Partia wpada do Bałtyku

W czasie zakopiańskich rozmów ze Stanisławem Zielińskim, jeszcze na początku lat 60. ubiegłego wieku, obmyśliłem panoramiczny pejzaż, który miał przedstawiać spławianie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej do Bałtyku. Wyobraziłem go sobie jako krajobraz ukazujący Wisłę, na której brzegach staliby długimi rzędami chłopi uzbrojeni w widły, grabie i bosaki. Samą zaś rzeką płynąć miała Partia z Biurem Politycznym i Komitetem Centralnym na czele, w odzieży normalnej, jakkolwiek przemoczonej, zaś ci z płynących, którzy usiłowaliby dotrzeć do brzegów wiślanych i czepiać się zarośli, mieli być z powrotem spychani w nurt drągami przez wieśniaków.
Jedynym problemem nie do pokonania, jaki wówczas stanął przede mną, było odnalezienie malarza lub malarzy, którzy by taki wykoncypowany przeze mnie obraz naturalistycznie utrwalili na płótnie, w sposób należycie malowniczy, patriotyczny i antypartyjny. Wyobrażałem sobie nawet scenę uroczystego odsłonięcia owej panoramy w Muzeum Narodowym, okolonej bogatą złotą ramą, z mosiężną tabliczką na dolnej listwie, noszącą napis „Partia spływa do Bałtyku”.
Zamysł ten, który się wielce spodobał mojemu interlokutorowi, pozostał oczywiście wyłącznie w mojej wyobraźni. Zapomniałem nawet o nim dość dokładnie, ale ostatnio przypomniał mi się w związku z całym niepachnącym bukietem pogróżek ciskanych przez Andrzeja Leppera w stronę wszystkich polskich elit politycznych. Nie umiem nawet wyjaśnić, co stworzyło w moim umyśle bodziec, który połączył byłego boksera, jakim podobno jest Przewodniczący, z alegorycznym zakończeniem panowania PZPR-u. Nie jest wykluczone, że ów groteskowy koncept wychynął z mojej pamięci dlatego, ponieważ w dzieciństwie często odwiedzałem z rodzicami we Lwowie Panoramę Racławicką, która zawsze robiła na mnie ogromne wrażenie. Myśl o znacznej ilości partyjnych rozmaitego autoramentu, płynących długimi kolumnami żabką, kraulem lub na pieska w stronę morza główną rzeką naszego kraju, była oczywiście najczystszą, parodystyczną utopią w owym czasie, gdym ją sobie przedstawił.
Nie wiem, jak już wspomniałem, dlaczego postać Leppera skojarzyła mi się z tamtym surrealistycznym obrazem, który oczywiście miał symbolizować definitywny kres panowania w Polsce komuny. Wyobrażenie to w pewnym sensie ziściło się, ponieważ PZPR sczezła. Nie potrafię natomiast przewidzieć, czy podobny los będzie czekał współczesne polityczne elity, które – jak mniemam – Samoobrona również najchętniej spławiłaby do morza.

29 maja 2002 r.

Wydanie: 2002, 22/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy