Państwo Kulczyk

Nie ma tygodnia, aby pod gmachem Sejmu RP nie odbywała się jakaś demonstracja, bardziej lub mniej burzliwa. Niestety, topografia sanktuarium naszej demokracji jest taka, że demonstranckie głosy, piszczałki czy protestacyjne hasła docierają jedynie do pracowników Kancelarii Sejmu. Ludzi niewinnych, bez wpływu na procesy decyzyjne w państwie, nierzadko kiepsko opłacanych. Panie posłanki i panowie posłowie w czasie rutynowych demonstracji przebywają w dźwiękoszczelnych pomieszczeniach parlamentu. O tym, kto w danym dniu demonstrował, przeciwko komu, w jakiej intencji zamówiono demonstracje, dowiadują się z relacji dziennikarzy w dziennikach telewizyjnych. Toteż z pragmatycznego punktu widzenia organizatorzy demonstracji wcale nie muszą przybywać do stolicy, blokować ulic, wywoływać wściekłości warszawiaków i ludzi przybyłych tam w interesach, co źle służy sprawie demonstrantów. Miejsce demonstracji nie jest istotne, byle przed kamerami telewizyjnymi, byle w dziennikach pokazali.
Tak naprawdę demonstracje pod gmachem kombinatu parlamentarnego łączącego Sejm i Senat niewielki sens mają także z merytorycznego punktu widzenia. W kraju rządzi premier ze swoim rządem. On ustala budżet ze swoimi ministrami, a parlamentarna większość tylko go przyklepuje. Kłóci się jedynie o resztki, ochłapy. Zatem jeśli demonstrować, to nie pod pałacem prezydenckim, chyba że antywojennie, nie pod parlamentem, chyba że w kwestii aborcji albo związków homoseksualnych, lecz pod siedzibą premiera. Demonstrować, protestować trzeba szybko, bo już niedługo nie będzie po co. A właściwie to już nie ma sensu.
„Polska jest pod szczęśliwą gwiazdą”, ogłosił w wywiadzie dla „Przekroju” pan Jan Kulczyk, kapitalista. Uznany za najbogatszego człowieka z zameldowanych na terytorium III RP. Dodał z obrzydzeniem, że „my jako naród jesteśmy malkontentami. Usprawiedliwia nas być może tylko, że narzekanie mamy w genach”, i zaraz stwierdził, że „dzisiaj gospodarczo na tle Europy wyglądamy bardzo dobrze! Wszystkie wskaźniki makroekonomiczne są bardzo dobre”. Skoro panu Kulczykowi jest tak dobrze, to dlaczego nie demonstruje pod gmachem premiera, wyrażając poparcie dla aktualnej polityki partii koalicyjnych oraz rządu? Jaki pożytek ma ten rząd z pana Kulczyka i podobnych mu panów kapitalistów? Tylko laurki w niewysokonakładowym „Przekroju”?
Każdy wdzięczniak zaproponowałby w takiej sytuacji pomoc materialną duszonemu przez deficyt budżetowy premierowi. A co proponuje pan Kulczyk? Obniżyć jeszcze podatki dla przedsiębiorstw prywatnych i PIT-owców menedżerów. No i sprywatyzować resztkę państwowego, najlepiej sprzedając panu Kulczykowi, zwłaszcza po obniżeniu podatków. Bo wtedy nastąpi zdrowy ekonomicznie, według pana Kulczyka, model. Państwo obniża panom kapitalistom podatki, po to żeby mieli coś odłożone. Za odłożone państwo sprywatyzuje panom kapitalistom państwowe firmy. Te, nisko opodatkowane, zarobią na następne, słuszne ideowopolitycznie prywatyzacje. Taki system będzie miał ozdrowieńczy wpływ na kraj, gospodarkę i moralność. Po pierwsze, zniknie korupcja, bo ona występuje, „kiedy państwo zajmuje się gospodarką”. Czyli kiedy prywatyzuje. Oczywiście, pan Kulczyk nie jest zamieszany, bo to nie on robi interesy z państwem, tylko państwo z nim. Trzeba znać już proporcje. Kto jest panem, a kto wyprzedającym dziadem. Zresztą pan Kulczyk dementuje plotki, jakoby miał stałe, wolne dojście bez pukania do premiera. Wchodzi zawsze z sekretarką, oświadcza z uśmiechem. Bez orszaku nie uchodzi mu.
Zresztą ten premier to tylko zawalidroga dla pana Kulczyka. W „Przekroju” prezentuje swoją wizę ładu politycznego. Najbardziej preferuje niedawny system włoski. „Kiedy rządy zmieniały się co dwa miesiące, bo wtedy nie miały czasu wpływać na gospodarkę”. I tyle refleksji największego kapitalisty, lidera biznesowego środowiska. Żadnej refleksji o kierunkach rozwoju krajowej gospodarki, o finansowaniu innowacyjności, badaniach. Wsparcie koncernu Kulczyka najlepiej oddaje bonus dla anonimowej milionowej klientki jednego ze sklepów koncernu. Bonus „przypadkowo” wylosowała pani Kornasiewicz, była wiceminister skarbu, związana z prywatyzacyjnymi interesami państwa Kulczyków. Kiedyś w kuluarach Sejmu zwana złośliwie „miss korupcji”. Cały program szczęśliwego państwa wedle pana Kulczyka to obniżyć podatki, sprywatyzować resztę. A budżet zarobi na podatkach pośrednich, bo kapitaliści jeść też muszą.
Nie ma tygodnia, żeby demonstranci nie wykrzykiwali pod Sejmem. Robią to sobie a muzom. Bo państwem rządzą tak naprawdę państwo Kulczykowie. Pod nimi powinni protestować.

 

 

Wydanie: 04/2004, 2004

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy