działki we Wrocławiu. Ale do tego przejęcia odnoszą się dwie uchwały zarządu PZU Życie – w jednej z nich podpisanej przez cały zarząd PZU Życie przejmuje 100% nieruchomości. Wedle uchwały drugiej, podpisanej tylko przez Grzegorza Wieczerzaka, PZU Życie przejęło jedynie 88% działki, zaś pozostałe 12% kupiło od Code za 9,4 mln zł. Właśnie na tej podstawie prokuratura postawiła byłemu szefowi PZU Życie także zarzut próby przywłaszczenia 9,4 mln zł – choć trudno będzie wykazać, w jaki sposób suma ta miałaby zasilić prywatny majątek oskarżonego.
Proste? Oczywiście nikt normalny za tym wszystkim nie zdąży. I właśnie o maksymalne skomplikowanie tych operacji chodziło.
Do Code płynęły również pieniądze Totalizatora Sportowego – prezes Władysław Jamroży zdecydował o zakupie obligacji tej spółki za ponad 50 mln zł.
Obaj prezesi zapewniali, że Code jest zdrową, wypłacalną firmą, choć w istocie była to spółka, w której koncentrowały się długi powstałe w działalności innych związanych z nią podmiotów. – Nie uważam, żeby udzielenie pożyczki wiązało się z jakąkolwiek szkodą dla PZU Życie, firma nie straci na tej umowie – zapewniał Grzegorz Wieczerzak.
Tak wyposażona w publiczne środki Code nabyła od Universalu, spółki Dariusza Przywieczerskiego, wieżowiec w Warszawie za 60 mln zł. Tego samego dnia Code sprzedała wieżowiec spółce Metroprojekt za 96 mln zł. Metroprojekt przed dokonaniem tej transakcji zatrudniał jedną osobę, a kapitał założycielski spółki wynosił 5 tys zł. Na zakup wieżowca Metroprojekt dostał jednak od PZU Życie pożyczkę w wysokości 24 mln dol. Niedługo po zakupie wieżowca udziały w Metroprojekcie kupiła spółka Abaco założona kilka tygodni wcześniej przez znajomych Wieczerzaka. Spółka Abaco stała się też właścicielem firmy Grupa 21. Grupa 21 świadczyła zaś na rzecz PZU usługi reklamowe, za które otrzymywała nadzwyczaj atrakcyjne honoraria.

Szkoda? Nie ma żadnej szkody

Nadzwyczaj atrakcyjna była także dla dwóch Narodowych Funduszy Inwestycyjnych sprzedaż ich akcji dla PZU Życie. Towarzystwo kupiło od Reiffeisen Banku, występującego jako broker, 2,7 mln akcji X NFI, płacąc po 5 zł, gdy ich cena rynkowa wynosiła wówczas 3,9 zł; oraz 900 tys. akcji XIV NFI po 5,35 zł (cena rynkowa – 4,68 gr). W dzień przed odwołaniem go ze stanowiska prezes PZU Życie sprzedał akcje po ok. 3,4 zł.
I cały czas pozostaje pytanie – jak te pieniądze trafiały z powrotem do oskarżonego? Odpowiedź, choć ważna, nie będzie jednak mieć znaczenia dla wyniku procesu. – Jeżeli towarzystwo ubezpieczeniowe pożycza wielkie sumy bez należytego zabezpieczenia, z pełną znajomością złej kondycji pożyczkobiorców, przy niezbitej pewności, że są to firmy generujące straty – to nic więcej nie trzeba. To jest właśnie działalność na szkodę spółki – twierdzą prokuratorzy Prokuratury Apelacyjnej.
Co na to wszystko oskarżony? Były szef PZU Życie nie odmawia wyjaśnień, ale konsekwentnie nie przyznaje się do winy. Generalnie zaś odrzuca zarzut, jakoby nie dokładał należytej staranności w kierowaniu spółką. Umowy z innymi spółkami były prawidłowo skonstruowane i nie zagrażały interesom PZU Życie, zaś udzielane pożyczki – zabezpieczone prawidłowo. Wcześniej Grzegorz Wieczerzak stwierdził też, że udowodnił, iż jego firma jest odporna na działania pseudopolityków. „Sumienie i twarz ma się tylko jedne” – powiedział.
– Przyznanie się oskarżonego nie jest nam potrzebne, stanowisko, jakie prezentuje, to jego prywatna sprawa, mamy tysiące dokumentów, dziesiątki zeznań, 292 tomy akt, obszerny materiał dowodowy – uważa prok. Kapusta.

Jest ryzyko, jest zabawa

Oskarżonego reprezentuje trzech obrońców – mecenasi Marek Gumowski, Jacek Gutkowski i Czesław Jaworski.
Jeden z nich, prosząc o zachowanie anonimowości, oświadczył, że przede wszystkim w ogóle nie może być mowy o wyrządzeniu strat PZU Życie: – Od kiedy mój klient zaczął kierować spółką, jej zyski rosną. Dochodzi do absurdu, iż mój klient jest sądzony za to, że osiągał znakomite efekty. Prok. Kapusta może mówić, co chce, ale zalecałbym umiar w wypowiedziach. Akt oskarżenia opiera się na opiniach biegłych, jednak w opiniach tych jest wiele błędów. Działania oskarżonego były akceptowane przez walne zgromadzenie akcjonariuszy, rewidenci także nie mieli zastrzeżeń. Co do nietrafionych pożyczek to, po pierwsze, działalność gospodarcza obarczona jest ryzykiem i nie każda inwestycja się udaje, a po drugie, jeśli pan mi w dobrej wierze pożycza, a ja to wszystko przepuszczam, to jest to moja wina, a nie tego, który mi pożyczył.
Mecenas nie chciał jednak ustosunkować się do takich faktów jak zakup przez PZU Życie akcji NFI po zawyżonej cenie, czy sporządzenie dwóch uchwał odmiennie regulujących zabezpieczenie jednej i tej samej pożyczki, o czym akcjonariusze już nie wiedzieli, tłumacząc, iż są to skomplikowane sprawy, powiązane z innymi transakcjami – i ma nadzieję, że zostaną one należycie wyjaśnione w czasie procesu.

Boleśnie po kieszeni

Co dalej? Transakcje dokonywane przez prezesa PZU Życie jeszcze długo będą budzić zainteresowanie organów ścigania. W tej chwili trwa postępowanie w sprawie, jak twierdzi prokuratura, tzw. wątku reklamowego – czyli niezwykle kosztownych usług promocyjnych, poligraficznych i reklamowych, świadczonych przez rozmaite spółki dla PZU Życie. Ceny tych świadczeń wywołują zawrót głowy – np. za półminutowy film reklamowy PZU Życie zapłaciło 7 mln zł. Dla porównania budżet „Zemsty” to ok. 10 mln zł.
Prokuratura twierdzi, że w wyniku „wątku reklamowego” PZU Życie poniosło ponad 20 mln zł strat. Postępowanie w tej sprawie powinno wkrótce się zakończyć, zaś efektem będzie zapewne drugi akt oskarżenia zarzucający byłemu szefowi PZU Życie niedopełnienie staranności i wyrządzenie strat spółce. Dwa akty oskarżenia oznaczają zaś możliwość wymierzenia kary łącznej, która – gdyby sprawy przybrały najbardziej niekorzystny obrót dla oskarżonego – może wynieść nawet i 15 lat.
To zaś oznacza, że przy dobrym sprawowaniu wyjdzie najwcześniej w 2009 r.
A to już kawał czasu.
Gdy weźmie się pod uwagę smutne perspektywy, stojące przed Grzegorzem Wieczerzakiem – i skromny, uregulowany tryb życia, jaki przychodzi mu prowadzić, dziś już na Białołęce, a jeszcze do niedawna w areszcie na Rakowieckiej – to morał nasuwa się sam. Jednak znacznie bardziej prawdopodobny jest wariant optymistyczny – nawet jeśli były szef PZU zostanie uznany winnym, proces, którego rozpoczęcia można oczekiwać pod koniec roku, skończy się wyrokiem umożliwiającym mu natychmiastowe opuszczenie aresztu, gdzie przebywa od sierpnia 2001 r. (o ile wcześniej nie wyjdzie za kaucją).
Na wolności zaś będzie czekać ogromny majątek. Czy więc może się okazać, że kradzione jednak tuczy? Niekoniecznie.
Duża część fortuny oskarżonego (nie tylko gotówka i konta bankowe, ale także nieruchomości) została zabezpieczona w związku z prowadzonym postępowaniem. Grzegorz Wieczerzak w przeciwieństwie choćby do naszych gangsterów nie rozpisał bowiem większości majątku na rodzinę i przyjaciół, nie miał rozdzielności majątkowej między sobą i swoją żoną. Służby skarbowe miały więc dorobek życia Wieczerzaka jak na dłoni (oczywiście z wyjątkiem tego, co zdążył przelać na zagraniczne konta). I zapytały o jego pochodzenie. Zgodnie z prawem, różnicę pomiędzy wartością posiadanego majątku a udokumentowanymi dochodami można obciążyć podatkiem w wysokości 75%. W tej chwili toczą się postępowania mające obliczyć, ile warte jest mienie oskarżonego – i jakie były jego udokumentowane dochody. Wyniki nie są zbyt korzystne dla byłego szefa PZU Życie. Jak ujawnia prokuratura, zapadły pierwsze decyzje wymierzające karny podatek – i do zapłaty są już sumy przekraczające 10 mln zł. A to dopiero początek. Może więc jednak nie tuczy.


Najważniejsze zarzuty postawione w akcie oskarżenia byłemu szefowi PZU Życie

1.Udzielenie pożyczki spółce Metroprojekt, co spowodowało szkodę w majątku PZU Życie wynoszącą 128 mln zł.
2. Udzielenie pożyczki spółce Code, co spowodowało szkodę w majątku PZU Życie, wynoszącą 21 mln zł.
3. Niedopełnienie obowiązków należytej dbałości w obrocie obligacjami X i XIV NFI, co spowodowało szkodę w mieniu PZU Życie, wynoszącą 9,5 mln zł.
4. Usiłowanie przywłaszczenia sumy 9,4 mln zł na szkodę spółki PZU Życie.


PZU Życie to jedna z największych firm ubezpieczeniowych w Europie, która ubezpiecza prawie 15 mln ludzi. Wartość jej aktywów przekracza 11 mld zł, a wartość zbieranych rocznie składek – 4 mld zł. Większość akcji PZU Życie należy do spółki matki PZU SA. Zysk netto w 2000 r. wyniósł 410 mln zł, zaś w 2001 r. – 376 mln zł. Zysk w ubiegłym roku spadł najprawdopodobniej dlatego, że na pokrycie strat spowodowanych nieuczciwymi transakcjami i błędnymi decyzjami inwestycyjnymi władze PZU SA utworzyły rezerwę wynoszącą ponad 60 mln zł.


Cela zamiast gabinetu

Stalowe drzwi. Jednokierunkowe podzielone na sekcje korytarze. Całodobowy monitoring. Tak wygląda część parteru pięciokondygnacyjnego Aresztu Śledczego w Białołęce. Droga, którą 3 października w asyście służby więziennej przebył Grzegorz Wieczerzak. Trafił tu z aresztu przy ul. Rakowieckiej. Mieszkał tam w czteroosobowej celi wraz z dwoma osadzonymi. Nie korzystał z biblioteki, ale czytał gazety. Aresztanci mieli do dyspozycji 14-calowy telewizor. Przed wejściem na oddział, gdzie przebywa obecnie, kolejne zakratowane drzwi i dyżurka oddziałowego. Dwuosobowa cela Wieczerzaka ma 6 m kw. Dwie metalowe, ustawione piętrowo prycze. Stolik, dwie szafki. Muszla klozetowa, umywalka, kran, z którego leci tylko zimna woda. Stolik i dwa taborety. Ciasne, surowe pomieszczenie rozjaśnia duże, obustronnie okratowane okno. Na stoliku telewizor.
Przeprowadzka z Rakowieckiej niewiele zmieniła w codziennym rozkładzie dnia. Człowiek, który do niedawna władał imperium finansowym, został zdegradowany do roli pospolitego aresztanta. W hierarchii służbowej może obecnie starać się jedynie o stopień starszego celi. Stanowisko to upoważnia do składania meldunków. Nawet gdyby chciał pracować np. na terenie aresztu, musi o to poprosić. Dotychczas nie próbował.
O 6.45 budzi go dzwonek włączany przez oddziałowego. Wstaje wraz ze swym współlokatorem. Rozpoczyna się poranna krzątanina. Słanie metalowych pryczy, toaleta w kąciku sanitarnym. Na ciepłą wodę i prysznic musi czekać tydzień. Do łaźni chodzi w dziesięcioosobowej grupie. Zmiana pościeli raz na dwa tygodnie. Nie ma co liczyć na wykwintne posiłki. Za 4 zł 20 gr ma trzy posiłki dziennie. Są dostarczane bezpośrednio do celi. Jeśli chce, robi zakupy w kantynie na tzw. wypiskę. Nie miał i nie ma żadnych przywilejów. – Dla nas Grzegorz Wieczerzak to nikt szczególny. Przepisy jasno określają jego prawa i obowiązki. Od tej zasady nie ma żadnych wyjątków – mówi Czesław Kłyż, dyrektor aresztu w Białołęce. O 7.00 były prezes PZU Życie staje do apelu, o 7.30 dostaje śniadanie i do 13.00 ma czas wolny w areszcie. W tych godzinach osadzeni mogą spotykać się w bibliotece, świetlicy, odbywać widzenia. Jest też spacerniak. Dla każdego 60 min. dziennie. Betonowy trójkąt zwieńczony drutem kolczastym. Wejście przez wielkie stalowe drzwi z judaszem. Wewnątrz dwie ławki, drążek do ćwiczeń. Wzdłuż boków trójkąta wąski betonowy chodnik. Zmieści się na nim, idąc ramię w ramię, dwóch mężczyzn. Wieczerzak doprowadzany jest tu wraz z grupą innych aresztantów zgodnie z grafikiem. Miedzy godz. 13 a 14 obiad. Do 17.00 czas wolny. Od 17 do 17.30 kolacja i znów czas wolny. Na jego brak osadzeni nie mogą się uskarżać. Wszystkich łączy jedno. Nadzieja, że sąd uzna ich za niewinnych. Tak myśli też zapewne Grzegorz Wieczerzak.

Piotr Siwanowicz

Wydanie: 2002, 40/2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy