Partia zaplecza

Czy ludzie wywiadu poprą inicjatywę Olechowskiego, Płażyńskiego i Tuska?

Triumwirat Andrzej Olechowski-Maciej Płażyński-Donald Tusk to nie tylko połączenie polityków wywodzących się z różnych środowisk i ich zaplecza. To także połączenie trzech grup byłych oficerów polskiego wywiadu, którzy, w wyniku zawirowań ostatnich lat, zostali wypchnięci ze służby i których rozmaite okoliczności poróżniły.
Najłatwiej zidentyfikować grupę Andrzeja Olechowskiego, polityka, który przyznał się do współpracy z PRL-owskim wywiadem i który nie stracił z tego powodu głosów. To zaplecze widzieliśmy podczas kampanii wyborczej – byli to Wojciech Brochwicz, Sławomir Petelicki i Gromosław Czempiński.
Czempiński to przyjaciel Olechowskiego z dawnych czasów, poznali się jeszcze w latach 70., kiedy ten pierwszy był rezydentem polskiego wywiadu w Genewie, a ten drugi studentem pracującym w genewskiej siedzibie UNIDO. Obaj

zrobili wielkie kariery

w latach 90., w drużynie Lecha Wałęsy. W 1994 r. Olechowski był ministrem spraw zagranicznych, a Czempiński – szefem UOP-u. To ich wspólna akcja zablokowała pomysł Henryka Jasika, wówczas wiceministra spraw wewnętrznych, by szefem wywiadu został Marian Zacharski.
Po “sprawie Oleksego” Czempiński odszedł z UOP-u.
Wielką karierę w drużynie Wałęsy, w czasach Milczanowskiego, zrobił również Wojciech Brochwicz. Do UOP-u Brochwicz przyszedł w roku 1990, razem z Krzysztofem Kozłowskim. Tu skończył (zaocznie) szkołę wywiadu w Kiejkutach, był zastępcą szefa wywiadu, a potem zastępcą Komendanta Straży Granicznej. Leszek Miller, obejmując MSWiA, zwolnił go z pracy, ale Brochwicz powrócił do MSWiA w roku 1997, już jako wiceminister u boku Janusza Tomaszewskiego. Trochę później do jednostki “Grom” powrócił również jej założyciel, Sławomir Petelicki, wcześniej wieloletni oficer wywiadu.
Gdy Tomaszewski padł ofiarą wojny w AWS i Brochwicz, i Petelicki, zostali pozbawieni stanowisk. Teraz odnaleźli się u boku Olechowskiego.
Inne jest z kolei zaplecze Donalda Tuska. Tu wiodącą rolę odgrywa Jacek Merkel, działacz podziemnej “Solidarności”, potem przez wielu oskarżany, że w latach 80. pracował również dla PRL-owskiego wywiadu. Wtedy w obronie Merkla zaangażowali się politycy niemal ze wszystkich politycznych obozów. Przypominano też jego historię, kiedy w stanie wojennym wywieziono go do lasu, kazano kopać grób i grożąc pistoletem, próbowano zmusić, bezskutecznie, do podpisania lojalki. Dawne przeżycia nie przekształciły go w frustrata – w III RP zajął się biznesem i – w mniejszym stopniu – polityką.
Merkel był najpierw we władzach KLD, potem UW. W 1997 r. był kandydatem Unii na ministra transportu, ale wówczas, za sprawą Konstantego Miodowicza, AWS się temu sprzeciwił.
Jeśli chodzi o środowisko ludzi wywiadu, ma bardzo dobre przełożenie m.in. na Konsalnet, agencję ochrony, której szefami są były szef UOP-u, Jerzy Konieczny i byli oficerowie wywiadu – Wiesław Bednarz i Andrzej Banaszkiewicz. I Bednarz, i Banaszkiewicz, a także związany z Konsalnetem Aleksander Makowski należeli pod koniec lat 80. do gwiazd polskiego wywiadu. Dlaczego więc

musieli odejść z UOP-u?

Zaważyło o tym jedno: byli szefami Wydziału XI zajmującego się zwalczaniem zagranicznych ekspozytur “Solidarności”.
Sęk jednak w tym, że do tej pory Konsalnet zachowywał równowagę między sympatiami do Merkla i SLD, szefowie firmy świętowali zwycięstwo Aleksandra Kwaśniewskiego w jego sztabie wyborczym. Jak postąpią, kiedy przyjdzie im wybierać między Olechowskim a Millerem?
Takich wątpliwości na pewno nie będą mieli Jedynkarze (popularna nazwa pracowników wywiadu) orbitujący wokół Macieja Płażyńskiego. Tu ich przełożeniem była Irena Popoff, rzeczniczka UOP-u w czasach Milczanowskiego.
Irena Popoff pracuje teraz w biurze marszałka Sejmu. W hotelu sejmowym na Klonowej organizowała mu spotkania z byłymi oficerami wywiadu. W tej grupie najważniejszą postacią był Henryk Jasik, były szef wywiadu i wiceminister spraw wewnętrznych, prawa ręka Milczanowskiego. Osoba poróżniona zarówno z Czempińskim, jak i z oficerami z Konsalnetu.
Czy teraz przyjdzie im działać ramię w ramię?
Wiele na to wskazuje. W ostatnich miesiącach ludzie Jedynki przeżyć musieli sporo rozczarowań, kiedy okazało się, że taktyka, którą praktykowali przez lata – stawiania na różne partie, po to, by zawsze być na wierzchu – coraz częściej zawodzi.
W samej centrali ciężkie chwile przeżywał niedawno szef wywiadu, Bogdan Libera. Jest on pod butem szefa UOP-u, płk. Nowka, więc – niejako tradycyjnie – szukał wsparcia u prezydenta. I wydawało mu się, że to wsparcie znalazł poprzez Marka Siwca, szefa BBN, którego zapraszał do Kiejkut. Drugim punktem oparcia byli sojusznicy z NATO ceniący sobie współpracę z naszym wywiadem. Libera więc liczył, że dzięki takiemu “obstawieniu”, ani prezydent, ani sojusznicy, nie pozwolą, by SLD, po ewentualnym zwycięstwie, próbował dokonywać w wywiadzie zmian.
W wywiadzie ukuto nawet w tej sprawie teorię trzech filarów, które mają jakoby określać miejsce Polski w strukturach Zachodu. Te filary to Leszek Balcerowicz jako szef NBP, Bronisław Geremek jako szef MSZ-etu i Bogdan Libera jako szef wywiadu.
Te wszystkie konstrukcje okazują się jednak dosyć płonne. Prezydent nie tak dawno powtórzył, że nadal nie ma zaufania do UOP-u. A SLD, jak jeden mąż, powtarza, że po wyborczym zwycięstwie przeprowadzi reformę służb specjalnych. Tu więc Libera odbija się od ściany.
Od ściany odbił się również Jacek Merkel. W ub.r. Merkel załatwił kontrakt na dostawę do Maroka kilku kutrów bojowych, które miała wyprodukować Stocznia Północna. Wszystko było już podpisane, ale transakcji sprzeciwił się UOP i odmówił wydania certyfikatu. Merkel próbował jeszcze interweniować, ale jego partia – Unia Wolności – nie potrafiła mu pomóc.
Jeszcze gorzej sprawy układają się Czempińskiemu, wobec którego prokuratura prowadzi trzy postępowania, dotyczące czasów, gdy był on szefem UOP-u. Te sprawy (za rządów SLD nikt nawet o nich nie myślał) to czytelny sygnał, że AWS nie da mu żyć.
Te i inne sygnały pokazują, że ludzie wywiadu zaczynają mieć w przyjaznym do tej pory kraju kłopoty. I że

liderzy wielkich partii

coraz mniej się z nimi liczą, jakby zapominając, jak olbrzymie zaplecze finansowo-biznesowe za nimi stoi. Na przykład Jan Kulczyk, przyjaciel Czempińskiego z Wielkopolski, który pierwsze wielkie interesy zrobił właśnie dzięki tej znajomości. Była to sprzedaż volkswagenów dla policji i MSW. Pewnie Kulczyk pamięta do dziś tamtych dobrodziejów. Firm, powiązanych mniej lub bardziej z ludźmi Jedynki, jest w Polsce o wiele więcej.
To są także ludzie ulokowani w najważniejszych miejscach.
I pewnie im inicjatywa Olechowskiego, Płażyńskiego i Tuska bardzo się spodobała. Bo po co płacić wszystkim partiom, kiedy można jednej, swojej? Po co antyszambrować u obcych, kiedy ma się wreszcie swoich? Po co wreszcie kiwać głową Millerowi czy Krzaklewskiemu, skoro Olechowski czy Tusk mówią tak, jak ludzie z pewnej półki myślą naprawdę? Wystarczy tylko się sprawdzić. To, czy jeden z najsilniejszych w Polsce układów, który do tej pory był wszędzie, czyli nigdzie, pójdzie na to sprawdzenie, jest jednym z najciekawszych pytań ostatnich godzin.

Wydanie: 03/2001, 2001

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy