Paszkwile PiS-owskich kaprali

Paszkwile PiS-owskich kaprali

Przez wiele ostatnich lat media, a myślę tu o tych większych i ważniejszych, bardzo dbały o to, by mimo zawziętej rywalizacji nie przekraczać granic, które by konkurencję zamieniły w wojnę, a język polemiki w epitety.
Psucie obyczajów zaczęło się na rynku mediów od ekspansji wydawniczej Axela Springera. Najpierw „Fakt”, a później „Dziennik” zaczęły łamać z trudem wypracowane reguły. Metody rywalizacji stawały się coraz bardziej bezwzględne, a język stosowany wobec konkurentów brutalny i agresywny.
Rządy PiS w krótkim czasie doprowadziły do tego, że media stały się poligonem wojennym. Linię okopów wyznacza poziom poparcia dla PiS. Media krytyczne wobec polityki i polityków tej partii automatycznie wpisywane są na listę wrogów. I to nie byle jakich. Każdy, kto trafi na tę listę, zostanie rychło pokazany jako agent. Albo jako człowiek nie tylko służb, ale również osobnik ściśle powiązany ze światem przestępczym. Najbardziej znienawidzeni przez PiS dostaną dodatkowo stempel agentów obcych mocarstw. To już nie jest język z czasów Ursusa i Radomia, powtórzony ostatnio przez premiera w Gdańsku. To są oskarżenia żywcem przeniesione z lat 50. i ówczesnych procesów. Na razie, choć kuriozalne, są to tylko słowa. Ciąg dalszy, czyli procesy, już zapowiedziano.
Do czego mogą być zdolni kilerzy PiS, widzimy, obserwując frontalny atak części mediów na TVN. Części, ale nie byle jakiej. Desant PiS w Zarządach TVP i Polskiego Radia pokazuje, że język, jaki teraz obowiązuje w mediach publicznych, to język maczugi i paszkwilu. Złamane zostały wszystkie zasady. Brakuje nawet pozorów obiektywizmu. W programach informacyjnych i publicystycznych osoby niesympatyzujące z PiS występują śladowo, a jeśli już, to głównie jako chłopcy do bicia. Prowadzący programy wykonują nałożone na nich zadania z wdziękiem kaprali. Są oczywiście koszty tej manipulacji. Telewizji publicznej Wildsteina udało się w ciągu paru miesięcy znacznie zmniejszyć liczbę widzów. Pomogło w tym poszerzenie oferty o programy licznej grupy PiS-owskich stachanowców. Nazwa grupy wzięła się od ilości programów radiowych, telewizyjnych i artykułów prasowych, które produkują. Ich nadaktywność jest zresztą świetnie wynagradzana z abonamentów telewizyjnych i radiowych. Czytelnicy „Przeglądu” też w tym partycypują, choć nikt ich o zgodę nie pytał. Nieustanna gorliwość medialna stachanowców ma też pewną zaletę. Coraz bardziej szkodzi mocodawcom.
Sposób, w jaki władza próbuje rozliczyć się z TVN za taśmy Beger, zmusza do reakcji wszystkich, którzy są na rynku mediów. Także widzów, słuchaczy i czytelników. To trudna próba. Władza ma ciągle wiele dóbr i przywilejów, które chętnie rozdaje swoim. Narazić się władzy, to dużo stracić. Władza nie tylko może coś dać. Może też mocno zaszkodzić. Wybór zachowania jest łatwy tylko w bajkach. By go choć trochę ułatwić, zacytuję poetę Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego: „Gdy wieje wiatr historii, ludziom, jak pięknym ptakom, rosną skrzydła, natomiast trzęsą się portki pętakom”.

Wydanie: 2006, 41/2006

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy