PAP, „Życie Warszawy” i minister

PAP, „Życie Warszawy” i minister

Minister skarbu, świadomie łamiąc prawo, umieszcza swoich ludzi we władzach Polskiej Agencji Prasowej

Ilustracją do tego tekstu jest zdjęcie Andrzeja Załuckiego, redaktora naczelnego „Życia Warszawy” za kratami. Informacja o tym, że Załucki siedzi, jest tak samo prawdziwa jak tekst Marty Sawickiej i Michała Krzymowskiego o PAP, w tymże „Życiu” zamieszczony 24 maja br.
Od 26 maja próbuję sprostować kłamstwa tej gazety. Bez skutku. Do Załuckiego pisze sprostowanie wiceprezes PAP, Grzegorz Eider. Też bez skutku. Nie pozostaje mi więc nic innego jak polemika na łamach „Przeglądu”. Co się dzieje z Polską Agencją Prasową? Przez kilka lat PAP była na naszym rynku medialnym instytucją jak z innej planety. Bez awantur, konfliktów i wpadek. Cisza i praca. Bardzo ciężka i bardzo odpowiedzialna praca. Codziennie setki depesz. Szybkość, profesjonalizm i pozytywne opinie. Klientów kupujących serwis, ale także polityków. Ci ostatni podkreślają obiektywizm dziennikarzy PAP. Wyraźnie rośnie wiarygodność i prestiż agencji. Logo PAP należy do najwartościowszych wśród mediów publicznych. Ambitny program restrukturyzacyjny i środki finansowe, przyznane PAP przez rządy SLD, pozwalają na zbudowanie nowoczesnej multimedialnej instytucji, która będzie mogła konkurować z najlepszymi w Europie. Trzeba tylko ten program do końca wdrożyć. Co nie będzie takie proste, bo właśnie zwalnia się ludzi, którzy mieli to zrobić. Wieloletnich, bardzo kompetentnych pracowników. Współtwórców sukcesów tej firmy. Kierujący przez ostatnie lata PAP Waldemar Siwiński był doceniany w kraju, gdzie wybrano go na przewodniczącego Konferencji Mediów Polskich, i za granicą, gdzie powołano go do zarządu Europejskiego Stowarzyszenia Agencji Prasowych (EANA).
To dużo, ale nie dla ministra skarbu państwa, Wojciecha Jasińskiego. Dla niego liczą się tylko swoi. Kierownictwo PAP trzeba było zmienić szybko. Jak najszybciej. A że nie dało się tego zrobić bez zmiany rady nadzorczej, to na początek, 21 kwietnia, w piątkową noc, odwołuje przewodniczącego rady. Piątkowe noce to zresztą ulubiona pora odwołań, zastosowana później przez Jasińskiego parokrotnie. Gazety sobotnie już wydrukowane, a do poniedziałku będą przecież nowe skandale i jakoś może sprawa przyschnie.
Jasiński nie wie, niestety, że Polska w 2006 r. ma już jakieś prawa poza Prawem i Sprawiedliwością. Nie wie, że PAP działa w oparciu o ustawę z 31 lipca 1997 r., która określa publiczną misję informacyjną agencji i wprowadza (art. 9.3) instrument gwarantujący realizację tej misji w postaci nieusuwalności członków rady nadzorczej podczas trwania kadencji.
Jasiński świadomie złamał prawo. I są tego bardzo poważne konsekwencje. Sąd Rejonowy w Warszawie 29 maja odmówił bowiem zarejestrowania zmian w składzie rady nadzorczej. Sąd stanął na gruncie ustawy o PAP, która nie pozwala na takie zmiany w trakcie trwania kadencji. PAP ma więc dziś pięcioosobową radę nadzorczą i trzyosobowy zarząd (Waldemar Siwiński, Grzegorz Eider, Ada Kostrz-Kostecka), który powołano trzy lata temu. Wszystkie decyzje podejmowane przez radę nadzorczą, jaką ukształtował minister Jasiński, i wybrany przez tę radę nowy zarząd są zatem nieważne.
Tak stanowi polskie prawo. Nie jestem aż tak naiwny, by nie brać pod uwagę i takiego scenariusza, że prawo prawem, a sprawiedliwość musi być po wiadomej stronie. Mam jednak nadzieję, że walczący o przestrzeganie prawa dziennikarze PAP nie zostaną osamotnieni.
A co do „Życia Warszawy”?
Sawicka i Krzymowski dowiedli, że nie mają wiedzy o sprawie, jaką opisywali. Nie mają też elementarnej przyzwoitości. Choć tego akurat w „Życiu Warszawy” nie muszą mieć. Mają za to wyraziste poglądy polityczne.
Dlaczego kłamią? Z powodu zwyczajnej i nieobcej także ludziom mediów głupoty? Z lenistwa, które sprawia, że nie chciało im się niczego sprawdzić u źródeł? A może zwyczajnie lubią podlizywać się władzy?


Czego „Życie” nie chciało drukować

Z niepublikowanych listów do Andrzeja Załuckiego, redaktora naczelnego „Życia Warszawy”
… Nieprawdą jest, że „mimo że Siwiński i Eider pożegnali się ze swoimi posadami w ubiegły piątek, to o ich odwołaniu mówiło się od dobrych kilku miesięcy. Nie przeszkodziło to jednak Domańskiemu w zawarciu z nimi nowych kontraktów, które przewidują wysokie odprawy. – On podpisał je z premedytacją. Od dawna przecież wiedział, że zarząd będzie wymieniony. Zrobił to zresztą tuż przed tym, jak sam został odwołany – opowiada nam jeden z członków rady nadzorczej PAP”.
Prawdą jest natomiast, że podpisałem umowy o pracę z każdym z członków Zarządu w terminie, w którym byli powoływani. I tak, z prezesem Waldemarem Siwińskim w czerwcu 2003 r. aneksem po powołaniu go na drugą kadencję, z wiceprezes Adą Kostrz-Kostecką w lipcu 2003 r. i z wiceprezesem Grzegorzem Eiderem w styczniu 2005 r., aneksem po powołaniu go w skład Zarządu PAP (wcześniej był dyrektorem).
Umowy o pracę z członkami Zarządu na mocy uchwały Rady Nadzorczej zawiera jej przewodniczący. I to niezwłocznie po powołaniu w skład Zarządu. Poprzedni Zarząd PAP miał również umowy zawarte w oparciu o identyczne zasady, choć niepodpisywane przeze mnie. Nie sądzę także, by nowo powołany Zarząd miał inne umowy o pracę.
Jerzy Domański

(…) Jest to całkowita nieprawda. Ja podpisałem swoją umowę o pracę w charakterze wiceprezesa zarządu PAP SA 19 stycznia 2005 roku, czyli w dniu powołania do zarządu. Żadnej zmiany tej umowy czy aneksu nie było. Przewodniczący Domański, ani nikt inny, niczego przed swoim odejściem ze mną nie podpisywał. Insynuacja o jakichś kombinacjach przed odejściem jest kłamstwem.
Grzegorz Eider

 

Wydanie: 2006, 24/2006

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy