Pałac ofiarny

Pałac ofiarny

Kiedy rządzący, nie tylko z PiS, nie bardzo wiedzą, co powiedzieć, wyciągają z kapelusza zabawę w burzenie Pałacu Kultury i Nauki. Bo Stalin, bo brzydki, bo niefunkcjonalny, bo w złym miejscu, bo dźga legendarne polskie poczucie estetyki i gwałci patriotyczną, faszyzującą duszyczkę.

Kiedy pałac oddawano do użytku (swoją drogą, kto w takim tempie dziś buduje?), Stalin na dobre nie żył, a sam budynek był świadkiem październikowej rewolty w 1956 r., czyli raczej powinien być kojarzony z bezpowrotnym rozstaniem ze stalinizmem. Jak nie do zrozumienia są meandry „pomysłów” na śmierć pałacu, tak równie egzotyczne są koalicje zwolenników takiego zamiaru. Kiedy dziś PiS nie wie, w którą stronę się obrócić i jaki wydać z siebie głos, żeby zająć stanowisko w kwestii tolerowania (najdelikatniej) faszystowskiego tzw. Marszu Niepodległości, rzuca natychmiast do mikrofonów: „To my na to – zburzymy pałac”. Jeszcze dobrze nie wybrzmiało słowo pałac, a już wspiera pomysł zawzięty wróg pisowców (ostatnimi laty) Radosław Sikorski, były minister i PiS, i Platformy, którego stałość poglądów wyraża się w malignie burzeniowej (taki młot na pałac).

Burzyć łatwiej, niż wznosić. Zabawa w symboliczne akcje likwidacyjne (czy to dotyczy skandalicznych, nieakceptowalnych decyzji wojewody mazowieckiego lustrującego nazwy warszawskich ulic, czy pomników, czy w końcu przebąkiwania antypałacowego) jest ulubioną grą prawicowych formacji politycznych. Do tego dochodzą pomysły cmentarne i te dotyczące żywych – zbiorowe cięcia po emeryturach. Oczywiście moglibyśmy używać argumentów logicznych, domagając się spójności w rozumowaniu i konsekwencji, ale to daremny trud. Logika wynikania jednego z drugiego tu nie obowiązuje. Były pezetpeerowiec jeśli dziś pisowski – to dobry, jeśli neutralny lub przeciwny władzy – zły. Pałac wzniesiony w niedobrym czasie, nie z taką intencją, nie przez tych, co trzeba (a kto miał wznosić – Amerykanie?). A setki tysięcy innych budynków wówczas zbudowanych, cała odbudowana Warszawa, od dwóch dekad złodziejsko rozgrabiana? A tysiące szkół? Może zacznijcie rozbiórkę od kościołów pobudowanych w latach 1945-1989? Czasu nie wystarczy.

Najśmieszniejsze jest to, że trzeba mieć topornie sformatowany politycznie umysł, żeby uznawać, że pałac budzi jedno, oczywiste skojarzenie – że jest wyłącznie symbolem stalinizmu i radzieckiej dominacji. Radziecki prymat polityczny jest historycznym faktem i można było się z nim mocować, kiedy był czas po temu. Można też było się nie mocować. Dla setek tysięcy, milionów odwiedzających pałac, uczących się w nim, trenujących, ćwiczących, odpoczywających, relaksujących się, przychodzących do teatru, kina, księgarni, knajpy – jest czymś całkiem innym. Pozytywnym, energetycznym, dobrze kojarzącym się miejscem. I kiedy ja myślę o pałacu, to ta druga opcja jest dominantą, której nie da się zaczernić żadnym „grzechem pierworodnym” poczęcia. Jałowość dyskusji o ewentualnym zburzeniu pałacu przykrywa nie tylko polityczne pomysły ogólnopolskie, ale także indolencję w zagospodarowywaniu tego, co wokół niego. Od prawie 30 lat króluje niemożność zrealizowania pojawiających się od czasu do czasu koncepcji dotyczących otoczenia pałacu, innych niż „umanhattanowienie” go.

A i sam pałac mógłby w przyszłości odżyć dzięki skrajnemu uspołecznieniu, oddaniu we władanie kulturze i nauce. Żaden obecny ani przyszły kapitalizm nie zbuduje takiego budynku. Niech zostanie zasiedlony przez pomysły i inicjatywy idące od dołu, bez konieczności ładowania milionów w infrastrukturę, niech będzie centrum wolnego, innego świata, niech wrócą księgarnie. W pałac nietraktowany jako kubatura do wynajęcia można tchnąć nowe życie, które i tak w jakiejś mierze tam się rozwija i toczy (teatry, Kulturalna i Bar Studio, Kinoteka, znikające muzea, jak skandal z Muzeum Techniki). Pałac woła o nowe myślenie i nową energię, która buduje, tworzy, a nie niszczy, burzy, rozbiera, parceluje. Budowanie jednak trudniejsze. Trwa dłużej, jest mniej efektowne niż akt anihilacji największego budynku w Polsce. Co prawda, jestem głęboko przekonany, że zaklęcia o burzeniu to tylko mokry sen prawicy, ale gdyby miał nabrać jakichkolwiek pozorów realności, wierzę, że w obronie pałacu staną tysiące tych, którzy spędzili tam piękny czas, dla których był domem, schronieniem, inspiracją.

Zbudujcie coś swojego, co nie będzie cmentarzem czy muzeum. Co będzie pełne życia. A pałac obchodźcie (mentalnie) szerokim łukiem.

Łapy precz od pałacu!

Wydanie: 2017, 47/2017

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Komentarze

  1. Tomasz Chiliński
    Tomasz Chiliński 20 listopada, 2017, 14:04

    Bardzo się cieszę, że p. Roman Kurkiewicz został stałym felietonistą Przeglądu. I w pełni popieram „łapy precz od Pałacu”

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy