Patriota bez paszportu

Patriota bez paszportu

Postać Walerego Wróblewskiego dowodzi, że „nie ma historii Polski bez dziejów polskiego socjalizmu”

5 sierpnia ub.r. minęła setna rocznica śmierci jednego z najwybitniejszych bojowników o sprawę Polski, Walerego Wróblewskiego (1836-1908). Minęłaby chyba bez echa, gdyby nie trzecie, poprawione i uzupełnione wydanie książki prof. Jerzego W. Borejszy pt. „Patriota bez paszportu”.
Wróblewski żył 72 lata. Jak obliczył Borejsza, 23 spędził na ziemi ojczystej, cztery w Petersburgu i 45 na Zachodzie; zaledwie kilka dni przebywał w Warszawie i kilkanaście lat w Paryżu. „Niemal – jak pisze biograf – schematyczny życiorys polskiego rewolucjonisty czasów niewoli”.
Przyszły „patriota bez paszportu” został przyjęty do petersburskiego Instytutu Leśnictwa i Miernictwa, zaliczanego do najlepszych w Cesarstwie Rosyjskim uczelni, których absolwenci otrzymywali stopnie oficerskie, albowiem instytut zorganizowany był na wzór szkół wojskowych. Po dziesięciu latach wiedza wojskowa przydała się Wróblewskiemu w powstaniu styczniowym. W połowie sierpnia 1963 r. został naczelnikiem wojennym Grodzieńskiego, od powstańczego Rządu Narodowego otrzymał awans na podpułkownika. W powstaniu bił się niemal do samego końca. Sprzyjało mu szczęście; uniknął śmierci, znalazł się w Galicji, a następnie we Francji.
Kiedy 18 marca 1871 r. wybuchła rewolucja paryska, a władzę przejęła Komuna, sporo Polaków stanęło po jej stronie. Wedle sprawiedliwej oceny Borejszy: „Wielu Polaków widziało w Komunie ostatnią szansę ocalenia Francji, odrodzenia jej jako państwa demokratycznego – obrończyni Polski”. Nic więc dziwnego, że uchwycili się tej możliwości Jarosław Dąbrowski i Wróblewski. Komuna i Komitet Centralny gwardii narodowej obu zaoferowały stopnie generalskie. I jeden, i drugi odegrali wybitną rolę w walkach z siłami armii wersalskiej. Dąbrowski padł z ran odniesionych w boju, Wróblewskiemu udało się przedostać do Londynu, gdzie tamtejsza lewica powitała go jak swojego bohatera. Był nim zresztą dla całej europejskiej rewolucyjnej lewicy.
„Sam Wróblewski – generał Komuny – urastał do rangi człowieka symbolu”. Docenił to Marks i powierzył mu funkcję sekretarza Międzynarodówki do spraw Polski. Ma rację Borejsza, pisząc, że przybywający do Londynu polscy rewolucjoniści zdawali sobie sprawę, że „Międzynarodówka jest najpoważniejszą organizacją, na jaką mogą liczyć na terenie europejskim w swej walce o wyzwolenie Polski”.
O Wróblewskim nie zapomniał również Józef Piłsudski w latach swojej działalności w PPS. W 1896 r. proponował udzielić mu mandatu władz PPS na Kongres Drugiej Międzynarodówki w Londynie.
Kończąc swoją interesującą biografię Wróblewskiego, prof. Borejsza pisze: „Na tułaczych drogach busolą była mu idea wyzwolenia Polski (…)”. Z Komuny Paryskiej „wyszedł jako socjalista (…). Stare hasło powstańcze ťza naszą i waszą wolnośćŤ dzięki Wróblewskiemu i jego towarzyszom przeniesione zostało na sztandary polskiego socjalizmu”.
We wstępie do najnowszego wydania „Patrioty bez paszportu” autor podtrzymał swój pogląd, że „nie ma historii Polski bez dziejów polskiego socjalizmu”, i zadał nam retoryczne chyba pytanie: „Czy bez dziejów generała i jego rodziny może istnieć pełna historia Polski?”. Dodał, że „Pogrążanie teraz w niepamięci owych pokoleń polskich socjalistów z czasów niewoli stało się tak modne”, że we wrześniu 2007 r. japoński znawca dziejów Rosji i Polski zadał Borejszy pytanie: „Dlaczego u was zupełnie przestano badać historię dawnego socjalizmu?”.
Czytelniku! Odpowiedz sobie sam.

Jerzy W. Borejsza, Patriota bez paszportu, Neriton, Warszawa 2008

Wydanie: 05/2009, 2009

Kategorie: Książki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy