Perła Afryki

Perła Afryki

Jacek Pałkiewicz na Wybrzeżu Szkieletów w Namibii Na ciemnym, wulkanicznym piasku bieleją szczątki muszli, wyschnięte wodorosty, kości wielorybów, fok, a może nawet – któż to wie – marynarzy. O pustynny brzeg, który stał się grobem dla wielu żeglarzy, uderzają lodowate fale oceanu. Jak okiem sięgnąć, roztaczają się zachwycające widoki, piramidy piasku, rzeźbione wiatrem gigantyczne wydmy, jary i depresje wypełnione wodą przyciągające pustynne zwierzęta. Wokół panuje absolutna cisza. Jesteśmy na otoczonym złą sławą Skeleton Coast, Wybrzeżu Szkieletów lub – jak mawiali Portugalczycy – Wybrzeżu Piekieł. Gęste mgły, niebezpieczne prądy morskie, potężne fale, silne wiatry były tutaj przyczyną wielu tragedii. Plaża usłana jest na wpół zagrzebanymi w piasku wrakami statków, które zżera rdza. Zdradziecki brzeg nie oszczędził także małych awionetek i aut terenowych, którymi zapuszczali się tutaj poszukiwacze diamentów i przygód. Rozbitkowie rzadko mogli liczyć na powodzenie akcji ratunkowych w tym bezludnym i odosobnionym zakątku południowo-zachodniej Afryki. Dotarliśmy tutaj po 12 godzinach lotu na pokładzie Boeinga 747-400 Lufthansy. W Windhoeku, zamieszkanym przez potomków niemieckich osadników, zaopiekował się nami mój stary przyjaciel Silvio Magri, właściciel biura podróży Eagles Rock Tour and Safari, jeden z najbardziej rekomendowanych organizatorów turystyki ekologicznej w Namibii. Jego doświadczenie, kreatywność i profesjonalizm mają zapewnić wysoki poziom naszej podróży motywacyjnej, w której uczestniczą najlepsi dystrybutorzy dużej korporacji tytoniowej. Skeleton Coast ciągnie się przez 600 km wzdłuż wybrzeża Atlantyku pasmem szerokości 50-200 km. Pierwszym Europejczykiem, który w 1485 r. postawił nogę na tym pustynnym brzegu, był portugalski żeglarz Diego Cao, potem musiały upłynąć prawie cztery stulecia, nim następni odkrywcy przybyli do tego zakątka Czarnego Kontynentu. Posępne pustkowie stanowiło terytorium wydzielone na potrzeby ludności autochtonicznej Bantu. Na początku ubiegłego stulecia na południowym wybrzeżu zaczęto wydobywać diamenty. Duże spustoszenie poczynili tutaj kłusownicy. Dla ochrony delikatnego ekosystemu w 1971 r. cały obszar został objęty ścisłą kontrolą. Do utworzonego rezerwatu Skeleton Coast można wjechać tylko po uzyskaniu specjalnego zezwolenia. Wydaje się je w iście aptekarskich ilościach i z reguły tylko do Terrace Bay. Dalej na północ można podróżować tylko w sposób zorganizowany, w grupie liczącej nie więcej niż dziesięć osób. Pustynia namibijska jest nie tylko najstarszą, bo liczącą 6 mln lat pustynią na świecie, ale i niezwykle ciekawą. Spada tu zaledwie 50 mm opadów rocznie, ale wilgotność jest bardo wysoka, a to za sprawą zimnego Prądu Benguelskiego, płynącego na północ z okolic Antarktydy. Prąd tworzy mgły, które nad ranem przemieszczają się w głąb lądu, dając wilgoć umożliwiającą przeżycie wielu gatunkom roślin i zwierząt. Właśnie w zasięgu wzroku pojawiają się oryksy – antylopy doskonale przystosowane do życia wśród piasków. W poszukiwaniu skrawków zieleni na pustyni w ciągu nocy przebywają kilkadziesiąt kilometrów, a w ciągu dnia trzymają się w stadzie, aby łatwiej obronić się przed drapieżnikami. Wśród ponad stu rodzajów porostów wyróżnia się welwiczia, istny fenomen natury występujący tylko w Namibii i Angoli. Botanicy uważają, że okazy tu występujące osiągają wiek półtora tysiąca lat. Wysoka na półtora metra roślina ma grubą, rozpłaszczoną łodygę w kształcie obwarzanka, z której wyrastają zawsze tylko dwa wiecznozielone, przypominające wstęgi liście, poszarpane przez wiatr. Całość tworzy gęstą plątaninę strzępiastej roślinności, przypominającą kupkę podartych łachmanów. W cudownej scenerii malowniczego zachodu słońca przygotowujemy obozowisko. Po zapadnięciu zmroku pustynia szybko oddaje ciepło i słupek rtęci z 40 stopni opada do 20. Zaczyna dawać się we znaki zimno i wiatr. Po gorącej kolacji wsuwamy się w śpiwory, ale w drugiej połowie nocy budzimy się skostniali, wkładamy na siebie swetry i wełniane czapki. Oprócz zimna dokucza także wilgoć, którą przesiąkło dokładnie wszystko, co pozostało pod gołym niebem. Oczywiście, zaliczamy także słynne wydmy Soussusvley, największe wydmy na świecie, których wysokość sięga 300 m. Miliony ton piekielnie rozgrzanego piasku tworzą niekończące się sinusoidalne, regularne formy. Wchodzimy na pobliski grzbiet. Coraz to zbita powierzchnia piasku wydaje pod stopami

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 38/2002

Kategorie: Świat